Kilka miesięcy temu pisałam, że na read2sleep.pl w najbliższym czasie będzie mniej recenzji powieści, choć bardzo chciałabym, aby było ich więcej. Niestety, posty z komentarzami do przeczytanych przeze mnie książek zajmują mi bardzo wiele czasu. Taką recenzję, nawet króciutką, piszę nie mniej niż półtorej godziny i rzadko mogę sobie obecnie pozwolić na spędzenie aż tyle czasu przy moim blogu. Dodam, że post taki jak ten, który właśnie piszę, zajmuje mi jakieś pół godziny do max 40 minut i to jest dla mnie spora różnica. Zastanawiacie się może, co zajmuje mi aż tyle czasu? Przecież to raptem kilkanaście-kilkadziesiąt zdań? Już wyjaśniam! Owszem, sam początek zajmuje mi tylko kilka minut... Następne pół godziny poprawiam tekst :). Wspominałam kiedyś, że jestem dyslektykiem i dysortografem, więc czytanie i wyłapywanie pewnych błędów trochę u mnie trwa, a nieraz i tak nie jestem w stanie wyeliminować ich wszystkich za jednym razem. Różnie bywało w okresie mojej szeroko rozumianej edukacji, ale ostatecznie nie pozwoliłam, aby te dysfunkcje, jak to nazywano, gdy byłam jeszcze dzieckiem, odebrały mi pasję i radość z czytania oraz pisania książek. Wpływa to jednak na moje możliwości czasowe, na długość mojej pracy. Druga sprawa, że jestem też osobą, która za każdym razem po przeczytaniu własnej pracy, znajduje jakąś lepszą jej wersję. Mogłabym przebudowywać posty itp. w nieskończoność, dlatego po kilku razach przestaję już je czytać. I to samo niestety dotyczy również moich powieści...
Nie tak dawno wspominałam, że mam rozgrzebane co najmniej kilkanaście nowych powieści. I to od lat. Niektóre mają napisaną już połowę, inne tylko początek, jeszcze inne plan rozdziałów. Pewnie to dlatego do tej pory udało mi się wydać tylko jeden romans, czyli oczywiście dostępny od niedawna "Tylko jeden dzień". Gdy pisałam post na temat książki, wspominałam, że jej koncepcja zmieniała się w trakcie pisania. Ale najgorsze dla mnie jest to, że nawet, gdy już szczęśliwie znalazła się w księgarniach, ja nadal myślę, co jeszcze mogłam napisać inaczej...
Minęły około dwa miesiące odkąd wydano moją książkę. I teraz krótka refleksja. Z czego jestem dumna, a co chętnie bym zmieniła w "Tylko jeden dzień". Dumna jestem z koncepcji i konstrukcji fabuły. Uważam, że jest ciekawa i zupełnie inna niż konstrukcja romansów, które sama czytałam. Ponieważ przeczytane przeze mnie pozycje z literatury pięknej można spokojnie liczyć w setkach, sądzę, że wiem, o czym piszę. Lubię klamrę, którą objęłam treść, lubię mój wyraźny rozdział na dwa etapy życia bohaterów. Lubię też moich bohaterów, choć nie wszystko w ich zachowaniu pochwalam ;). I jeszcze, choć to może nieco kontrowersyjne, jestem dumna z tego, że powieści "Tylko jeden dzień" nie przegadałam. Nie było w niej lania wody, co nieraz irytuje mnie w powieściach niektórych autorów. Ale uwaga! Tu nawet nie chodzi o długość książki. Są powieści bardzo długie, o których w żadnym razie nie powiedziałabym, że są pełne "lania wody", a są też krótsze niż moja, w których dostrzegam brak pomysłu na połowę treści i sztuczne "robienie wierszówki".
A teraz druga strona medalu. Co najchętniej zmieniłabym w "Tylko jeden dzień". Szczerze, jest tylko jedna rzecz (na tę chwilę), która mi przeszkadza. Pisząc pierwszy etap powieści zastanawiałam się, czy nie napisać rozdziału o egzaminie dojrzałości moich bohaterów, ale później stwierdziłam, że nie ma to wielkiego znaczenia dla fabuły. Teraz bardzo często nachodzą mnie myśli, że może jednak było to trzeba napisać... 😅
Jako ilustrację do niniejszego posta wklejam zdjęcie. Z ciekawości wpisałam przed chwilą w wyszukiwarkę internetową (w grafikę) tytuł swojej książki i oto zdjęcie tego, co zobaczyłam ;).
Ściskam i pozdrawiam
Sil
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz