Gdy miałam sześć lat, rodzice zabrali mnie do swoich znajomych, do innego miasta. To była jednodniowa wycieczka, a ja cieszyłam się, że zobaczę ich "wielki dom". Wiedziałam, że mają psa, bo mama mnie uprzedzała, że z "psami trzeba ostrożnie", ale gdy dotarliśmy do znajomych, psa w domu nie było. Mój tata rozmawiał jeszcze z kolegą przed domem, a moja mama i ja, zostałyśmy wprowadzone do salonu. Koleżanka mamy - "Ciocia", zaproponowała, żebym sobie gdzieś usiadła. Obeszłam cały salon i ostatecznie usiadłam w sporym fotelu koło wejścia na taras. Mama z "Ciocią" jeszcze rozmawiały stojąc, a później "Ciocia" powiedziała nam, że pójdzie nam zrobić coś do picia i weszła do kuchni przy salonie. Mama stanęła w drzwiach tej kuchni, aby z nią dalej gawędzić, ja zaś siedziałam w fotelu i rozglądałam się ciekawie. Po kilku minutach drzwi wejściowe do domu, które widziałam z miejsca, gdzie siedziałam, otworzyły się. Wszedł mój tata z kolegą a zaraz usłyszałam szczekanie psa. Nagle pies podbiegł w moim kierunku, zjeżył się i zaczął na mnie warczeć. Jego właściciel zaczął odwoływać psa, jednak w tym momencie pies, zamiast pobiec do swojego pana, złapał mnie zębami za przedramię i zaczął szarpać. Wtedy podbiegli właściciele, odciągnęli psa i gdzieś go zamknęli. Moja przerażona mama, złapała mnie i widząc krwawiącą ranę na mojej ręce, szybko wyniosła mnie z domu. Pojechaliśmy do szpitala. Na szczęście obyło się bez szczepień p/wściekliźnie, bo pies był szczepiony. Po fakcie, gdy właściciele tłumaczyli się moim rodzicom z ataku na mnie przez ich pupila, usłyszałam "bo wasza córka usiadła w fotelu naszego psa". Okej, moi mili, ja wszystko rozumiem, nawet to, że pies może mieć swój fotel, ale takie tłumaczenie jest i tak wg mnie co najmniej nierozsądne. Po pierwsze: Mnie, jako dziecku, nie przyszło do głowy, że może istnieć coś takiego jak "fotel psa". Po drugie i najważniejsze: Właścicielka widziała, gdzie usiadłam i nie poprosiła mnie o zmianę miejsca, nie wspomniała też, gdzie mam usiąść. Poza tym to dorosły, a nie sześcioletnie dziecko, ma czuwać nad bezpieczeństwem swoich gości i zainteresować się tym, czy wpuszczony z podwórka pies nie stanowi dla nich zagrożenia. Nie byliśmy gośćmi nieproszonymi, wręcz przeciwnie. Zaproszono nas telefonicznie, abyśmy przyjechali na obiad. Przy okazji... niedługo później pies został uśpiony, bo ugryzł dotkliwie właścicielkę...
Kilka lat później, gdy wracałam do domu z placu zabaw w okolicy, nagle zobaczyłam, że w moim kierunku biegnie wilczur sąsiadów. Znałam tego psa, ale ponieważ biegł sam, bez smyczy i kagańca i wcale nie wyglądał przyjaźnie, zaczęłam uciekać. Może niezbyt rozsądnie, ale miałam wówczas około dziewięciu lat. Byłam już dziesięć metrów od domu, gdy pies mnie dogonił i ugryzł w udo. Na szczęście zaraz nadbiegł mój brat i przegonił psa. Okazało się, że nie stała mi się wielka krzywda, ale w miejscu ugryzienia miałam porządnego siniaka.
Kochani, po co te historie? Cóż, wiecie, że jestem wegetarianką, głównie dlatego, że kocham zwierzęta i nie chcę narażać ich na cierpienie. Nie używam też wyrobów skórzanych, ani produktów testowanych na zwierzętach. Choć od dzieciństwa, od moich dwóch incydentów z psami, boję się obcych zwierząt, nie przestałam ich kochać. Jednak to, co ostatnio czytam w prasie i w artykułach na portalach społecznościowych po prostu mnie przeraża.
Ostatnio pies pogryzł trzylatka, który tego psa chciał pogłaskać. Pogryzł dotkliwie, dziecko będzie miało blizny. Szanowni Państwo, kochani Czytelnicy. Nie! To nie była wina dziecka! Nieważne, czy dziecko podeszło samo, czy to pies podszedł. Dziecko nie umie oceniać zagrożenia do około siódmego a nawet dziewiątego roku życia, czasem jeszcze później. To wynika z etapu rozwoju myślenia intencjonalnego. Dziecko nie umie przewidzieć skutków swojego zachowania. Od tego są dorośli, którzy to dziecko zawiedli. Nie tylko mama, bo mama też jest człowiekiem i czasem po prostu nie zdąży zareagować, ale przede wszystkim właściciel/właścicielka psa, który/która nie zabezpieczył/a zwierzęcia w odpowiedni sposób. Owszem, należy uczyć dzieci, że do obcych zwierząt się nie podchodzi, ale dziecko ma prawo o tym zapomnieć, nie wiedzieć, nie pomyśleć, bo jest dzieckiem. I, gdy czytam setki komentarzy "wina gówniarza", "dobrze mu tak" i jeszcze gorsze rzeczy, to myślę sobie: Quo vadis, człowieku? Dokąd zmierzasz, skoro zwalasz winę za pogryzienie przez psa na pogryzionego brzdąca, który nie ma jeszcze jakiejkolwiek możliwości, aby przewidzieć, co się może zdarzyć.
Uwielbiam zwierzęta, ale to są zwierzęta. Działają instynktownie. Gryzą, gdy czują zagrożenie, gdy chcą się bawić, gdy chcą obronić właściciela nawet przed wyimaginowanych niebezpieczeństwem. Mają do tego prawo, ale my, jako właściciele mamy obowiązek nad nimi zapanować. Jeśli nie potrafimy tego zrobić, nie powinniśmy ich mieć.
Ściskam wszystkich naszych czworonożnych i nie tylko przyjaciół oraz pozdrawiam wszystkich odpowiedzialnych opiekunów.
Sil
 |
fot. Sil (tak, na przekór ;)) |