![]() |
fot. Sil |
Z miłości do czytania i pisania... nocą ;)
![]() |
fot. Sil |
Minęło już trochę czasu, odkąd ukazało się bardzo interesujące fan fiction, czyli książka "Droga do Zielonego Wzgórza" autorstwa Budge Wilson. Powieść, stanowiąca oficjalny prequel do serii "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery, na świecie ukazała się w 2008 roku. W Polsce tylko rok później. Dlaczego jednak nie uważam powieści Budge za "normalny" prequel tylko bardziej za fan fiction? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Może niektórych zdziwi, że na read2sleep.pl znajduje się ostatnio więcej opinii o książkach, które nie są z gatunku romans/fantasy, ale jest ku temu pewien powód. Po pierwsze, postanowiłam rozszerzyć tematykę bloga o "recenzje" dzieł "interesujących", a do takich na pewno należy "Droga do Zielonego Wzgórza", ale to nie wszystko. Chciałabym też odświeżyć swoją pamięć o pewnych dziełach. Przypomnieć sobie, co ciekawego w życiu czytałam i, gdy już to zrobię - napisać o tym na read2sleep.pl.
"Droga do Zielonego Wzgórza", jak sam tytuł sugeruje, to podróż Ani, tytułowej bohaterki serii powieści od Lucy Maud Montgomery, od narodzin aż do jej przyjazdu do domu Cuthbertów, gdzie dopiero znalazła swój dom. To swoista tułaczka małego dziecka od miejsca do miejsca, liczne przygody małej dziewczynki i próba ukazania realiów epoki, w której przyszło jej żyć. Książkę czyta się dobrze, występują wszystkie postaci, które stworzyła autorka oryginału, żaden szczegół nie jest pominięty. Gdybym miała poznać tę książkę, jako niezależną powieść, oderwaną od całej serii "Ania z Zielonego Wzgórza", na pewno poleciłabym ją dla dzieci i może dla młodszej młodzieży. Jest to dobra, solidna książka, przygody są ciekawe, czyta się świetnie. Ale ja nie jestem tylko czytelniczką "Drogi do Zielonego Wzgórza". Seria od Lucy była bliska memu sercu, czytałam ją wielokrotnie i poznałam od deski do deski. I pierwsza moja refleksja na temat powieść Budge jest następująca: książka odbiega od historii Ani, którą napisała Lucy Maud Montgomery. Jest to wersja przesłodzona, podczas gdy, autorka oryginału wielokrotnie, choć subtelnie podkreślała, że historia dzieciństwa Ani była trudna, smutna i okrutna pod wieloma względami. Czytając "Drogę" nie ma się tego wrażenia. Owszem, znalazły się tu i trudniejsze momenty, jednak w moim odczuciu, całość jest dość "normalna". Nie ma tu tragedii, którą nosiła w sercu bohaterka oryginalnej serii.
Za co plus? Za styl. Nie czytałam anglojęzycznego oryginału, czyli "Befor Green Gables", ale wersja przetłumaczona jest naprawdę dobrze napisana. Plus również za wątki dodatkowe, stworzone przez Budge Wilson, o których nie było mowy w serii o Ani autorstwa Lucy Maud Montgomery. Minus za spłycenie tragedii małej dziewczynki, o której Ania Shirley przecież nie lubiła mówić nie dlatego, że było jej dobrze, ale dlatego, że cierpiała na samo wspomnienie swojej historii. Myślę jednak, że "Droga do Zielonego Wzgórza" wpisała się w wymagania czytelników, którzy po nią sięgnęli. Powieść była ładna, solidna i dająca nadzieję.
I na koniec... Dlaczego powieść "Droga do Zielonego Wzgórza" bardziej kojarzy mi się z fan fiction niż z normalnym prequelem? Właśnie przez to złagodzenie tragedii Anny Shirley. Prequel w moim odczuciu powinien być bardziej zgodny z koncepcją autora, w fan fiction piszę się dla fanów zmieniając nieraz (nawet znacznie!) koncepcję z oryginału.
Książkę polecam, będzie świetna na wspólne, wakacyjne czytanie rodziców i dzieci. Można po nią sięgnąć również z sentymentu do serii o Ani lub zaproponować młodzieży, zanim zgłębi lekturę "Ania z Zielonego Wzgórza" w szkole podstawowej.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
![]() |
fot. Sil |
Niestety, na dalsze wycieczki przez najbliższe kilka dni nie mogę liczyć. Muszę zadowolić się krótszymi i tym, co ma do zaoferowania okoliczna przyroda. Kilka ujęć z pochmurnego obrzeża Wrocławia poniżej.
Życzę Wam, Drodzy Czytelnicy, zdrowia. Dużo zdrowia i więcej zdrowia. Bez niego trudno iść gdziekolwiek.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
![]() |
fot. Sil |
![]() |
fot. Sil |
Bardzo chciałam wczoraj dodać na blog podsumowanie czerwca 2025 roku, ale jednak rozmyślnie z tego zrezygnowałam. Dlaczego? Proste. Byłby to post pełen smutku i żalu do świata. Historia śmierci mojej Babci była tak dziwna, że nadawałaby się na film kryminalny. Ale jednak nie niosła za sobą zbyt wiele nadziei, a o tym, co pozbawione puenty pisać po prostu nie chcę. Chylę więc czoła przed tajemniczością wszechświata i przechodzę dalej, by realizować własny plan na życie.
Lipiec - lato, wakacje, słońce. Lipiec to radość i tej radości będę chciała zmieścić jak najwięcej na read2sleep.pl. Możecie spodziewać się fotorelacji z moich krótkich podróży, jak i w ubiegłym roku. Reszta niech pozostanie tajemnicą.
Kochani, tym którzy są już w trakcie wypoczynku - życzę wspaniałych przygód w doskonałej proporcji ze spokojem. Tym, którzy wciąż czekają na swoją kolej - odrobiny cierpliwości ;).
Ściskam i pozdrawiam
Silentia
![]() |
fot. Sil |
gdzieś mi się, duszo, dziś zaplątała?
miałaś żyć wiecznie i nagle nic z tego
pustka i cisza tylko pozostała
próżnia nie pamięta złego czy dobrego
i tylko westchnienie, i ta pod rzęsami
łza nieposłuszna, skradziona spod powiek
czemu odeszłaś, choć miałaś być z nami?
czy zrodzi się jeszcze ten, co umarł człowiek?
w żałobie, w czerni i bieli, w marności
życia i śmierci, co toczą się kołem
pragnąc przeżyć godnie i odejść w godności
biegnijmy przez życie z podniesionym czołem
Silentia
![]() |
fot. Sil |
Przeczytałam niedawno ciekawy artykuł na temat pszczół, w którym ekolog przekonywał, że nowoczesne, wypielęgnowane przydomowe trawniki robią wiele szkód dla środowiska. Nie wdając się w nadmierne szczegóły, naukowiec twierdził, że zbyt krótkie koszenie trawy w naszych ogrodach to śmierć głodowa dla pszczół a bez pszczół nie przetrwamy. Sama, przyznam szczerze, dość krótko ścinam trawę w moim ogrodzie, ale artykuł dał mi na tyle do myślenia, że w tym roku postanowiłam pójść na pewien kompromis. W moim około stu metrowym ogródku, zostawiam teraz małe poletko nieskoszonej trawy, na której rośnie sobie do woli między innymi biała, wonna koniczyna. Dzięki temu mogę swobodnie i bez strachu korzystać z połowy mojego ogrodu, zaś pszczółki pracują sobie w wyznaczonym miejscu ;). Może nie zmieni to wiele, ale na pewno również nie zaszkodzi.
Dziś mamy piękną, letnią sobotę. Niebo jest błękitne, a delikatny wiaterek chroni przed upałem. Wspaniałego weekendu, Kochani :)!
Ściskam i pozdrawiam
Sil
![]() |
fot. Sil |
Już w dzieciństwie nieświadomie poszukiwałam książek z gatunku romansów. Jasne, pewnie każda dziewczynka lubiła bajki o Śpiącej królewnie czy Królewnie Śnieżce, ale u mnie było to coś więcej. Podkradałam książki z regału mojej mamy, po czym czytałam je zbyt wcześnie, bo mając ledwo pierwsze naście lat. Czasami udawałam wówczas, że rysuję przy biurku i chowałam powieść do szuflady, gdy ktoś się zbliżał do mojego pokoju, czasami po prostu czekałam aż cały dom zaśnie. Mając 11 lat zdarzało mi się po kryjomu zarywać nocki, by doczytać jakąś opowieść do końca, moi rodzice zaś dziwili się, dlaczego na drugi dzień jestem taka padnięta... W tamtym czasie dostałam w prezencie od szkolnej bibliotekarki książkę "Księżniczka i koboldy" Georga MacDonalda. Książki z jakiegoś powodu nikt nie chciał, ale ja chciałam. Zaczęłam czytać i przez długi czas byłam w bańce wielkiego WOW! To wtedy odkryłam, że jest jeszcze jeden rodzaj powieści, który niniejszym uwielbiam. Są to książki fantasy. Ponieważ "Księżniczka i koboldy" (Znana w Polsce również pod tytułem "Królewna i goblin") była też swojego rodzaju romansem, był to dla mnie idealny wybór. Od tej pory stara, niechciana powieść MacDonalda stała się moją pocieszycielką i wracałam do niej często, gdy byłam chora, smutna lub czułam się samotna. Wiele lat później, zgłębiając historię, zaczęłam czytać też dodatki i znalazłam informację, że o dalszych losach Księżniczki Irenki mogę przeczytać w drugiej części powieści - "Księżniczka i Cyryl". Choć jednak długo szukałam w różnych księgarniach, nie mogłam takiej książki odnaleźć. Raz nawet dostałam informację, że ta powieść nie została w Polsce w ogóle wydana, więc zrezygnowana musiałam porzucić plany przeczytania dalszych losów głównych bohaterów.
Było więcej niż piętnaście lat później, gdy szukając książki na prezent dla córki znajomych, natrafiłam niespodziewanie na wydaną w 2013 roku przez wydawnictwo Muchomor powieść "Królewna i Curdie" Georga MacDonalda. Zachwycona, nie wahałam się ani chwili. Choć powieść znajdowała się na dziale dziecięcym, nie tylko niezwłocznie ją nabyłam, ale jeszcze tego samego dnia przeczytałam. I to tyle dobrych wieści. Mówiąc krótko, powieść "Królewna i Curdie" jest tak nie w moim guście, że aż boli i już nie dziwię się, dlaczego przez tyle lat nikt nie chciał jej w naszym kraju wydać.
Początkowo pomyślałam, że to może kwestia tłumaczenia, jednak ostatecznie uznałam, że nie. Powieść jest napisana poprawnym językiem, więc tłumaczenie również musi być poprawne. Chodzi o konstrukcję, rwane przygody głównych bohaterów, a właściwie tylko jednego z nich..., wątpliwą moralność, przerysowanie postaci, kiepsko wyprowadzone wątki, brak spójności i tej płynności, która tak zachwycała mnie w pierwszej części. Królowa Irena dla przykłądu, najważniejsza drugoplanowa postać w "Księżniczce i koboldach", w drugiej części była postacią co najwyżej irytującą, Cyryl (tutaj Curdie) - bohaterski i mądry w części pierwszej, tu był nudny i nieporadny, a księżniczki Irenki, którą znaliśmy z części pierwszej jako odważną, rezolutną dziewczynkę, właściwie jakby w ogóle nie było...
Gwoździem do trumny moich dziecięcych wyobrażeń na temat drugiej części okazał się epilog (zatytułowany "Koniec"). To naprawdę tak okropny epilog, że aż żałowałam, że go przeczytałam. Puenta całości historii stanęła w opozycji do dającego nadzieję zakończenia części pierwszej i pogrzebała całą moją sympatię dla pióra MacDonalda.
Innymi słowy, choć przez prawie ćwierć wieku marzyłam, aby poznać dalsze losy bohaterów powieści "Księżniczka i koboldy", po lekturze części drugiej, żałowałam, że ktoś zdecydował się na wydanie "Królewny i Curdiego". Jednak sądzę, że są osoby, które druga część mogłaby zainteresować. To dzieci, ale mniejsze niż ja, gdy czytałam część pierwszą powieści. Bo o ile będą problemy, których młodsze dzieci nie będą w stanie zrozumieć, to jednak zupełnie inny rodzaj prowadzenia fabuły przez autora, może spodobać się małym czytelnikom.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
![]() |
fot. Sil |
są miejsca
skromne i czasem niepozorne
są drogi, zupełnie inne niż wskazuje mapa
jest błękit nieba
schowany za chmury
i słońce, które jednak za bardzo szczypie w oczy
są domy na zewnątrz inne niż we wnętrzu
pałace podobne kryształowej klatce
jest woda zatruta nadmiarem złych myśli
i serce z kamienia, bo nigdy nie płacze
Silentia
![]() |
fot. Sil |
Połowa roku 2025 zaraz minie bezpowrotnie i stanie się wspomnieniem. Jest pierwszy czerwca, upalny, burzowy dzień dziecka - nieco głośny, nieco melancholijny, bo zasłuchany we wspomnienia. Szalona końcówka maja przeszła do historii, rozpoczyna się meteorologiczne lato...
Chciałam dziś pisać o wielkich planach na najgorętszą porę roku, jednak już teraz wiem, że będzie się tyle działo, że właściwie planować nie mam po co. Najbliższe miesiące będą intensywne i wiecie co? Mimo wszystko się z tego cieszę. Ale jak wspominałam na początku trwającego roku, blog read2sleep.pl nie odchodzi w zapomnienie. Może i będą przestoje, ale będzie również tyle ciekawostek, refleksji, wierszy czy "recenzji", ile tylko będę wstanie napisać. Zaglądajcie do mnie, gdy tylko najdzie Was ochota :)
Tymczasem ściskam i pozdrawiam
Silentia
fot. Sil |
Kochani, pozostałam dziś w tematyce wody i udałam się wreszcie do wrocławskiego centrum wody, czyli Hydropolis. Wspaniałe centrum edukacyjne, które posiada atrakcje i dla najmłodszych, i dla trochę starszych. Oprócz muzeum, centrum posiada piękny teren na zewnątrz, uroczą kawiarnię. Jest też dobrze zorganizowane zaplecze sanitarne, z miejscem do wygodnego karmienia niemowląt. Brawo! Jest również fajny sklepik z pamiątkami, w którym oczywiście nabyłam magnes do kolekcji ;). Polecam wizytę. Bilety w różnych cenach w zależności od tego, czy zwiedzamy w grupie, rodzinnie czy też indywidualnie. Są sale kinowe, gdzie puszczane są krótkie filmy o tematyce wody, jest też osobno płatne kino VR. Szczegóły można poznać na stronie internetowej centrum -> Hydropolis. Poniżej moja krótka fotorelacja :).
Ściskam i pozdrawiam
Sil
![]() |
fot. Silentia |
Dziś wybrałam się na krótki... okej, może nie do końca krótki... spacer po okolicach wodonośnych we Wrocławiu. Przez jazy, śluzy i leśne wysepki Wrocławia, przeszłam przez Opatowice a dalej ulicą Międzyrzecką do kładki za Zoo. Zapraszam do obejrzenia mini fotorelacji poniżej :).
Ściskam i pozdrawiam
Sil
![]() |
fot. Silentia |