Jak już wiecie, również z kilku moich postów na read2sleep.pl, z ciekawością i zainteresowaniem śledzę dyskusję między polskimi pisarzami i wydawnictwami, którą kilka miesięcy temu zapoczątkowała autorka "Chłopek". Tym razem zainteresowała mnie wypowiedź innej polskiej pisarki, której nazwiska niestety nie pamiętam, a która skarży się na zupełnie inny problem zawodu pisarza. Jeżeli przez ogólne warunki polskiego rynku książki, pisarz w naszym kraju jest zmuszony do podejmowania pracy zarobkowej niezwiązanej z tworzeniem nowego dzieła, to automatycznie jego czas na napisanie kolejnej, być może rewelacyjnej powieści (lub innej książki oczywiście) kurczy się. W ten sposób dzieło powstaje latami lub nie powstaje w ogóle. Okej, Kochani! Muszę przyznać, że ta wypowiedź do mnie trafiła. Sama borykam się z chronicznym brakiem czasu i wiem, co to znaczy chcieć pisać, ale po prostu nie móc się na tym skupić, bo ŻYCIE. W tym roku jest mi szczególnie ciężko wygospodarować chwilę na działalność twórczą, że to tak górnolotnie nazwę ;), gdyż spiętrzyło mi się mnóstwo spraw. Nawet blog świeci pustkami, nad czym szczególnie ubolewam. I jestem w stanie wyobrazić sobie, jak ciężkie dla pisarzy, zwłaszcza odnoszących jakieś tam sukcesy jest to, że nie mogą wyżyć ze swojej pasji, że pisarstwo nie może się dla większości z nich stać po prostu pracą, a musi pozostać w strefie hobby. Ale zastanawiam się, czy jest to problem, który na polskim rynku w ogóle da się rozwiązać. Czytelnicy nie odczuwają tego braku, bo księgarnie w Polsce nie świecą pustkami, są wręcz wypełnione tytułami, których nie da się nawet przejrzeć na spokojnie, bo jest ich zbyt wiele. Czy jest to kwestia zbyt małej ilości publicznych bibliotek, do których nowości polskich twórców mogłyby trafiać? Czy może ten wielokrotnie wypominany niski poziom ogólnego czytelnictwa w naszym kraju jest największą bolączką rynku wydawniczego. Jeśli książki, nawet rewelacyjne, rozchodzą się w malutkich nakładach, trudno mówić o możliwości godnego wynagradzania ich autorów. Akurat w przypadku "Chłopek" było inaczej, ponieważ książka stała się modna. I proszę mi wierzyć, że nie każdy kto ją kupił, jednocześnie ją przeczytał... Miała poza tym (np. we Wrocławiu) tak szeroko zakrojoną kampanię reklamową, że któregoś razu pomyślałam, że jeszcze raz zobaczę plakat z "Chłopkami" to coś mnie trafi ;). Ale pamiętajmy, że nie każde wydawnictwo/sklep/księgarnia zechce aż tyle zainwestować w promocję danej pozycji.
Ja sama - wstyd się przyznać - najczęściej czytam powieści amerykańskie, ale z prostej przyczyny. Uwielbiam czytać po angielsku. Wchodzę w aplikację do zakupu i czytania książek i tam wybieram wśród proponowanych mi tytułów, autorów. Jest tego naprawdę ogromna masa. Czasem płacę za ebooki nie mniej niż bym zapłaciła za papierowe wydanie polskojęzycznej książki, ale czasem udaje mi się upolować powieść za 0zł lub w jakiejś mega promocji, za dosłownie kilka złotych. Czytają w ten sposób mogę ponadto czytać w tzw. międzyczasie, w dowolnym miejscu. Nie mam też problemu, gdzie przechowam te wszystkie tomiszcza. Może to też jest jakiś niewielki problem? Zauważyłam, że wielu nawet "topowych" polskich autorów w tych aplikacjach po prostu nie ma.
Wracając o meritum. Tak, prawdopodobnie lepsze wynagrodzenie dla autorów sprawiłoby, że książek w naszym kraju powstawałoby więcej. Tylko pytanie: czy pomieściłby je polski rynek?
Ściskam i pozdrawiam
Sil