czwartek, 30 stycznia 2025

Coś prostego i relaksującego, czyli "The Soul Mate" od Kendall Ryan

 

    To pewnie nienajlepsza reklama książki, gdy napiszę, że musiałam nieźle się wysilić, aby przypomnieć sobie fabułę, choć powieść "The Soul Mate" od Kendall Ryan czytałam zaledwie dwa tygodnie temu. Ale, wbrew pozorom, książka naprawdę mi się podobała i dlatego z niecierpliwością czekałam, aż będę mogła napisać o niej kilka słów na read2sleep.pl. Anglojęzyczna, ale napisana bardzo prostym językiem, wydana w 2017 roku, niezbyt obszerna, czwarta a zarazem ostatnia powieść z serii "The Roommates", ujęła mnie swoją prostotą i romantycznym przesłaniem. Narzekałam, że pierwszy tom był nieco przeerotyzowany i miałam wrażenie, że chodzi w nim bardziej o pożądanie niż miłość? Tu mamy przeciwny biegun. W "The Soul Mate" zdecydowanie chodzi o miłość :).

    Bren i Mason to młodzi, ale nie nieprzyzwoicie młodzi ludzie. Gdy spotykają się po raz pierwszy, ich życia są już całkiem poukładane. Ona pracuje ze zwierzętami, co daje jej tyle radości i satysfakcji, ile tylko się da. On jest lekarzem, dla którego kobiece ciało nie ma tajemnic. Spotykają się w barze, spędzają ze sobą najcudowniejszą noc w swoim życiu, a następnie Bren ucieka... Zostawia śpiącego kochanka, choć był z całą pewnością jednym z najwspanialszych mężczyzn, jakich spotkała na swojej drodze. Ale Bren nie chce się z nikim wiązać, nie chce się angażować. Z przyczyn ważnych dla niej, chce pozostać singielką, być sobie sterem i żaglem. W tym samym czasie Mason jest nieszczęśliwy, że najwspanialsza kobieta z tych, które spotkał w życiu, uciekła od niego bez pozostawienia jakiegokolwiek namiaru na siebie. Mężczyzna czuje, że z Bren połączyłoby ich coś niezwykłego. Jest prawie przekonany, że oto właśnie spotkał (i być może stracił) swoją drugą połówkę. Tę jedyną bratnią duszę, która mogłaby go uzupełniać. Szuka Bren bezskutecznie, aż nagle znajduje ją w najmniej spodziewanym dla siebie miejscu. We własnym gabinecie lekarskim, jako nową pacjentkę...

    Kochani, choć dla mnie książka nie miała sekretów i praktycznie wszystko przewidziałam dobrze, wiem że dla niejednej osoby powieść "The Soul Mate" mogłaby mieć mniejsze i większe tajemnice. Znam pióro Kendall, więc od początku wiedziałam, czego się spodziewać. Mimo to uważam, że powieść jest całkiem ciekawa, jak na tak prostą i krótką pozycję. Plus za ciekawy wątek rodziców głównego bohatera oraz za spokój w relacji między postaciami. "The Soul Mate" było książką wyciszającą, relaksującą, taką akurat do poduszki.

    Powieść polecam, jak i całą serię "The Roommates". To nie są dzieła sztuki na miarę Nobla, ale na pewno są odpowiednie dla chwili odpoczynku wieczorem, na wakacjach, feriach czy w święta. Pewnie niewiele nowości wniosą w Wasze czytelnicze życie, ale myślę, że dla miłośników romansów będą w sam raz.

Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil


    

    

wtorek, 28 stycznia 2025

Są dni

 

    Nauczyłam się dziś, że jeśli nachylisz się trzymając miseczkę z mlekiem, mleko może się wylać... 🙆  Są dni, gdy próbując robić wszystko na raz, zamiast ogarnąć więcej, dokładasz sobie roboty, więc WDECH i WYDECH. Moja babcia, zawsze mi powtarzała "Tylko spokój nas uratuje". Oby...


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


poniedziałek, 27 stycznia 2025

Błąd na błędzie, braki w treści i tytuł absolutnie niepasujący do fabuły, czyli "Beautiful Seal"

 

    Początkowo moja następna recenzja miała dotyczyć kolejnej powieści od Kendall Ryan, ale uznałam, że może dam Wam odpocząć od jej książek i znajdę coś innego. Tak się złożyło, że gdy nie mogłam zasnąc 3 dni temu, przeglądałam sobie propozycje do przeczytania w mojej ulubionej aplikacji i jedną z podpowiedzi był romans "Beautiful Seal" napisany przez duet Alexa Davis i Alycia Taylor. Spojrzałam na opis, nie wyróżniał się niczym specjalnym, ale pozycja oferowana była mi do zakupu za 0zł. Pomyślałam "czemu nie spróbować?" i zaczęłam czytać...

    Anglojęzyczna powieść "Beautiful Seal" została wydana w 2017 roku i jest drugą pozycją z wielotomowej Maxwell Brothers Series. Na razie przeczytałam tę jedną część i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek sięgnę po inną, chociaż za 0 zł otrzymałam jeszcze jedną książkę z ciągu. Po prostu zastanawiam się, czy nie szkoda mojego czasu.

    Historia, gdy czytamy blurb, wydaje się romansem jak ich wiele. Jest sobie Emily, młoda terapeutka dziecięca oraz jest sobie Grant - przystojniak z klubu motocyklowego, dawny agent nieruchomości i dawny amerykański żołnierz z elitarnej jednostki Seal. Spotykają się w małym miasteczku, zakochują, żyją długo i szczęśliwie. Więc czego tu nie lubić? Uh, niestety. Jest tego sporo. Po pierwsze i najważniejsze, książka zawiera tak wiele błędów, iż zastanawiam się, czy w ogóle przeszła korektę. W całej treści notorycznie mylone są, uwaga, imiona bohaterów! Do tego stopnia, że w pewnym momencie można się pogubić. Jest to ogromny brak szacunku dla czytelnika i dlatego, nawet jeśli książka była mi zaoferowana za darmo, nie jestem pewna, czy była warta mojego czasu. Druga sprawa, książka praktycznie nie zawiera opisów... Są SAME dialogi i to na poziomie wypracowania szkolnego, a nie powieści romantycznej. Szczerze mówiąc uśmiechnęłam się na początku, gdyż "Beautiful Seal" w swojej konstrukcji przypomniało mi moje własne opowiadanie. Tylko, że napisałam je, gdy miałam 14 lat... Więc, gdyby powiedziano mi, że autorki to młodziutkie nastolatki, pewnie przełknęłabym stronę techniczną, ale jeżeli są to profesjonalne pisarki? Nie, niestety nie. Dialogi ponadto są napisane w tak prosty sposób, w tak dosłowny i dokładny, jakby panie Alexa i Alycia nie miały najlepszego zdania o inteligencji swoich czytelników i czasem można poczuć się nieco niezręcznie. A propos niezręczności... Sceny intymne w tej powieści również były dość niezręczne i absolutnie nie były gorące. Po prostu takie, jakby panie autorki chciały je napisać, ale wstydziły się to zrobić. Szkoda. Kolejna sprawa, która powinna zdyskwalifikować tę pozycję jako książkę do wydania to tytuł. Powieść nosi tytuł "Beautiful Seal", skoro więc nawet w tytule jest podkreślone, że główny bohater jest żołnierzem, dlaczego w treści temat ten jest zupełnie pominięty? Jedne, czego się dowiadujemy to to, że Grant nie chce o tym rozmawiać. Nie wiemy, jaki miał problem z marynarką, dlaczego odszedł, co jest traumą z tamtego okresu jego życia. Nie wiemy absolutnie niczego poza faktem, że kiedyś był w amerykańskiej marynarce. Jak już autorki nie zamierzały poruszać tego tematu, mogły chociaż zatytułować książkę ex-seal. A tak? Całą lekturę czekałam, aż wyjaśni się, co tam się wydarzyło i niestety. Nie doczekałam się.  Kolejną wadą pozycji była całkowita przewidywalność, wręcz bolało, jakie to było transparentne. Oczywiście, może gdybym nie czytywała powieści w takiej ilości, może nie byłabym aż tak znudzona fabułą, ale jeżeli sięgniecie po tę pozycję jako mole książkowe? To właściwie szkoda Waszego czasu. Błędy, zanadto prosta treść, niezręczność, brak opisów - tylko dialogi, przewidywalność, niepotrzebna drama między bohaterami i ich ogromna asekuracyjność w kontaktach między sobą. Poza tym, przez jakąś połowę powieści miało się wrażenie, że tak mniej więcej połowa zdań to wierszówka... Szkoda.

    Co jest zaletą? Pomysł jest całkiem fajny, mógłby być podstawą naprawdę dobrej książki, gdyby ktoś się nieco wysilił... Piękne było też to, iż powieść nie zawierała wulgaryzmów i, gdyby nie niezręczne sceny intymne, mogłabym polecić ją dla młodszych nastolatek. Powieść ma też pewną głębię, która jednak została całkowicie zmarnowana przez styl, błędy, nadmiar dialogów, nadmiar niepotrzebnych zdań, ogrom powtórzeń. Ta pozycja technicznie jest niesamowicie słaba, ale za to niesie bardzo pozytywny przekaz. Jest o dobrej, choć okropnie opisanej przyjaźni, wybaczeniu, nowych początkach, pozytywnym nastawieniu do świata. Naprawdę jestem aż zła, że ktoś tak zmarnował potencjał. Może autorki nabrały już doświadczenia i powinny zabrać się za napisanie tej powieści jeszcze raz??? Tego bym sobie życzyła.

    Niestety, nie mogę polecić tej pozycji. Zbyt wiele błędów, co jak wspominałam, uważam za brak szacunku do mnie jako czytelniczki. Szkoda, mogłoby to być coś interesującego.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


sobota, 25 stycznia 2025

Lepsze i gorsze

 

    Dążenie do lepszego życia bywa naprawdę ciężką pracą, może dlatego, tak wielu ludzi wybiera to gorsze.

                                                    Silentia


                                                

piątek, 24 stycznia 2025

Mam dla Was wyjątkową informację, czyli... "Tylko jeden dzień"

 

     Kochani Czytelnicy!

    Pamiętacie, jak pisałam, że będę miała dla Was pewną nowinę? Otóż... Właśnie ukazała się moja najnowsza książka - "Tylko jeden dzień" i lada chwila (może na walentynki, kto wie? ;)) będziecie mogli zobaczyć ją w księgarniach. Ubolewałam, że nie mogę Wam powiedzieć nic o moich poprzednich dziełach ze względu na to, że wydawałam je pod prawdziwym nazwiskiem, ale wreszcie podjęłam decyzję i w zeszłym roku, dzięki wydawnictwu Pan Wydawca i jego świetnemu zespołowi, nareszcie zrobiłam coś, o czym myślałam od trzech lat - wydałam powieść romantyczną ;). 

    Pisałam niedawno, że ludzie z różnych powodów piszą i wydają książki. Jeśli o mnie chodzi, pisanie rozpoczęłam będąc jeszcze dzieckiem i dlatego, nie jestem w stanie odpowiedzieć, co kierowało mną, gdy zaczynałam. Może wewnętrzna potrzeba? Pierwsze rękopisy posiadam mniej więcej z okresu, gdy chodziłam do szkoły podstawowej, więc było to już naprawdę dawno, dawno temu w odległej galaktyce... Przede wszystkim pisywałam wówczas wiersze, ale od czasu do czasu również krótkie historie romantyczne. Im dalej w lata, tym te opowiadania były bardziej skomplikowane, ale zawsze w jakimś stopniu dotyczyły miłości. Moi bohaterowie rośli wraz ze mną - najpierw były to dzieciaki w wieku szkolnym, później młodzi dorośli... teraz oczywiście piszę o ludziach dojrzalszych. Ciekawe, dlaczego? ;)  Choć jednak pisywałam, piszę i pewnie będę pisać do końca moich dni, aż do około 2023 roku nie przyszło mi do głowy, żeby którąkolwiek z moich historii wydać i pokazać szerszemu gronu czytelników. Oczywiście wiecie, że od wielu, wielu lat prowadziłam blogi i nie ukrywam, że zaczynałam właśnie od publikowania na nich moich krótkich utworów, to jednak dopiero, gdy zaczęłam kilka lat temu powieść "Tylko jeden dzień", gdy zaczęła nabierać ona już jakiegoś kształtu, pomyślałam "A może miałoby to ochotę przeczytać więcej osób podobnych do mnie?" Wówczas postanowiłam, że najwyższa pora spróbować.

    Początkowo niniejsza powieść miała być opowiadaniem i nosić tytuł "Dwadzieścia lat bez ciebie". Miała skupiać się na czasach obecnych z niewielkimi retrospekcjami. Z każdym jednak kolejnym rozdziałem brakowało mi tego wyraźnego rozdzielenia przeszłości od teraźniejszości. Chciałam, aby moi potencjalni czytelnicy dobrze zrozumieli, dlaczego wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Wróciłam więc do początku i zaczęłam uzupełniać brakujące informacje.  Pierwsza część rozrosła się do tego stopnia, że nadałam jej osobny tytuł "Dwadzieścia jeden lat wcześniej" a i druga zdawała się też wykraczać już objętościowo poza krótkie opowiadanie, którym miała być. I miałam wówczas dylemat - rozbudować obie części i wydać je jako osobne pozycje, czy dokończyć to co mam i zostawić podział pod jednym, spajającym wszystko tytułem. Wybrałam drugą opcję, a zatytułowałam ją "Tylko jeden dzień".  A dlaczego wybrałam taki tytuł? Ponieważ to właśnie pewien jeden dzień w moim życiu zainspirował mnie do napisania niniejszej książki. Wydarzenia zawarte w powieści nie są w żadnym wypadku oparte na faktach, są całkowicie fikcyjne, ale jej tytuł ma swoją szczególną historię a przy okazji pasuje do całości :).

    Powieści "Tylko jeden dzień", podobnie zresztą jak żadnej z moich książek, nie pisałam, aby osiągnąć sukces literacki. Nie wysyłałam swojej prozy na żadne konkursy, nie próbowałam się promować, nie wysyłałam mojej książki do każdego wydawnictwa w kraju..., ponieważ to nie jest mój cel. Nie jest moim marzeniem, aby zostać sławną pisarką. Moim marzeniem jest, aby ludzie podobni do mnie czytali historie, które dla nas piszę. Wiem, że pisząc i publikując na blogu nigdy nie będę w stanie dotrzeć do takich czytelników jak ja. To nie na blogach sama poszukuję obecnie lektur, ale w aplikacji do zakupu i czytania ebooków. Dawno temu, gdy jeszcze miałam więcej czasu na relaks, wchodziły w grę tylko książki drukowane i wiem, również od moich bliższych i dalszych znajomych, że dla niektórych z nich e-wydania mogłyby w ogóle nie istnieć. Sama, gdy miałam czas potrafiłam i godzinę spędzić w księgarni, w poszukiwaniu czegoś ciekawego do przeczytania. Chciałam wówczas poczuć klimat, poczuć, że książka mnie do siebie przyciąga. Tego uczucia nie znajdzie się Internecie i chyba za nim tęsknię najbardziej.

  A co mogę Wam powiedzieć stricte o treści mojej książki, Drodzy Czytelnicy? Zdradzę tylko troszkę ;).

    Fabuła powieści "Tylko jeden dzień" oparta jest na tym, co od zawsze mnie irytuje w ludziach (ze mną na czele). Zbyt wiele błędów w życiu popełniamy przez nieporozumienia, nieścisłości i przekonanie, że lepiej wiemy, co "autor miał na myśli". Od lat uczę się powściągliwości w osądach i na tym właśnie postanowiłam zbudować opowieść o Ani i Adrianie - bohaterach mojej książki. 

    Mam nadzieję, że znajdzie się choć kilka osób, którym historia "Tylko jeden dzień" przypadnie do gustu :). Niech da Wam chwilę odprężenia, powód do niezbyt obciążającej refleksji, ale przede wszystkim trochę radości.

Ściskam i pozdrawiam

Silentia



fot. Sil


środa, 22 stycznia 2025

rozpadam się

 

rozpadam się na kawałki
chaos wokół mnie
leżą u mych stóp
pobielałe kości

wołam byś mnie ocalił
lecz tylko się uśmiechasz
twoje oczy tak bliskie
nigdy nie były dalej

Sil

wtorek, 21 stycznia 2025

O książce nienajwyższych lotów, która jednak poprawiła mi wczoraj humor, czyli "The Room Mate"

     Kiedy zaczęłam czytać prolog do powieści "The Room Mate" od Kendall Ryan, zawahałam się. Znałam już prace tej autorki, wielokrotnie o którejś pisałam na read2sleep.pl i byłam przyzwyczajona, że powieści Ryan czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Tymczasem, sądząc po prologu, zapowiadała się niezła drama. Ale jednak skusiłam się i postanowiłam dać historii szansę. Nie tylko dlatego, że od dawna szukałem czegoś krótkiego na wieczorną lekturę a ta pozycja była akurat nie za długa, lecz również dlatego, że... no przecież to Kendall! Nie mogło to być nic naprawdę strasznego, prawda?

    Anglojęzyczna powieść "The Room Mate" z 2017 roku otwiera serię czterech książek o podobnym tytule (w sensie seria nosi podobny tytuł co pierwsza część, a nie wszystkie książki... ;)) i szczerze powiem, że chyba będę czytać kolejne pozycje. Bo nie, Moi Drodzy, książka wcale nie miała tyle dramy, ile człowiek mógł się spodziewać po kilku pierwszych przeczytanych zdaniach. Wręcz przeciwnie, była typową powieścią Kendallowską, że się tak wyrażę, czyli łatwą, przyjemną, optymistyczną i, co najważniejsze!!! Krótką ;). Tak, nie ukrywam, że obecnie często wybieram sobie lektury na podstawie liczby stron...

    To, co nieco odstraszyło mnie na początku, oprócz dramy w prologu, rzecz jasna, to fakt, że główna bohaterka miała 28 lat, główny bohater zaś 24. A dlaczego mi to przeszkadzało? Proste, na zasadzie skojarzeń. Po prostu taka konfiguracja przywołuje mi na myśl bardzo konkretną parę z rzeczywistości i nie jest to najszczęśliwszy na świecie związek. Ale czytając pomyślałam, no bez przesady! Nie porzucę powieści, bo nie podoba mi się różnica wieku u bohaterów. Więc czytałam dalej i mimo wszystko nie żałuję.

    Historia zaczyna się w momencie, w którym młody Cannon szuka miejsca do życia na ostatnie dwa miesiące studiów medycznych, po tym jak został wyrzucony z wynajmowanego mieszkania. Na pomoc rusza mu starsza siostra, która proponuje, aby zatrzymał się w tym czasie u jej najlepszej przyjaciółki. Paige posiada dodatkowy pokoik w swoim niewielkim mieszkaniu i, choć nie do końca jej się to uśmiecha, godzi się poratować młodszego brata przyjaciółki. Tylko jest jeden problem. Cannon nigdy nie powiedział siostrze, że od zawsze podkochiwał się w Paige. Paige zaś godząc się przyjąć pod swój dach dawnego znajomego, nie spodziewała się, iż Cannon z małego nerda przeistoczył się przez ostatnie kilka lat w młodego boga, któremu nie oprze się żadna kobieta. Również Paige. Nie muszę chyba mówić, że siostra Cannona na samą myśl o potencjalnym związku swojego małego braciszka ze swoją najlepszą przyjaciółką dostaje gęsiej skórki? Pewnie, że nie muszę ;). Co z tego wszystkiego wyniknie? Sprawdźcie, jeśli macie ochotę.

    "The Room Mate" to historia jak ich wiele. To coś, co miłośnicy romansów czytali już milion razy u innych autorów. Humor jest przyzwoity, bohaterowie typowi, ale fajnie wykreowani, jakaś malutka tajemnica też się znajdzie, jakieś komplikacje? Oczywiście są. Z minusów? Jak dla mnie powieść była nieco zbyt erotyczna. Fabuła w moim odczuciu bardziej kręciła się wokół pożądania niż miłości i trochę mi to przeszkadzało. Ale mimo wszystko powieść była jednak łatwa, lekka i przyjemna, czyli taka, jakiej potrzebowałam do chwili przerwy od życia.
    Czy polecam tę pozycję? Sama nie wiem. Myślę, że raczej nie odradzam niż polecam. Na pewno jest to książka, która da chwilę wytchnienia, ale jednocześnie jest do bólu przewidywalna. Zdecydujcie sami. Jeśli macie ochotę na nieco przeerotyzowaną, krótką i prostą powieść romantyczną to proszę bardzo. Oto i ona ;).

Ściskam i pozdrawiam
Sil

fot. Sil


niedziela, 19 stycznia 2025

Niedzielne truizmy ;)


Nie wygrasz na loterii, jeśli choć raz nie kupisz losu.
Mieszkanie nie będzie czyste, jeśli masz ścierki, ale ich nie używasz.
Krem na półce nie wpłynie na nawilżenie skóry. Trzeba go jeszcze nałożyć.

"Dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane."

Pragniesz czegoś? Działaj!

Sil

fot. Sil

czwartek, 16 stycznia 2025

wtorek, 14 stycznia 2025

Nie pomyl...

 


Uważaj, by nie pomylić marzeń z pragnieniem zakazanego owocu.
Tego, czego pożądasz z tym, czego pragniesz.
Nie pomyl maski z prawdą.
Ani siebie z wizją i projekcją innych ludzi.

Sil


fot. Sil


poniedziałek, 13 stycznia 2025

J.K. Rowoling i jej "szokujące wypowiedzi"

 

    Zawsze ostrożnie wypowiadam się na tematy kontrowersyjne, a jeśli mogę tego uniknąć nie wypowiadam się wcale. Jednak zamieszanie medialne, które powstało pod koniec ubiegłego roku w związku z "szokującymi" słowami autorki Harry'ego Potera na temat dzieci transpłciowych sprawia, że mam ochotę zabrać głos. A czego dokładnie dotyczy kontrowersja słów znanej autorki fantasy? Otóż J.K. Rowling publicznie i z całą stanowczością oświadczyła, że nie ma dzieci transpłciowych (jeden z artykułów na ten temat możecie przeczytać -> TUTAJ). Wielokrotnie oskarżana o dyskryminację osób trans, czy kontrowersyjne wypowiedzi na ich temat, J.K. jest konsekwentna i stała w swoich poglądach, nie ugina się pod ciężarem krytyki, nie wycofuje się i nikogo nie przeprasza za mówienie tego, co myśli. Za to ją szanuję, ale z jednym małym zastrzeżeniem. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak stu procentowa pewność, zawsze pozostanie jakiś margines na wątpliwości i chciałabym, żeby ludzie zdali sobie z tego sprawę. Nie jesteśmy przysłowiową "alfą i omegą" i dlatego możemy mówić o tym, co my sądzimy, nie o tym, co "jest" - to jest mój pogląd i będę się go trzymać z taką stanowczością, jak J.K. Rowling swojego ;). Mojemu sercu bliższe niż epatowanie nadmierną pewnością siebie było i jest  filozoficzne stwierdzenie "Wiem, że nic nie wiem" (Sokrates). 

    J.R. Rowling, zanim stała się jedną z najpopularniejszych, współczesnych autorek książek fantasy na świecie, nie miała łatwego życia. Dlatego teraz, gdy już osiągnęła wszystko, co może osiągnąć pisarz, zajęła się również pracą charytatywną. Od lat zajmuje się walką o prawa kobiet. Wielokrotnie "szokowała" świat negując różne prawa osób transpłciowych czy "wyśmiewając" niektóre zmiany językowe, jak choćby "osoby miesiączkujące". Cóż, nie powiem, że mnie to szokuje. Raczej ta sprawa mnie po prostu dziwi.

    A teraz ta najświeższa, kontrowersyjna sprawa. Ta, która sprawiła, iż piszę ten post. Wypowiedź J.K. Rowling na temat transpłciowych dzieci... Kochani, nie mam wiedzy psychologicznej/psychiatrycznej na ten temat. Nie jestem lekarzem. Wiem, że raz na jakiś czas pojawiają się na świecie dzieci, które rodzą się z cechami fizycznymi obu płci, dlatego nie trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś urodził się z cechami jednej płci a umysłem innej. ALE! UWAŻAM, iż nie jesteśmy tego w stanie stwierdzić, a już na pewno nie ze stuprocentową pewnością, gdy mamy do czynienia z dzieckiem. Jeśli osoba dorosła, w pełni dojrzała, ma ochotę zmienić płeć na swoje ryzyko - proszę bardzo. Uważam jednak, że ingerowanie w płeć niedojrzałego człowieka, w płeć dziecka, jest zbyt ryzykowne. Znam mnóstwo dzieci, które na różnych etapach rozwoju "wolały być" chłopcem będąc biologiczną dziewczyną i odwrotnie - znałam też małych chłopców, którzy chcieli się ubierać w sukienki, a później to "samo przechodziło" i te dzieci już nie kwestionowały swojej biologicznej płci. Dlatego nadmierna ingerencja w kwestie płciowości dzieci rodzi moje obawy. Dlatego też nie szokuje mnie kategoryczna opinia J.K. Rowling, ale mimo wszystko wolałabym, żeby tę kwestię poruszali specjaliści - naukowcy, lekarze, a nie, aby był to kolejny temat do mielenia przez media, do wypowiadania się przez ludzi, których wiedza na ten temat jest zerowa. 

Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


niedziela, 12 stycznia 2025

No i śnieg...

 

    Pamiętam, jak w jednej z książek od Lucy Maud Montgomery, autorki serii o Ani Shirley, przeczytałam, że Ani nie za bardzo podobało się, jak jej dzieci biegały po dopiero co opadłym śniegu "kalając" nieskazitelną biel śladami stóp. Pomyślałam wówczas, że dokładnie wiem, co Ania czuje, bo od zawsze miałam tak samo. Lubiłam patrzeć przez okno na świat przykryty śnieżną kołderką, gdy jednak zaczynałam widzieć na niej ślady stóp czy ślady kół samochodów (o innych śladach nie wspomnę...)? To już przestawało mi się podobać i wówczas wolałam, aby tego śniegu w ogóle nie było. Dziś nadal lubię śnieg, o ile jest czysty, nieskalany i nie muszę wychodzić z domu, żeby przekonać się, jak bardzo jest zimny ;).     

    Pisałam w grudniu, że marzy mi się śnieżna fotorelacja, jednak pod koniec ubiegłego roku śnieg w mojej okolicy nie spadł w ogóle. Pierwszy opad miał miejsce dopiero po Nowym Roku i dziś, choć śniegu jest stosunkowo dużo, niestety nie ma go na tyle, by powstała jakaś ciekawsza sceneria. Przesyłam więc kilka zdjęć ogródkowych, wraz z życzeniami spokojnej niedzieli. Może jeszcze uda mi się zrealizować plan śnieżnej fotorelacji nim minie zima, a jak nie, nie będę jakoś szczególnie rozpaczać z tego powodu :).


Ściskam i pozdrawiam

Sil




fot. Sil


    

sobota, 11 stycznia 2025

spokojnie, to tylko życie



spokojnie, to tylko życie
rzecz najprostsza na świecie
rodzisz się i już
teraz już tylko istniejesz
wcale nie musisz zadbać, 
o jakieś efekty specjalne
to nie jest film, to życie
nie musi być ciekawie
nie musisz dbać, by wątki 
były logiczne i spójne
to nie jest powieść, to życie
nie musi być realnie

i tak, jak każda, 
nawet najgrubsza książka
jak każdy film, 
nawet najdłuższy na świecie
to jedno wspólne z życiem 
ma pierwsze oraz drugie
że skończy się na pewno
gdy minie jego czas

Sil

piątek, 10 stycznia 2025

Płyn Lugola, czyli o książce, której bym nie kupiła

 

    Jest w moim otoczeniu osoba, od której od lat dostaję pod choinkę książki. Zwykle trzy tytuły trzech różnych autorów. Książki te są zawsze ładnie wydane i na pewno zwracają uwagę zachęcając do zakupu, lecz jak do tej pory, również tym razem, tylko jedna z ofiarowanych mi pozycji wzbudziła moje zainteresowanie. Tym razem zaciekawiła mnie publikacja "Płyn Lugola".

    Autorem "Płynu" jest Bohdan Zadura, wydawcą zaś Państwowy Instytut Wydawniczy. Data pierwszego wydania to 2020 rok, czyli książka nie jest już nowością, ale wciąż mogę uznać ją za świeżą. Cena okładkowa 39,90 zł. Oprawa twarda, kolorystyka spokojna, stonowana. Jasna grafika bez ostrzejszych akcentów. Wnętrze okej, ale - uwaga! - nieco przeładowane tekstem. A dlaczego mam takie wrażenie? Bo wbrew moim przewidywaniom po przeczytaniu tytułu to nie jest proza. "Płyn Lugola" to tomik poezji, który jednak miejscami bardziej tę prozę przypomina.
Na okładce można przeczytać, że "Płyn Lugola" to autorski wybór wierszy a jego autor jest poetą, prozaikiem, krytykiem i dramaturgiem. Oprócz tego widnieje informacja, że Bohdan Zadura urodzil się w 1945 roku, ale nie znajdziemy tu szerszych informacji ani o autorze, ani o tej, konkretnej pozycji. W dzisiejszych czasach to jednak nie problem, bo w dobie internetu, po prostu nie ma to większego znaczenia. Kto chce dowiedzieć się więcej, szybko uzyska potrzebne informacje.
    Ja osobiście nie szperałam w przeglądarkach, ale zabrałam się od razu do lektury. Gdy zaczęłam zaś czytać zbiór, tym razem idąc po kolei a nie zaczynając losowo, od środka, jak zwykle robię, po pierwszym wierszu byłam zachwycona.
    Pierwszy utwór "Ex nihilo" nie tylko mi się spodobał, ale jeszcze przywrócił moją wiarę we współczesną poezję. Był w moim stylu, uporządkowany, klasyczny, lekko podniosły, uniwersalny. Po prostu super! Niestety mój zachwyt trwał niezbyt długo, bo już kilka wierszy dalej zaczęłam się zastanawiać, czy nie nazbyt szybko wydałam entuzjastyczną opinię o "Płynie". Zaczęłam zastanawiać się, czy aby autorowi nie pomyliły się przypadkiem gatunki literackie... Jest w końcu nie tylko poetą, ale też prozaikiem. Może zatarła mu się w trakcie lat pracy granica między jednym a drugim, między poezją a prozą? Czytałam dalej i przez większość tomiku miałam wrażenie, że czytam po prostu wiersze przeplatane prozą, tylko nieszczęśliwie rozplanowaną graficznie. Poddawałam się i odechciewało mi się czytać, ale kilka stron dalej znów znajdowałam utwór, który dawał nadzieję. Niestety, choć bardzo starałam się otworzyć na książkę i próbować zrozumieć jej treść, skoro o "czuciu" nie było tu mowy, nic z tego. Może to kwestia różnicy pokoleń, a może po prostu tak pisane wiersze nie są dla mnie...

    Utwory ze zbioru "Płyn Lugola" nie są wg mnie poezją o uniwersalnych przesłaniach, nawet jeśli zawierają wiele "uniwersalnych prawd". Są raczej bardzo osobistymi przemyśleniami autora, obrazem jego bardzo osobistych doświadczeń. Fakt, to nic nadzwyczajnego w poezji, ale jednak dla mnie było trochę za dużo zadumy "nad sobą" a za mało "nad światem". Wydaje mi się również, że tomik jest po prostu zbyt obszerny. Tego typu zbiór, który byłby odpowiedni dla dzieł klasyków np. z epoki romantyzmu, dla poety żyjącego współcześnie wydaje się przeładowany treścią. Wolę jednak krótsze, bardziej integralne tematycznie tomiki typu "Chwila" Szymborskiej. Wówczas można się lepiej skupić, łatwiej poświęcić chwilę na przemyślenie, poczucie wiersza. W przypadku "Płynu Lugola" trzebaby było rozłożyć lekturę na kilka tygodni, by móc wgłębić się w treść a ja tak po prostu nie potrafię. Poezja pana Zadury jest też dla mnie zbyt mało subtelna, jest zbyt oczywista a cała "tajemniczość" wynika z formy, nie z treści. Szczerze? Wolę odwrotnie.

    Gdybym sama wybierała dla siebie współczesny tomik poezji, raczej nie wybrałabym "Płynu Lugola". Chyba że mogłabym wyłączyć z niego kilka wierszy i stworzyć swoją własną kombinację ;). Nie byłby to w sumie taki mały zbiór. Kilkanaście utworów na pewno by się w nim znalazło. Jednak ta całość, która została mi ofiarowana? Nie, w takiej formie sama bym jej nie kupiła.

Ściskam i pozdrawiam
Sil


fot. Sil


środa, 8 stycznia 2025

Spokój deszczu

 

Krople szarości na moim oknie
Sukcesy goryczy oraz żalu pełne
Zniknęła niewinność, zniknęła czystość
W podwórzu krajobrazy wyraźnie jesienne

Czekałam i nagle minęło beze mnie
Zamknęłam oczy, by zrozumieć więcej
Czasem wystarczy przyjąć ze spokojem
Wszystko, co świat włoży w nasze ręce

Sil

wtorek, 7 stycznia 2025

Falling for the Bad Boys - aktualizacja

 
    Do Galatei nie zaglądałam od ładnych paru miesięcy... No ok, może i zaglądałam, ale tylko po to, by z przyzwyczajenia zbierać punkty za codzienne logowanie. Czasem dostawałam oczywiście powiadomienia o jakichś nowościach dostępnych w aplikacji, ponieważ jednak nie byłam zachwycona jakością proponowanych książek, niespecjalnie ciągnęło mnie do lektury... 
    O Galatei pisałam już wielokrotnie. O tym jakie wg mnie ma wady i zalety, dlaczego mnie do siebie nie przekonała, czego w jej polityce nie rozumiem. Między innymi w lutym zeszłego roku wspomniałam o powieści Lisy Rhead "Falling for the Bad Boys", której nie mogłam ukończyć, gdyż należało do tego wykupić płatną subskrypcję, czego absolutnie nie zamierzałam zrobić. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy niedawno sprawdziłam wersję polską aplikacji, była tam książka "Kochając złych chłopców" od Lisy i nie trzeba było mieć do niej płatnej subskrypcji! Wróciłam na wersję angielską, z której korzystam i faktycznie. Obecnie zarówno pierwsza część, czyli właśnie "Falling for the Bad Boys" jak i kontynuacja powieści, jest dostępna bez subskrypcji. Miła zmiana. Niestety, gdy chciałam dokończyć inną serię, której nie mogłam przeczytać wcześniej z tego samego powodu, co nie mogłam poznać powieści od Lisy, okazało się, że wciąż jest na liście wyjątków proponowanych tylko subskrybentom, więc to nie tak, że Galatea zmieniła swoją politykę. Widocznie z jakiegoś powodu, może decyzją autorki(?), po prostu ten tytuł trafił do podstawowej wersji.

    Książki Lisy Rhead to powieści o przestępcach, o miłości kontrowersyjnej. "Falling for the Bad Boys", nie do końca mnie przekonuje, aczkolwiek jest na tyle "inne", że może się okazać, iż jednak dokończę czytanie z czystej ciekawości, trochę jako eksperyment. Nie był to eksperyment, za który chciałam płacić wykupując roczną subskrypcję, ale skoro warunki się zmieniły to i może ja dam powieści szansę. Sprawdzę, zobaczę czy przełknę aż tak daleko idącą "odmianę" od moich "zwyczajnych" lektur. Dam Wam znać, jeśli ostatecznie uda mi się przebrnąć przez powieść i/lub jej kontynuację. Z tego, co widzę w przygotowaniu jest już trzecia część serii, która ma być dostępna od 23 stycznia 2025 roku. 

Tymczasem ściskam i pozdrawiam
Sil

Prt Sc by Sil*


*zrzut ekranu z aplikacji Galatea

piątek, 3 stycznia 2025

Talent, marzenie, ambicja, czyli krótka refleksja o książkach i ich autorach

 

    Mówią, że książkę może napisać każdy, ale nie każdy może zostać pisarzem. Mówią również, że jeżeli nie znalazło się do tej pory książki, która nas zadowoli, należy ją napisać samemu. Czy zatem faktycznie każdy jest w stanie napisać książkę? Czy każdy może zostać pisarzem? Nie jestem przekonana, czy naprawdę tak jest. Może inaczej, oczywiście każdy dla siebie ma możliwość napisania swojej książki, ale czy każda ta pozycja powinna zostać wydana?

    Gdy zakładałam blog read2sleep.pl i określiłam jego główny cel jako dzielenie się moimi opiniami na temat przeczytanych przeze mnie książek, przyjęłam dodatkowe założenie, iż nie piszę o książkach, które jednoznacznie mi się nie podobały a w każdej z tych, które, w mojej ocenie, nie były najwyższych lotów szukam plusów. W większości przypadków nie miałam problemu z realizacją tego założenia, było jednak kilka wyjątków od reguły, gdy naprawdę z trudem znajdowałam dobre strony jakiejś publikacji. Wyciągam z puli wiersze, bo szczerze wierzę, że poezja rządzi się swoimi prawami, jednak powieści, literatura piękna, ogólnie opublikowana proza, jak również artykuły/reportaże bywają po prostu złe. Czasem czytam coś i zastanawiam się, kto to w ogóle dopuścił do druku? Kto uznał za świetny pomysł, aby coś takiego nie tylko napisać, ale jeszcze opublikować? Co to za ludzie?

    Pisarzem dziś nie jest tak trudno zostać. Wystarczy pisać. Można powiedzieć, że każdy kto ma chęć i możliwość, kto ma pomysł i jest gotowy poświęcić czas, aby napisać coś swojego, jest w stanie to zrobić. Są oczywiście różnice jakościowe. Czasem pomysł jest świetny, ale brak warsztatu pisarskiego, a nawet brak podstawowej znajomości zasad pisowni w danym języku uniemożliwia utworzenie poprawnego tekstu, który jest znośny dla czytelnika. Czasem wręcz przeciwnie. Ktoś jest świetny technicznie, lecz jego pomysły po prosu są słabe. Czytamy później tysięczną książkę o uciekającej sprzed ołtarza pannie młodej lub pannie młodej porzuconej przed ołtarzem, która jednak znalazła miłość w objęciach świadka byłego narzeczonego itp. i zastanawiamy się, po co pisać w kółko o tym samym? Osobiście miałam pewien kryzys czytelniczy, gdy książki zlewały mi się już w jedno. Brałam następne tytuły i po przeczytaniu kilku stron, potrafiłam dokładnie przewidzieć, nie tylko to, co wydarzy się dalej,  ale nawet mniej więcej, w której części książki. Owszem, czasem styl autora ratował pozycję, czasem książkę mimo oklepanej treści jednak można było czytać dalej z przyjemnością, ale czasem i tego nie było. Bywały pozycje, których nawet nie udało mi się doczytać do końca a jedynie kartkowałam szukając, czy może zdarzy się coś, co uratuje powieść. Wspominam z niesmakiem książkę, w której autorka porównywała uda głównego bohatera do pni drzew i jeszcze pisała to w taki sposób, jakby było to jego najważniejszą, pozytywną cechą, ale poza tym opis postaci był mizerny, a bohaterowie zupełnie niewyraziści.  Z drugiej strony spotykałam też powieści, które zaciekawiły mnie tematyką, jednak prostacki język, czy brak jakiegokolwiek poszanowania dla stylu sprawiały, że książka w ostatecznym rozrachunku nie nadawała się do niczego. Ale przecież ktoś tę książkę wydał, ktoś podpisał się pod jej zatwierdzeniem do druku, do wypuszczeniem na rynek. Kto? Czy zrobił to wyłącznie pieniądz?

    Talent to wspaniała rzecz i jeśli dysponujemy akurat talentem pisarskim, może polega on właśnie na równowadze między wyobraźnią, pomysłami i umiejętnościami. Jeśli mamy talent zdecydowanie szkoda go marnować i trzeba pisać i wydawać.

    Marzenia to również piękna rzecz i jeżeli ktoś od zawsze pragnął napisać książkę to wierzę, że powinien dążyć do realizacji tego marzenia niezależnie od posiadania talentu. Marzenia są ważne, pomagają nam wyznaczyć cel, znaleźć sens życia. Nie powinniśmy żałować, jeśli wydamy książkę w pogoni za realizacją pragnień.

    Ambicja... bo co? Ja nie napiszę? Phi, oczywiście, że napiszę nawet lepszą książkę niż ktoś tam inny. I tu jestem najbardziej surowa w ocenie, bo jeśli ktoś chce coś udowodnić to może warto też wziąć pod uwagę, że nie uda mu się tego dokonać. Pisanie z wyrachowania uważam za szkodliwe, niebezpieczne, próżne. Kropka. Ale ok, może w ostatecznym rozrachunku i w taki sposób ujawni się jakiś talent, kto wie? Niezbadane są ścieżki losu.

    Choć nieraz denerwują mnie pewne pozycje na rynku książki i uważam, że są one wydane błędnie, jestem za tym, aby jednak powstawały. Aby ograniczenia wynikały tylko z czegoś innego niż talent lub jego brak, marzenie czy ambicja. Kiedyś pisałam o tym, które książki wg mnie są złe i nie powinny zostać dopuszczone do druku. Mam tu na myśli np. nawoływanie do nienawiści, przemocy. Jeszcze raz podkreślę, że choć nie jestem fanką kryminałów czy horrorów nie jestem też im przeciwna. Jeżeli ktoś opisuje zbrodnię jako część fabuły, ale nie promuje tej zbrodni jako coś dobrego to rozumiem taką fikcję literacką czy też książkę opartą na faktach. Ale bywają też niestety pozycje, które piszą o przemocy jako o czymś fajnym, normalnym. Temu już jestem przeciwna. 

    Podobnie jak jestem zwolenniczką wolnego rynku w rozumieniu ekonomicznym, uważam, że również na rynku książki powinni decydować przede wszystkim konsumenci - czytelnicy. Choć to nie tak, że uważam, iż większość zawsze ma rację. Istnieją mody, bezkrytyczne powielanie opinii naszych autorytetów czy też pseudoautorytetów. Jeszcze ze szkoły podstawowej pamiętam sytuację, gdy polonista stwierdził, że właśnie będziemy czytać najlepszą książkę w życiu. Mówił, że to jego ulubiona, że jest świetna. Książka ta to "Pięć przygód detektywa Konopki". Kochani Czytelnicy, to była najgorsza książka, jaką czytałam w podstawówce, ale większość klasy uważała, że jest świetna. Zastanawiałam się wówczas, czy ich entuzjastyczna opinia wynikała z tego, iż faktycznie lektura przypadła im do gustu, czy dali sobie wmówić naszemu poloniście, że jest taka super, a może po prostu bali się, że jeśli książka im się nie spodoba to coś jest nie tak z ich gustem? Oczywiście biorę też pod uwagę, że po prostu mieli chęć przypodobania się nauczycielowi i wcale ich za to nie potępiam ;).     

    Książki są ważne - edukują, rozwijają wyobraźnię, relaksują. Ich autorzy są ważni, to dzięki nim mamy możliwość poszerzania horyzontów, rozwoju, odpoczynku. Do naszych lektur nie powinniśmy podchodzić bezkrytycznie, jednak hejt, który czasem widzę pod adresem pisarzy bywa dla mnie przerażający. Nienawistne wpisy o beznadziejności ich dzieł... Opinie wyrażane nieraz prostackim, wulgarnym językiem w anonimowym wpisie na portalu o książkach - to jest smutne, Kochani Czytelnicy. Po prostu smutne.

    Moje założenie, że nie piszę na read2sleep.pl jednoznacznie negatywnych recenzji przeczytanych przeze mnie tytułów w dużej mierze wynika z szacunku do pracy, którą autorzy włożyli w napisanie swojego dzieła. Biorę ponadto pod uwagę, że są różne gusta, również te literackie... i to, co dla mnie wydaje się czasem nie do przyjęcia, komuś innemu może bardzo się spodobać. 


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


czwartek, 2 stycznia 2025

róże


przymknięte powieki,
zmęczone źrenice
miał bukiet na stole
swoje tajemnice

już liście powiędłe
wyblakłe kolory
milknące z tyłu głowy
bezdźwięczne utwory

jak niebo poszarzało
zbiera się na burze?
wtuliły się w kolce
zapomniane róże...

Sil

fot. Sil



środa, 1 stycznia 2025

Wyzwanie na dziewiątkę ;)

 

Szczęśliwego Nowego Roku!

    Wczoraj był 1 stycznia 2024 roku. No ok, może nie do końca wczoraj, choć właśnie takie mam wrażenie. Wg artykułu, który dziś przebiegłam wzrokiem (na czytanie nie miałam czasu...), miniony kilkanaście godzin temu rok był wyjątkowo intensywny i dlatego wielu z nas może się wydawać, iż minął w mgnieniu oka. Na świecie się dzieje, w Polsce się dzieje. Są/były wojny, niektóre się zakończyły, inne trwają niezmiennie. Ludzie i zwierzęta cierpieli, skutki niektórych klęsk żywiołowych odczuwamy do dziś. Zniszczona, przepiękna Kotlina Kłodzka, wiele niepokojów i walka o lepsze jutro. Były pożary, wybuchy. Kręci się w kółko COVID. 

    Ale dziś mamy NOWY ROK - NOWY POCZĄTEK! Rok 2025, czyli numerologiczna 9. Mamy rok kończenia spraw, kończenia etapu, zbierania owoców. Mamy rok pierwszych planów na następne sezony. Co było za nami minęło, choć możemy odczuwać skutki jeszcze długo. Świat się kręci, KOŁO FORTUNY się obraca. Na czym zatrzyma się w bieżącym roku? Czas pokaże.

    Planowałam dziś przekazać Wam, Drodzy Czytelnicy, pewną nowinę, ale nieco się opóźniło to, na co czekałam od dawna, więc jeszcze się wstrzymam. Jeszcze trwają prace, jeszcze nie wszystko jest gotowe. Ale to tylko kwestia chwili, więc pewnie lada moment będę miała coś wielkiego, czym się podzielę.

    A jakie plany na styczeń?

    1. Odpuścić, nie cisnąć, nie zmuszać się do niczego, ale nie przestawać działać, tworzyć i publikować.

    2. Czytać, gdy tylko czas pozwoli, ale nie na siłę. Nie kosztem snu, nie kosztem innych spraw.

    3. Tworzyć w każdej wolnej chwili, w drodze, w autobusie, w tramwaju, w pociągu.

    4. Dodawać posty z najlepszą intencją, w najlepszej możliwej jakości.

    5. Świętować sukcesy, uczyć się z porażek.

    6. Wprowadzić harmonię do życia, znaleźć czas na dbanie o zdrowie, o rodzinę, o dom...

    7. Nie żałować tego, co nie wróci. Iść dumnie do przodu.

    8. Wyciągać wnioski, uczyć się życzliwości.

    9. Uśmiechać się do lustra i świata, aby lustro odpowiedziało tym samym, a świat miał chociaż szansę.


Co do reszty - zobaczymy!


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



Najpopularniejsze posty :)