wtorek, 30 lipca 2024

Chapters, co znowu? Czyli przypomnijmy, że istnieje taka aplikacja do czytania ;)

 

    Chapters to jedna z aplikacji dostępnych bezpłatnie do ściągnięcia na smartfon, w której można poznać (również w polskiej wersji językowej) wiele historii zainspirowanych powieściami popularnych na świecie autorów. Oryginalnym językiem aplikacji jest, o ile mi wiadomo, język angielski i w tej wersji jest najwięcej historii. Po kolei wiele z nich jest przygotowywanych również w innych wersjach językowych, z reguły trzeba jednak na nie poczekać. Ja korzystam z wersji anglojęzycznej, ponieważ większość tłumaczeń na polski jest po prostu słaba. 

    Chapters, w przeciwieństwie do innych aplikacji do czytania, jak choćby "Novel", nie przedstawia całych powieści zagranicznych autorów, ale je przerabia, dodając ilustracje i, teoretycznie, przyznając użytkownikowi aplikacji możliwość wpływu na fabułę. Piszę teoretycznie, ponieważ wpływ najczęściej jest pozorny i sprowadza się do tego, że musimy wybrać tok fabuły wg darmowej wersji lub tej płatnej diamentami. Niestety, większość wyborów bezpłatnych jest po prostu nie do zaakceptowania przez czytelnika. Są to wybory sprowadzające bohaterów do żenujących, nierozgarniętych i żałosnych postaci. Dopiero klikając w wybór płatny, użytkownik może cieszyć się lekturą. Jest tak niestety w większości przypadków, więc bez diamentów ani rusz. A skąd się bierze diamenty na zapłatę? Można je oczywiście kupić i tu nie będę się wypowiadać, czy jest to opłacalne, czy nie. Można też otrzymywać punkty za polecanie aplikacji znajomym, szukać darmowych kodów na profilu społecznościowym Chapters czy zbierać punkty za codzienne logowanie. Dla nowych użytkowników jest ponadto mnóstwo atrakcji początkowych, ale to mija, gdy stajemy się stałymi czytelnikami. I jest oczywiście możliwość zdobycia punktów za obejrzenie pakietu reklam. Problem w tym, że od kilku lat, odkąd jestem może nie gorącą fanką aplikacji, ale na pewno jej stałą użytkowniczką, z pakietem reklam jest bez przerwy jakiś problem. 

    Początkowo kłopoty ze zdobywaniem diamentów poprzez oglądanie reklam były zbliżone do tych, które miała aplikacja Galatea (póki jeszcze można było otrzymywać punkty za reklamy, obecnie Galatea nie daje już takiej możliwości), czyli nie za każdą obejrzaną reklamę otrzymywało się diamenty. W teorii powinniśmy w Chapters móc obejrzeć 15 reklam dziennie za 30 diamentów, ale zdarzało się, że reklama się skończyła a punktów nie przyznano. Problem ciągnął się dość długo, ale w końcu zniknął. Później pojawiła się inna niedogodność. Reklamy były po prostu obrzydliwe i odechciewało się w nie klikać, żeby nie natknąć się na takie paskudne coś. Kolejny problem, wg mnie, to czas oczekiwania między oglądaniem reklam. Trzeba czekać 2 minuty, aby móc obejrzeć następną, co sztucznie wydłuża czas spędzony w tej części aplikacji. I teraz znowu problem. Reklamy się nie wyłączają. Nie jest tak przy każdej, oczywiście, ale obecnie większość reklam, w które klikam trwa kilkadziesiąt sekund, a gdy pojawia się już krzyżyk do zamknięcia reklamy, zamiast otrzymać punkty, widzę kolejny ekran reklamy z kolejnym licznikiem (lub nie) i jeszcze jeden. W efekcie zamiast spędzić na oglądaniu reklamy 30 sekund, spędzam 120. Do tego czekanie 2 minut na następną i wychodzi na to, że nieraz pakiet 15 reklam kradnie mi godzinę. Ja, na szczęście, nie robię tak, że po prostu siedzę i oglądam, tylko włączam reklamy, aby sobie leciały, gdy robię coś innego, jednak i tak sprawa mnie irytuje. Zwłaszcza, że te 30 diamentów, które otrzyma się za pakiet starcza co najwyżej na dwa wybory premium (większość wyborów jest po 17 diamentów, rzadziej po 12 lub 8. Jak opowieść jest ukończona i ma się wykupiony pakiet VIP jest zniżka). Jeśli więc mamy w danym rozdziale 5 wyborów premium a do przeczytania 3 dostępne rozdziały... cóż. Owszem, za ukończenie rozdziału też dostajemy punkty 2 lub 4 jeśli obejrzymy reklamę i czasem jeden diament za reklamę bonusową na początku odcinka, ale to tyle. Mamy więc około piętnastu wyborów premium i diamenty na jakieś dwa. I przy takiej przebitce, Chapters jeszcze utrudnia możliwość zdobywania tej garstki poprzez oglądanie reklam? Naprawdę trochę wstyd. 

    Ale cóż, jak wielokrotnie wspominałam, ja i tak mam do Chapters sentyment. Nie korzystam na co dzień, bo jakość adaptacji/oryginalnych historii jest raczej średnia, ale od czasu do czasu kliknę w jakąś, aby zobaczyć, co teraz publikują, czy mnie to interesuje oraz czy aby nie dałoby się znaleźć oryginalnego ebooka. Kupienie książki jest zwykle znacznie tańsze niż zakup pakietu diamentów na całą jej adaptację, a poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, historia inspirowana oryginałowi nie dorasta nawet do pięt. 

    Dla kogo jest więc Chapters? Dla osób, które na oryginały nie mają czasu. Dla tych, które lubią historie ilustrowane. Dla ludzi, którzy chcą poćwiczyć język obcy, bo ten w aplikacji jest bardzo prosty. Dla osób, które przełkną jakoś żenujące wybory podstawowe i mogą wówczas użytkować aplikację zupełnie za darmo. Dla cierpliwych, bo nowe historie są aktualizowane raz w tygodniu. Dla ludzi młodych, którzy chcą zaistnieć tworząc własne historie. Tak, Chapters daje taką możliwość.

Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil



poniedziałek, 29 lipca 2024

Refleksyjnie, utopijnie, dziwnie, czyli krótka notatka o nieskończoności

 

    Odkąd poznałam znaczenie słowa "nieskończoność" to zjawisko niezwykle mnie fascynowało. Nie dlatego, że jest takie niepojęte, czy też dosłownie nieobliczalne przez zwykłego człowieka, ale dlatego, że nie do końca tak jest. 

    Koniec istnieje - dobrego i złego. Może być jednocześnie początkiem, co zbliża nas do pojęcia "nieskończoności", ale może też stanowić ostateczność. To, że MY-ludzie nie potrafimy policzyć do nieskończoności, nie oznacza, że jest to niemożliwe.  Jest niemożliwe tylko wg naszej wiedzy matematycznej i umiejętności lub w uproszczeniu i w swoim ogóle. 

    Ból mija, wody wysychają, skały się kruszą. Nieskończoność to tylko jeden z niepojętych aspektów istnienia. Nadzieja, lęk lub utopia.

Sil

fot. Sil*


*ujęcie fragmentu malowidła z wystawy w Muzeum Narodowym we Wrocławiu

niedziela, 28 lipca 2024

znaki

 

leży zakurzona
splątana pajęczyną
na zimnych kafelkach
jak na zimnym sercu
uwięziona jak dusza
nieczysta jak myśli


to smutna prawda o znakach
to wstyd dla symboli szczęścia
to dawno złamana pieczęć
na obietnicy wieczności


Silentia


fot. Sil*


*malowidło ścienne z wystawy w Muzeum Narodowym we Wrocławiu

O tym, że nie tylko dzieci mylą rzeczywistość z wyobraźnią artystów, czyli krótki komentarz do licznych artykułów o piosence "Imagine" vs. Przemysław Babiarz

 

    Można by myśleć, że piosenka "Imagine" z 1971 roku dziś jest już dobrze zrozumiana przez społeczeństwa na całym świecie. Utwór Johna Lennona jest bowiem piękną wizją, marzeniem artysty o pokoju i jedności na świecie. A jednak i teraz, po przeszło pół wieku, ktoś potrafi utwór określić jako wizję komunizmu. Czy Przemysław Babiarz, znany dziennikarz sportowy, powinien być zawieszony za swoją niezbyt mądrą wypowiedź jako komentarz do otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu? Tego nie jestem pewna.

    Przypomnijmy, kilka dni temu popularny dziennikarz i komentator sportowy - Przemysław Babiarz podczas wykonywania piosenki "Imagine" na otwarciu tegorocznej olimpiady skomentował utwór słowami “Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety”. Zacznijmy od tego, że dziennikarz chyba zapomniał, czego (przede wszystkim) dotyczyła WIZJA komunizmu. Była to (w dużym uproszczeniu!) ideologia społeczno-ekonomiczna, która zakładała brak własności prywatnej i zrównanie klasowe społeczeństwa. Komunizm nie opierał się na uczuciach, ale na równości ekonomicznej. Piosenka "Imagine" natomiast opowiada o wizji artysty, w której nie ma barier dzielących ludzi. Barier w postaci różnic religijnych, narodowościowych itp. Jest to wizja, którą rządzi miłość, braterstwo bez jakichkolwiek podziałów. Tu kluczem są emocje i uczucia. Zarówno twórcy komunizmu, jak i John Lennon przedstawiali utopijną wizję świata, który przy jakichś tam założeniach byłby idealny. Dziś, jak sądzę, ludzie powinni już wiedzieć, że "ideały" to wizje nierzeczywiste. Do ideału można się zbliżać, ale trudno byłoby go osiągnąć chociażby z jednego powodu. Ideał to kwestia subiektywnego odbioru. Dla przykładu są kobiety, np. miss piękności, które przez wielu ludzi są uznawane za ideały kobiecej urody. A przecież znajdzie się drugie tyle osób, którym ich uroda po prostu się nie spodoba. Czy można więc mówić o obiektywnym ideale kobiecej urody? Czy można mówić o obiektywnie idealnym świecie? Mnie wystarczyłoby, gdyby świat wolny był od przemocy, a ludzie traktowaliby i siebie, i swoją własność z szacunkiem.

    I na koniec. Nie jestem zwolenniczką manifestowania w świeckiej telewizji publicznej swoich poglądów religijnych. Przemysław Babiarz w zupełnie nieodpowiednim miejscu skrytykował świat bez "religii" i zrównał taki świat z komunizmem. Ateiści, agnostycy, czyli ludzie, którzy nie wyznają żadnych religii nie są z założenia komunistami. Ba! Większość osób niewierzących z mojego otoczenia to gorący zwolennicy własności prywatnej oraz jej poszanowania. Tym bardziej sądzę, że wypowiedź zawieszonego dziennikarza była po prostu niezbyt mądra.

    Niniejszy post stanowił krótki komentarz do burzy wokół słów zawieszonego dziennikarza Przemysława Babiarza. Przykładowe tekst na ten temat można znaleźć TUTAJ oraz TUTAJ. Przykładowy artykuł znajduje się  również na ilustracji poniżej.


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


sobota, 27 lipca 2024

żyć (haiku)

 

otwierać oczy
na przekór światu wytrwać
nie czekać dłużej

Sil


fot. Sil*


*Kadr z wystawy czasowej w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, 25 lipca 2024 r.


piątek, 26 lipca 2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu, czyli ciekawą podróż można odbyć również autobusem miejskim ;)


    Tęskniąc za podróżami oraz fotorelacjami, wybrałam się wczoraj do wrocławskiego Muzeum Narodowego. Miejsce niezwykłe, dobrze utrzymane z wieloma ciekawymi eksponatami. Przepiękna kolekcja obrazów, ale również antyków i rzeczy codziennego użytku. Do tego sztuka w postaci mody (zwykle tego typu wystawy są wystawami na jakiś czas) oraz kolekcje sprezentowane przez rodziny współczesnych artystów. W Muzeum Narodowym znajdziemy również miłą kawiarnię oraz sklepik z pamiątkami z Wrocławia. Kilka przykładowych zdjęć zamieszczam w poniższej fotorelacji. Ostatnie ujęcia to bezpośrednia okolica Muzeum - Wzgórze Polskie, Zatoka Gondoli oraz oczywiście Ostrów Tumski.


Ściskam i pozdrawiam

Sil






















fot. Sil



czwartek, 25 lipca 2024

Gorzka pigułka od życia, czyli "Ja już swoje dzieci wychowałam!"


    Temat, który dziś skomentuję był mi obcy i nie dlatego, że nie mam dzieci, ale dlatego, że jako nieco nadopiekuńcza mama nie lubiłam pozostawiać swoich pociech pod opieką innych ludzi (no może poza przedszkolem, bo moje dzieci mają rewelacyjne przedszkole ;)). Ale i tak, gdy słyszę w swoim otoczeniu słynny tekst "Ja już swoje dzieci wychowałam!" trafia mnie po prostu szlag (wybaczcie wyrażenie...). A wiecie dlaczego? Gdyż najczęściej słyszę go od babć i dziadków, których miałam możliwość obserwować i, o których wiem jedno. Nie do końca SAMI wychowali swoje dzieci i nie do końca NIKT im nie pomagał, gdy oni mieli małe pociechy. Cóż... "zapomniał wół jak cielęciem był" chciałoby się skomentować. 

    Historia pierwsza. Młoda, niepracująca mama, która "swoje dzieci wychowała", na lato wywoziła obie swoje pociechy na dwa miesiące do dziadków na wieś. W środku roku szkolnego oczywiście było to trudniejsze, bo szkoła, ale długie weekendy i ferie zimowe a nawet święta, dzieci również spędzały u dziadków. Czasem mama im towarzyszyła, ale najczęściej nie. Dziś, po 25 latach, ta mama twierdzi, że dzieci wychowywała SAMA, bo jej mąż dużo pracował (to akurat prawda) a dziadkowie byli daleko, więc jej nie pomagali. Tylko, że lekko licząc, jej dzieci około trzy pełne miesiące spędzały u tych niepomagających dziadków...

    Historia druga. Inna znajoma mama, również już z dorosłymi dziećmi. Tym razem mama pracująca, ale dopiero, gdy młodsze dziecko skończyło przedszkole. Ta mama mówi swoim koleżankom "Ja to miałam ciężko, bo moja mama pracowała i nie mogła mi pomóc przy dzieciach". Tylko że ta mama znajomej pracowała na zmiany i, gdy miała dzień wolny lub nockę, cały dzień spędzała z wnukami. Często po pracy odbierała wnuki ze szkoły i zdarzało się, że zabierała wnuki na wakacje, gdy miała urlop. 

    To tylko dwa przykłady (znam znacznie więcej), bo nie chcę rozwlekać tekstu. Obie wspomniane mamy mówią koleżankom, że nie będą zajmować się wnukami, bo swoje dzieci już wychowały i nikt im nie pomagał. I to jest naprawdę albo skleroza, albo hipokryzja. Jeśli skleroza to może i tak lepiej nie zostawiać takiej babci wnuków, bo jeszcze zapomni, że je ma pod opieką.

    Ale! Żeby nie było! Znam również młode matki, które obecnie sądzą, że ich rodzice nie mają prawa do własnego życia. To też nie o to chodzi. Nasi rodzice też mają prawo do wypoczynku bez wnuków, do własnego hobby, do wyjścia ze znajomymi wieczorem. Kluczem do rodzinnego sukcesu jest po prostu wzajemny szacunek i zrozumienie. Młodzi rodzice naprawdę potrzebują nieraz wsparcia dziadków, a dziadkowie naprawdę potrzebują też czasem odpocząć.

    Niniejszy post był komentarzem do artykułu "Dziadkowie nie chcą zajmować się wnukami. "Ja już swoje dzieci wychowałam"", który można przeczytać TUTAJ. Ale szczerze? Na połowie popularnych platform i w mediach społecznościowych można znaleźć podobne teksty.

Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


środa, 24 lipca 2024

Poranki z przymrużeniem oka, czyli refleksja na dziś

 

    Zacznijmy od tego, że jak co rano od pewnego czasu, postanowiłam zaparzyć sobie kawę w filiżance od mojej przyjaciółki. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie chciało mi się czekać aż woda się zagotuje. Wyłączyłam nieco wcześniej, zalałam tę truciznę i dodałam mleka prosto z lodówki. Podnoszę filiżankę do ust i jednak zaskakuje mnie, że kawa jest zimna i paskudna w smaku. Ale nic straconego, w końcu mam mikrofalówkę. 27 sekund i można to wypić. Smak? Łodwer...

    Więc siedzę sobie przy tej ohydnej kawie w uroczej filiżance i przeglądam wiadomości z kraju i ze świata. Pomyślałam "A może jakaś muzyka na tło?". Nie ma problemu, łatwo poszukać na YT "Running Up That Hill", które od jakiegoś czasu ZNÓW rozbrzmiewa mi w głowie. Zaczynam sobie nucić i nagle śpiewam "I'd make a deal with... DOG*". Śpiewam I'D MAKE A DEAL WITH DOG!!! I wtedy mnie to uderza. Piątka dla wszystkich, którzy wiedzą, że GOD czytany wspak to DOG. Mnie to osiągnięcie intelektualne kosztowało kilkadziesiąt lat i spontaniczny, zakręcony poranek 😉😂💪


Ściskam i pozdrawiam

Zakręcona dziś

Silentia


fot. Sil


*Oczywiście w tekście piosenki od Kate Bush jest "I'd make a deal with God"

wtorek, 23 lipca 2024

dojrzałość

 

są blaski i cienie, wiadomo
więc czasami trzeba odpuścić
wybaczyć i światu, i sobie,
że boli

uwolnienie to nie tylko fizyczność
bywa, że to spokój serca
zaś dojrzałość odbija się w lustrach
jej światło widzimy w oczach

bywa cierpliwym smutkiem
niewymuszoną radością
bywa milczeniem lub słowem,
które wypowie się w porę

a czasem wystarczy obecność
uśmiech niezbyt szeroki
lub myśl, że nie wszystko minęło
nie wszystko jest już za nami

Silentia


fot. Sil


poniedziałek, 22 lipca 2024

Ciekawostki polonistyczne, jako dodatek do tekstu o poprawności polonistycznej ;)

 

    Nie mam wykształcenia polonistycznego, a swoją edukację w tym względzie oficjalnie zakończyłam przed ponad dwudziestu laty i zdaję sobie sprawę, że do moich amatorskich tekstów często wkradają się błędy (w tym moja zmora, czyli błędy interpunkcyjne 😉). Jest tak z kilku powodów. Po pierwsze mam stwierdzoną dysleksję i dysortografię... (nie, nie żartuję!). Po drugie i najważniejsze, często posty piszę w pośpiechu, między milionem innych czynności, które wykonuję. Zasady pisowni raczej znam, bo mając pewną dysfunkcję musiałam poświęcić sporo czasu, aby dorównać szkolnym kolegom, ale nie oznacza to, że moja polszczyzna jest bez zarzutu. Gdy znajduję jakieś literówki, czy błędy innego rodzaju - oczywiście koryguję opublikowany tekst, ale niestety nie mam możliwości, aby czytać wszystkie zamieszczone w przeszłości posty. 

    Niedawno odnosiłam się do burzy w szeroko rozumianych mediach, którą wywołał swoją wypowiedzią prof. Bralczyk - językoznawca i, z całą pewnością, autorytet jeśli chodzi o poprawność językową. Pisałam wówczas, że język polski jest żywy a jego zasady zmieniają się. Nad poprawnością i adekwatnością naszego języka czuwa Rada Języka Polskiego oraz, w teorii, poloniści w całym kraju. Jednak mimo powszechności edukacji oraz faktu, że nauka w Polsce jest obowiązkowa do 18 roku życia, niemal żaden Polak nie jest w stanie ustrzec się od mniejszych i większych błędów językowych, które popełniamy wszyscy w życiu codziennym. Oczywiście czasem jest to celowe działanie i z premedytacją używamy języka potocznego, ale czasem nasze błędy wynikają po prostu z niewiedzy. To w końcu nie tak, że poznaliśmy w swojej edukacji polonistycznej wszystkie rodzime słowniki. Poniżej zamieszczam jako ciekawostkę kilka błędów, które bardzo często słyszę w swoim otoczeniu, a z których Polacy nawet nie zdają sobie sprawy.

    Pierwsze miejsce na mojej osobistej liście powszechnych błędów w języku polskim ma wyrażenie "w każdym bądź razie". Takie wyrażenie z punktu widzenia języka polskiego oficjalnie nie istnieje. Jest wyrażenie "w każdym razie" oraz "bądź co bądź". Językoznawcy wielokrotnie odnosili się do tego błędu, jednak wciąż popełniany jest on nagminnie. Przez nauczycieli języka polskiego również...

    Drugie miejsce przyznaję wyrażeniu "brać na tapetę". Takie wyrażenie również jest niepoprawne. Jak zatem brzmi forma właściwa? "Brać na tapet". Tu nie chodzi bowiem o tapetę, którą mamy w telefonie czy na ścianie, ale o stół rajcowski, który to właśnie nosił  nazwę "tapet". Na tapet trafiały sprawy do rozpatrzenia w urzędach i tak powstało wyrażenie "brać na tapet".

    Trzecie miejsce przyznaję popularnemu błędowi, w którym słowa "przynajmniej" oraz "bynajmniej" traktowane są jako synonimy. Niestety, nic bardziej mylnego. Znaczenie wyrazów nawet nie jest do siebie zbliżone. Bynajmniej zawiera w sobie zaprzeczenie i możemy je zastąpić wyrażeniem "w żadnym razie!".

    I na koniec błąd, który uważam za zabawny. Często słyszę, iż ludzie, którzy chcą podkreślić, jak bardzo ktoś rozpaczał mówią "lała krokodyle łzy". Tymczasem "krokodyle łzy" oznaczają tyle co łzy fałszywe...

    Mam nadzieję, że niniejszy tekst Was zaciekawił.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



Silentia w krainie snu, czyli gdy rozsądek miesza się z sennym marzeniem

 

    Artykuły o snach lubiłam czytać od zawsze. Gdy tylko jakiś napotkałam, zaraz musiałam go zgłębić. Choć jednak od lat czytam na ten temat, do dziś właściwie nie poznałam żadnych konkretów. Wygląda na to, że tak dla naukowców, jak i dla wyznawców szeroko rozumianego mistycyzmu, sen pozostaje tajemnicą – tak jego pochodzenie, znaczenie, jak i kwestia techniczna.


    Niniejszy tekst stanowi komentarz do artykułu Wielka naukowa zagadka. "Skąd powstają sny i co oznaczają", który można przeczytać TUTAJ. W tym miejscu pragnę dodać krótką dygresję. Razi mnie wyrażenie „skąd powstają”, które zostało użyte w tytule artykułu…


    Gdy zaczęłam czytać wspomniany wyżej artykuł, rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy. Ciekawa formułka, którą możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej a, z którą ja spotkałam się po raz pierwszy oraz to, że faktycznie artykuł nie ma w sobie zupełnie niczego nowego. Dziennikarz, który stworzył niniejsze opracowanie, dokonuje po prostu krótkiego przeglądu danych dostępnych w literaturze. Oczywistym jest dla każdego, kto „coś tam słyszał na temat”, że istnieją różne fazy snów. Nie stanowi też tajemnicy, że snom od lat przypisywano mistycznie znaczenie. Nie sądzę też, żeby w dzisiejszych czasach kogoś zaskoczyło, że sen jest badany, badany i wciąż badany a wniosków większych nie ma. I osobiście od dzieciństwa słyszę, że sny przede wszystkim obrazują ludzkie lęki i pragnienia, więc ta informacja w tekście również nie jest dla mnie nowością. A że niektórzy uważają marzenia senne za łącznik z bogiem/bogami? Także nic, co nie pojawiłoby się w najróżniejszych publikacjach dziesiątki razy. Zastanawiam się więc, dlaczego powstają artykuły na temat snów, jeżeli nie ma w nich nic nowego? Ileż można mielić stare informacje? Owszem, gdyby pojawiły się jakieś innowacyjne badania (niezależnie od tego, czy wyciągnięto by nowe wnioski, czy nie...) to można byłoby napisać jakąś publikację. Poddaję jednak w wątpliwość sens pisania artykułów, które nawet nie dokonują pełnego i dokładnego przeglądu dostępnych informacji.


    A czym sny są dla mnie? Według mojego dotychczasowego doświadczenia, sny stanowią po prostu odbicie moich emocji. Jeśli za czymś tęsknię, symbole senne, które pojawiają się w moim umyśle, często obrazują tęsknotę. Jeśli czegoś się lękam, sny bywają przerażające. Gdy potrzebuję rady, oświecenia, moje sny również podkreślają ten fakt. Nie dają mi rady, ale podpowiadają mi obrazy, które po wpisaniu w sennik właśnie tak są interpretowane. Dodatkowo często sny są chaotyczne, gdy moje życie jest akurat pogmatwane lub prostsze i uporządkowane, gdy nic takiego się nie dzieje. Sny są odbiciem życia, emocji, uczuć, ale również drogowskazem dla naszej intuicji. Tak przynajmniej odbieram je ja. Jeżeli dostrzegamy w nich radę dla siebie? Tym lepiej dla nas. W końcu naukę można czerpać z różnych aspektów życia. Ze snów również.


Ściskam i pozdrawiam

Sil



fot. Sil


niedziela, 21 lipca 2024

W kilku słowach o języku polskim, czyli krótki komentarz do kontrowersyjnej wypowiedzi prof. Bralczyka

    

     Od kilku dni obserwuję burzę w artykułach na najróżniejszych portalach internetowych, w komentarzach oraz w mediach społecznościowych. Link do jednego z tekstów podaję dla przykładu TUTAJ. Jest to artykuł z portalu kobieta.onet.pl, ale tak naprawdę obecnie można na temat prof. Bralczyka, który jako językoznawca uważa, iż zwierzęta "zdychają"(oprócz pszczoły, która "umiera") i nie można ich "adoptować, a jedynie "przygarnąć", przeczytać wszędzie. Profesor burzą, którą wywołał jest już zmęczony i nie ma ochoty już się na ten temat wypowiadać, ale za to inne osoby, w tym osoby publiczne i znane jak choćby dziennikarka, pisarka i weterynarz - Dorota Sumińska  mają naprawdę wiele do powiedzenia.

    Nie będę odnosić się ani do zarzutów braku empatii u prof. Bralczyka, które płyną do niego ze wszystkich stron, ani nie będę pisać czy dla mnie pies "zdycha" czy "umiera". Ja odniosę się do czegoś zupełnie innego. To, co w moim odczuciu jest niedopuszczalne w wypowiedzi prof. Bralczyka to nie chłodne przedstawienie obecnie poprawnej formy według zasad języka polskiego, czyli "zdychanie". Mam jednak pewną uwagę natury technicznej. Uważam, że to źle świadczy o językoznawcy, że zapomina on o jednej, niezwykle ważnej sprawie. Język nie jest martwy! Język polski jest żywy! Nie można tłumaczyć swoich wypowiedzi słowami "jestem starym człowiekiem" i tak wolę. Owszem, dla mnie też niektóre zmiany w języku polskim są trudne do zaakceptowania, a jednak nie mam wyboru i muszę to zrobić. Właśnie dlatego, że język nie stoi w miejscu. Dopiero co Rada Języka Polskiego ogłaszała "ogromne zmiany" w pisowni jakiejś tam grupy wyrazów. Istnieje coś takiego jak "archaizm", istnieje też "neologizm". Gdyby iść w świat zgodnie z poglądami, które (moim zdaniem) prof. Bralczyk wyraził dość niefortunnie zasłaniając się wiekiem, do dziś mówilibyśmy na matkę "mać" a to tylko jeden, króciutki przykład. Panie Profesorze! Jest Pan jednym z największych autorytetów wśród językoznawców. Jest Pan również już w eleganckim wieku, jak dobitnie Pan to określił słowami "jestem starym człowiekiem". Jeśli jednak to drugie przeszkadza Panu w tym pierwszym, może należałoby się wycofać z życia zawodowego? Albo po prostu przyznać, że język polski nie stoi w miejscu i może czas  zaakceptować, że zwierzę "umiera" a nie "zdycha"?


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



zrozumieć (haiku)

 

chwila oddechu
zrozumienie wszechświata
błękitu nieba

Sil

fot. Sil



sobota, 20 lipca 2024

Brzeg, czyli piękne miasteczko pełne życzliwych ludzi :) Fotorelacja


    Jak wspominałam, dziś zamieszczam ostatnią fotorelację "z ciągu". Od jutra zdjęcia z moich wypraw będą pojawiać się znacznie rzadziej na read2sleep.pl. Wracamy do głównego obszaru tematycznego bloga, czyli przede wszystkim do recenzji/opinii/komentarzy do tekstów, które czytam. Będą to oczywiście subiektywne opinie o książkach, ale również komentarze do artykułów publikowanych na rozmaitych portalach internetowych. Częściej będzie się również pojawiać moja twórczość.

    Ostatnia z regularnych fotorelacji będzie dotyczyła mojej wczorajszej wizyty w Brzegu. Brzeg to urocza miejscowość niedaleko Wrocławia, ale również Opola. Brzeg jest świetnie skomunikowany z Wrocławiem i jadąc pociągiem IC, przejechałam tę trasę w zaledwie 25 minut. Odrobinę dłużej, ale również w przyzwoitym czasie, będziemy jechać, jeśli zdecydujemy się na lokalnego przewoźnika. 

    Brzeg słynie oczywiście z Zamku, w którym znajduje się Muzeum Piastów Śląskich. Mamy tu bogatą kolekcję eksponatów, w tym ciekawą kolekcję sarkofagów, zbroi, broni rycerskiej, ale również wystawę Sztuki Śląskiej oraz wystawę "Kresy". Na przepięknym dziedzińcu możemy ponadto zagrać w szachy. Jest uroczy sklepik z pamiątkami, który stanowi również miejsce zakupu biletu wstępu. Jedyną, w moim odczuciu, wadą tego cudownego miejsca są godziny otwarcia. Zamek dla zwiedzających zamykany jest o godzinie 16.

     W miasteczku znajduje się ponadto kilka zabytkowych kościołów oraz piękny Ratusz, który można zwiedzić zupełnie bezpłatnie, a przez który przeprowadziła mnie przesympatyczna Pani. Ratusz został wspaniale odremontowany, ale w środku znajdziemy wiele wspaniałych pozostałości minionych epok. Dotarła tu również nowoczesność, więc oprócz makiety Ratusza, która znajduje się obok budynku, w środku możemy podziwiać makietę wirtualną. Ponieważ Ratusz znajduje się na trasie od dworca kolejowego do Zamku, od niego zaczęłam zwiedzanie Brzegu.

    Polecam wizytę w Brzegu również ze względu na wiele urokliwych uliczek, w których można zatrzymać się chwilę i odpocząć w kawiarni. 

    Sam dworzec kolejowy również jest miły dla oka i bardzo zadbany. To od niego zacznie się moja dzisiejsza fotorelacja. Zapraszam!


Ściskam i pozdrawiam

Sil



































fot. Sil


Najpopularniejsze posty :)