Kochani!
Przedostatni rozdział mojego archiwalnego opowiadanka, tak pisałam ponad 12 lat temu :)
Ściskam i pozdrawiam
Sil
Zapach konwalii
Rozdział 17
Początkowo
gnał do niej jak szalony, ale gdy już był całkiem blisko,
zaparkował samochód i postanowił przejść kawałek piechotą.
Musiał się uspokoić, gdyż obawiał się, że emocje uniemożliwią
mu panowanie nad sobą. W tym momencie poważnie obawiał się swojej
reakcji, gdy wreszcie ujrzy Urszulę.
Martwiło go to, bo nie chciał popełnić żadnego błędu. Musiał
ją zdobyć i to natychmiast. Nakłonić do spakowania rzeczy i
odjechania wraz z nim do jego domu. Nie wyobrażał sobie już ani
jednego dnia bez niej i miał nadzieję, że już najbliższej nocy
zaśnie trzymając ją w ramionach. Ale, aby to osiągnąć, musiał
zachować spokój. Nie zrobić niczego, co mogłoby ostatecznie ich
rozdzielić. Zapalił papierosa, oparł się o maskę samochodu i
czekał aż jego serce nabierze normalnego tempa.
W
zamyśleniu zanurzył dłoń w kieszeni, po czym cofnął ją
wyciągając przedmiot, z którym nie rozstawał się od kilku
miesięcy. Dziwne, ale aż do zeszłego tygodnia nie zastanawiał się
nad zawartością pudełka zostawionego przez Urszulę
dla niego pod choinką. Dopiero, gdy zdecydował się już na podróż
po nią, gdy był już o krok od spotkania jej.
Powoli zaczął rozplatać
czarną, błyszczącą wstążeczkę, która trzymała pudełko w
nienaruszonym stanie. Gdy już udało mu się przejść przez ozdobny
papier, zobaczył spore, drewniane pudełko na biżuterię. Z bijącym
sercem podniósł wieko i zamarł. Ale nie, nie od przepięknego
przedmiotu, które zawierało opakowanie. Lecz od niezwykłej
dedykacji, którą poczuł i zrozumiał od pierwszego do ostatniego
słowa.
Wreszcie
ruszył przed siebie w kierunku, który wcześniej wskazywała mu
nawigacja samochodowa. Nie znał Wrocławia
zbyt
dobrze, jednak tę trasę przeanalizował najdokładniej jak się
dało, by nie zabłądzić i nie opóźnić tym samym momentu
ujrzenia jej. Miał nadzieję, że będzie w domu, chociaż powoli
zaczynał wątpić, aby to było możliwe. Bo niby dlaczego młoda,
zdrowa kobieta miałaby być w domu o godzinie trzynastej
w środku tygodnia? Owszem, gdyby była gospodynią domową jak
kiedyś, pewnie teraz zajmowałaby się gotowaniem obiadu, ale
przecież nie była nią już od wielu lat. Simon
zmartwił
się wyraźnie. Koniecznie chciał ją zobaczyć jak najszybciej, a
tak? Przecież nie będzie mu wypadało pytać krewnych Urszuli o
rozkład jej dnia. W takim wypadku pozostanie mu jedynie czekać
gdzieś w pobliżu.
„A
co, jeżeli już się z kimś związała?” - przeszło mu nagle
przez myśl i aż przystanął w miejscu. Dlaczego wcześniej o tym
nie pomyślał? Przecież taka piękność na pewno wzbudza
zainteresowanie innych mężczyzn. Zaklął pod nosem, ale odgonił
od siebie wszystkie niepokoje. W końcu mogła już dawno się z kimś
związać, a nie zrobiła tego. Nawet jego przecież odrzuciła...
Zacisnął pięść i
przyspieszył kroku, nie mogąc dłużej znieść powolnego spaceru.
Przez chwilę, w zamyśleniu obserwował chodnik, jednak teraz
podniósł wzrok, bo zbliżał się do jakiegoś zakrętu. Musiał
ustalić, na jakiej ulicy się znajduje. Gdzieś tutaj miała być
już ta, na której mieszkała jego piękna fizjoterapeutka. W tym
momencie aż wstrzymał oddech, gdyż nagle zza zakrętu wyszła
właśnie ona. Poczuł, jak robi mu się gorąco, serce mało nie
wyskoczyło mu z piersi. Stanął jak wryty, jak sparaliżowany. Po
prostu nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Działając
pod wpływem emocji, gwałtownie cofnął się za mur, który chwilę
wcześniej minął. Momentalnie przywarł też plecami do zimnego
betonu tak, jakby chciał się w ten sposób schronić, zniknąć.
Poczekał chwilę, aby Urszula
go nie zauważyła, po czym najostrożniej jak potrafił ruszył za
nią.
***
Pół godziny później...
Urszula
odwróciła
się gwałtownie, czując jak ciało mężczyzny oplata coraz silniej
jej plecy, a palce drętwieją od zdecydowanie zbyt silnego uścisku
męskiej dłoni. Od razu natrafiła na przenikliwe karmelowe
spojrzenie
i determinację wypisaną na twarzy
Panie
von Dohna...
- szepnęła.
Czyje
to dziecko, Urszulo?
- zupełnie zignorował jej słowa, nie mogąc się skupić na
niczym innym, niż lekko zaokrąglony
brzuch kobiety. Jego głos był zimny, napastliwy, nie znoszący
sprzeciwu.
Cofnęła się o krok
przestraszona, aż natrafiła plecami na furtkę, prowadzącą do jej
domu. Czyżby on miał wątpliwości? Czyżby zakładał, że może
być to dziecko kogoś innego? Chciała mu odpowiedzieć, wykrzyczeć
„jak śmiesz pytać mnie o to?” Nie potrafiła jednak wydobyć z
siebie słowa. Asekuracyjnie przysłoniła tylko swój brzuch rękami,
kuląc się lekko.
Poczuła się jak podczas
burzy - podekscytowana, ale ponad wszystko zlękniona. Chciała się
cofnąć jeszcze trochę, ale już nie miała gdzie. Mężczyzna stał
tuż przed nią, zaś za nią ruchy ograniczała żeliwna furtka.
Odpowiedz
mi!
- ponaglił ostrzegawczo. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje mu w
piersi serce od nadmiaru emocji. Podszedł, do niej, wciąż
oczekując na odpowiedź, chwytając ją za ramiona, by spojrzała
mu w oczy.
Gwałtownie
odwrócił głowę i uniósł wzrok. Dopiero teraz zauważył, że
na ścieżce, zaraz za Urszulą
stoi jeszcze jedna kobieta. Ciemnowłosa i niepodobna do Urszuli, ale
jednocześnie czuł,
że nie mogła być nikim innym niż jej matką.
Moja córka spodziewa się
Pańskiego dziecka – powtórzyła Irena płynnym niemieckim.
Urszula,
czy to prawda? - Simon
poczuł,
że robi mu się słabo. Jęknął, chcąc usłyszeć to od niej.
Zacisnął też mocniej dłonie na ramionach kobiety.
Zagubiona wahała się przez
chwilę, nim wreszcie wymamrotała
Wyrwała się, korzystając z
chwili zaskoczenia i pobiegła gdzieś w dal, w park i dalej, jeszcze
dalej. Z jej powiek, na rozgrzane policzki obficie skapywały łzy,
jej dłonie wciąż podtrzymywały brzuch, jakby chciała uchronić
rosnące tam maleństwo przed wyimaginowanym zagrożeniem, przed
całym złym światem.
Jak on śmiał? Jak śmiał
mieć wątpliwości?