wtorek, 21 stycznia 2025

O książce nienajwyższych lotów, która jednak poprawiła mi wczoraj humor, czyli "The Room Mate"

     Kiedy zaczęłam czytać prolog do powieści "The Room Mate" od Kendall Ryan, zawahałam się. Znałam już prace tej autorki, wielokrotnie o którejś pisałam na read2sleep.pl i byłam przyzwyczajona, że powieści Ryan czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Tymczasem, sądząc po prologu, zapowiadała się niezła drama. Ale jednak skusiłam się i postanowiłam dać historii szansę. Nie tylko dlatego, że od dawna szukałem czegoś krótkiego na wieczorną lekturę a ta pozycja była akurat nie za długa, lecz również dlatego, że... no przecież to Kendall! Nie mogło to być nic naprawdę strasznego, prawda?

    Anglojęzyczna powieść "The Room Mate" z 2017 roku otwiera serię czterech książek o podobnym tytule (w sensie seria nosi podobny tytuł co pierwsza część, a nie wszystkie książki... ;)) i szczerze powiem, że chyba będę czytać kolejne pozycje. Bo nie, Moi Drodzy, książka wcale nie miała tyle dramy, ile człowiek mógł się spodziewać po kilku pierwszych przeczytanych zdaniach. Wręcz przeciwnie, była typową powieścią Kendallowską, że się tak wyrażę, czyli łatwą, przyjemną, optymistyczną i, co najważniejsze!!! Krótką ;). Tak, nie ukrywam, że obecnie często wybieram sobie lektury na podstawie liczby stron...

    To, co nieco odstraszyło mnie na początku, oprócz dramy w prologu, rzecz jasna, to fakt, że główna bohaterka miała 28 lat, główny bohater zaś 24. A dlaczego mi to przeszkadzało? Proste, na zasadzie skojarzeń. Po prostu taka konfiguracja przywołuje mi na myśl bardzo konkretną parę z rzeczywistości i nie jest to najszczęśliwszy na świecie związek. Ale czytając pomyślałam, no bez przesady! Nie porzucę powieści, bo nie podoba mi się różnica wieku u bohaterów. Więc czytałam dalej i mimo wszystko nie żałuję.

    Historia zaczyna się w momencie, w którym młody Cannon szuka miejsca do życia na ostatnie dwa miesiące studiów medycznych, po tym jak został wyrzucony z wynajmowanego mieszkania. Na pomoc rusza mu starsza siostra, która proponuje, aby zatrzymał się w tym czasie u jej najlepszej przyjaciółki. Paige posiada dodatkowy pokoik w swoim niewielkim mieszkaniu i, choć nie do końca jej się to uśmiecha, godzi się poratować młodszego brata przyjaciółki. Tylko jest jeden problem. Cannon nigdy nie powiedział siostrze, że od zawsze podkochiwał się w Paige. Paige zaś godząc się przyjąć pod swój dach dawnego znajomego, nie spodziewała się, iż Cannon z małego nerda przeistoczył się przez ostatnie kilka lat w młodego boga, któremu nie oprze się żadna kobieta. Również Paige. Nie muszę chyba mówić, że siostra Cannona na samą myśl o potencjalnym związku swojego małego braciszka ze swoją najlepszą przyjaciółką dostaje gęsiej skórki? Pewnie, że nie muszę ;). Co z tego wszystkiego wyniknie? Sprawdźcie, jeśli macie ochotę.

    "The Room Mate" to historia jak ich wiele. To coś, co miłośnicy romansów czytali już milion razy u innych autorów. Humor jest przyzwoity, bohaterowie typowi, ale fajnie wykreowani, jakaś malutka tajemnica też się znajdzie, jakieś komplikacje? Oczywiście są. Z minusów? Jak dla mnie powieść była nieco zbyt erotyczna. Fabuła w moim odczuciu bardziej kręciła się wokół pożądania niż miłości i trochę mi to przeszkadzało. Ale mimo wszystko powieść była jednak łatwa, lekka i przyjemna, czyli taka, jakiej potrzebowałam do chwili przerwy od życia.
    Czy polecam tę pozycję? Sama nie wiem. Myślę, że raczej nie odradzam niż polecam. Na pewno jest to książka, która da chwilę wytchnienia, ale jednocześnie jest do bólu przewidywalna. Zdecydujcie sami. Jeśli macie ochotę na nieco przeerotyzowaną, krótką i prostą powieść romantyczną to proszę bardzo. Oto i ona ;).

Ściskam i pozdrawiam
Sil

fot. Sil


niedziela, 19 stycznia 2025

Niedzielne truizmy ;)


Nie wygrasz na loterii, jeśli choć raz nie kupisz losu.
Mieszkanie nie będzie czyste, jeśli masz ścierki, ale ich nie używasz.
Krem na półce nie wpłynie na nawilżenie skóry. Trzeba go jeszcze nałożyć.

"Dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane."

Pragniesz czegoś? Działaj!

Sil

fot. Sil

czwartek, 16 stycznia 2025

wtorek, 14 stycznia 2025

Nie pomyl...

 


Uważaj, by nie pomylić marzeń z pragnieniem zakazanego owocu.
Tego, czego pożądasz z tym, czego pragniesz.
Nie pomyl maski z prawdą.
Ani siebie z wizją i projekcją innych ludzi.

Sil


fot. Sil


poniedziałek, 13 stycznia 2025

J.K. Rowoling i jej "szokujące wypowiedzi"

 

    Zawsze ostrożnie wypowiadam się na tematy kontrowersyjne, a jeśli mogę tego uniknąć nie wypowiadam się wcale. Jednak zamieszanie medialne, które powstało pod koniec ubiegłego roku w związku z "szokującymi" słowami autorki Harry'ego Potera na temat dzieci transpłciowych sprawia, że mam ochotę zabrać głos. A czego dokładnie dotyczy kontrowersja słów znanej autorki fantasy? Otóż J.K. Rowling publicznie i z całą stanowczością oświadczyła, że nie ma dzieci transpłciowych (jeden z artykułów na ten temat możecie przeczytać -> TUTAJ). Wielokrotnie oskarżana o dyskryminację osób trans, czy kontrowersyjne wypowiedzi na ich temat, J.K. jest konsekwentna i stała w swoich poglądach, nie ugina się pod ciężarem krytyki, nie wycofuje się i nikogo nie przeprasza za mówienie tego, co myśli. Za to ją szanuję, ale z jednym małym zastrzeżeniem. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak stu procentowa pewność, zawsze pozostanie jakiś margines na wątpliwości i chciałabym, żeby ludzie zdali sobie z tego sprawę. Nie jesteśmy przysłowiową "alfą i omegą" i dlatego możemy mówić o tym, co my sądzimy, nie o tym, co "jest" - to jest mój pogląd i będę się go trzymać z taką stanowczością, jak J.K. Rowling swojego ;). Mojemu sercu bliższe niż epatowanie nadmierną pewnością siebie było i jest  filozoficzne stwierdzenie "Wiem, że nic nie wiem" (Sokrates). 

    J.R. Rowling, zanim stała się jedną z najpopularniejszych, współczesnych autorek książek fantasy na świecie, nie miała łatwego życia. Dlatego teraz, gdy już osiągnęła wszystko, co może osiągnąć pisarz, zajęła się również pracą charytatywną. Od lat zajmuje się walką o prawa kobiet. Wielokrotnie "szokowała" świat negując różne prawa osób transpłciowych czy "wyśmiewając" niektóre zmiany językowe, jak choćby "osoby miesiączkujące". Cóż, nie powiem, że mnie to szokuje. Raczej ta sprawa mnie po prostu dziwi.

    A teraz ta najświeższa, kontrowersyjna sprawa. Ta, która sprawiła, iż piszę ten post. Wypowiedź J.K. Rowling na temat transpłciowych dzieci... Kochani, nie mam wiedzy psychologicznej/psychiatrycznej na ten temat. Nie jestem lekarzem. Wiem, że raz na jakiś czas pojawiają się na świecie dzieci, które rodzą się z cechami fizycznymi obu płci, dlatego nie trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś urodził się z cechami jednej płci a umysłem innej. ALE! UWAŻAM, iż nie jesteśmy tego w stanie stwierdzić, a już na pewno nie ze stuprocentową pewnością, gdy mamy do czynienia z dzieckiem. Jeśli osoba dorosła, w pełni dojrzała, ma ochotę zmienić płeć na swoje ryzyko - proszę bardzo. Uważam jednak, że ingerowanie w płeć niedojrzałego człowieka, w płeć dziecka, jest zbyt ryzykowne. Znam mnóstwo dzieci, które na różnych etapach rozwoju "wolały być" chłopcem będąc biologiczną dziewczyną i odwrotnie - znałam też małych chłopców, którzy chcieli się ubierać w sukienki, a później to "samo przechodziło" i te dzieci już nie kwestionowały swojej biologicznej płci. Dlatego nadmierna ingerencja w kwestie płciowości dzieci rodzi moje obawy. Dlatego też nie szokuje mnie kategoryczna opinia J.K. Rowling, ale mimo wszystko wolałabym, żeby tę kwestię poruszali specjaliści - naukowcy, lekarze, a nie, aby był to kolejny temat do mielenia przez media, do wypowiadania się przez ludzi, których wiedza na ten temat jest zerowa. 

Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


niedziela, 12 stycznia 2025

No i śnieg...

 

    Pamiętam, jak w jednej z książek od Lucy Maud Montgomery, autorki serii o Ani Shirley, przeczytałam, że Ani nie za bardzo podobało się, jak jej dzieci biegały po dopiero co opadłym śniegu "kalając" nieskazitelną biel śladami stóp. Pomyślałam wówczas, że dokładnie wiem, co Ania czuje, bo od zawsze miałam tak samo. Lubiłam patrzeć przez okno na świat przykryty śnieżną kołderką, gdy jednak zaczynałam widzieć na niej ślady stóp czy ślady kół samochodów (o innych śladach nie wspomnę...)? To już przestawało mi się podobać i wówczas wolałam, aby tego śniegu w ogóle nie było. Dziś nadal lubię śnieg, o ile jest czysty, nieskalany i nie muszę wychodzić z domu, żeby przekonać się, jak bardzo jest zimny ;).     

    Pisałam w grudniu, że marzy mi się śnieżna fotorelacja, jednak pod koniec ubiegłego roku śnieg w mojej okolicy nie spadł w ogóle. Pierwszy opad miał miejsce dopiero po Nowym Roku i dziś, choć śniegu jest stosunkowo dużo, niestety nie ma go na tyle, by powstała jakaś ciekawsza sceneria. Przesyłam więc kilka zdjęć ogródkowych, wraz z życzeniami spokojnej niedzieli. Może jeszcze uda mi się zrealizować plan śnieżnej fotorelacji nim minie zima, a jak nie, nie będę jakoś szczególnie rozpaczać z tego powodu :).


Ściskam i pozdrawiam

Sil




fot. Sil


    

sobota, 11 stycznia 2025

spokojnie, to tylko życie



spokojnie, to tylko życie
rzecz najprostsza na świecie
rodzisz się i już
teraz już tylko istniejesz
wcale nie musisz zadbać, 
o jakieś efekty specjalne
to nie jest film, to życie
nie musi być ciekawie
nie musisz dbać, by wątki 
były logiczne i spójne
to nie jest powieść, to życie
nie musi być realnie

i tak, jak każda, 
nawet najgrubsza książka
jak każdy film, 
nawet najdłuższy na świecie
to jedno wspólne z życiem 
ma pierwsze oraz drugie
że skończy się na pewno
gdy minie jego czas

Sil

piątek, 10 stycznia 2025

Płyn Lugola, czyli o książce, której bym nie kupiła

 

    Jest w moim otoczeniu osoba, od której od lat dostaję pod choinkę książki. Zwykle trzy tytuły trzech różnych autorów. Książki te są zawsze ładnie wydane i na pewno zwracają uwagę zachęcając do zakupu, lecz jak do tej pory, również tym razem, tylko jedna z ofiarowanych mi pozycji wzbudziła moje zainteresowanie. Tym razem zaciekawiła mnie publikacja "Płyn Lugola".

    Autorem "Płynu" jest Bohdan Zadura, wydawcą zaś Państwowy Instytut Wydawniczy. Data pierwszego wydania to 2020 rok, czyli książka nie jest już nowością, ale wciąż mogę uznać ją za świeżą. Cena okładkowa 39,90 zł. Oprawa twarda, kolorystyka spokojna, stonowana. Jasna grafika bez ostrzejszych akcentów. Wnętrze okej, ale - uwaga! - nieco przeładowane tekstem. A dlaczego mam takie wrażenie? Bo wbrew moim przewidywaniom po przeczytaniu tytułu to nie jest proza. "Płyn Lugola" to tomik poezji, który jednak miejscami bardziej tę prozę przypomina.
Na okładce można przeczytać, że "Płyn Lugola" to autorski wybór wierszy a jego autor jest poetą, prozaikiem, krytykiem i dramaturgiem. Oprócz tego widnieje informacja, że Bohdan Zadura urodzil się w 1945 roku, ale nie znajdziemy tu szerszych informacji ani o autorze, ani o tej, konkretnej pozycji. W dzisiejszych czasach to jednak nie problem, bo w dobie internetu, po prostu nie ma to większego znaczenia. Kto chce dowiedzieć się więcej, szybko uzyska potrzebne informacje.
    Ja osobiście nie szperałam w przeglądarkach, ale zabrałam się od razu do lektury. Gdy zaczęłam zaś czytać zbiór, tym razem idąc po kolei a nie zaczynając losowo, od środka, jak zwykle robię, po pierwszym wierszu byłam zachwycona.
    Pierwszy utwór "Ex nihilo" nie tylko mi się spodobał, ale jeszcze przywrócił moją wiarę we współczesną poezję. Był w moim stylu, uporządkowany, klasyczny, lekko podniosły, uniwersalny. Po prostu super! Niestety mój zachwyt trwał niezbyt długo, bo już kilka wierszy dalej zaczęłam się zastanawiać, czy nie nazbyt szybko wydałam entuzjastyczną opinię o "Płynie". Zaczęłam zastanawiać się, czy aby autorowi nie pomyliły się przypadkiem gatunki literackie... Jest w końcu nie tylko poetą, ale też prozaikiem. Może zatarła mu się w trakcie lat pracy granica między jednym a drugim, między poezją a prozą? Czytałam dalej i przez większość tomiku miałam wrażenie, że czytam po prostu wiersze przeplatane prozą, tylko nieszczęśliwie rozplanowaną graficznie. Poddawałam się i odechciewało mi się czytać, ale kilka stron dalej znów znajdowałam utwór, który dawał nadzieję. Niestety, choć bardzo starałam się otworzyć na książkę i próbować zrozumieć jej treść, skoro o "czuciu" nie było tu mowy, nic z tego. Może to kwestia różnicy pokoleń, a może po prostu tak pisane wiersze nie są dla mnie...

    Utwory ze zbioru "Płyn Lugola" nie są wg mnie poezją o uniwersalnych przesłaniach, nawet jeśli zawierają wiele "uniwersalnych prawd". Są raczej bardzo osobistymi przemyśleniami autora, obrazem jego bardzo osobistych doświadczeń. Fakt, to nic nadzwyczajnego w poezji, ale jednak dla mnie było trochę za dużo zadumy "nad sobą" a za mało "nad światem". Wydaje mi się również, że tomik jest po prostu zbyt obszerny. Tego typu zbiór, który byłby odpowiedni dla dzieł klasyków np. z epoki romantyzmu, dla poety żyjącego współcześnie wydaje się przeładowany treścią. Wolę jednak krótsze, bardziej integralne tematycznie tomiki typu "Chwila" Szymborskiej. Wówczas można się lepiej skupić, łatwiej poświęcić chwilę na przemyślenie, poczucie wiersza. W przypadku "Płynu Lugola" trzebaby było rozłożyć lekturę na kilka tygodni, by móc wgłębić się w treść a ja tak po prostu nie potrafię. Poezja pana Zadury jest też dla mnie zbyt mało subtelna, jest zbyt oczywista a cała "tajemniczość" wynika z formy, nie z treści. Szczerze? Wolę odwrotnie.

    Gdybym sama wybierała dla siebie współczesny tomik poezji, raczej nie wybrałabym "Płynu Lugola". Chyba że mogłabym wyłączyć z niego kilka wierszy i stworzyć swoją własną kombinację ;). Nie byłby to w sumie taki mały zbiór. Kilkanaście utworów na pewno by się w nim znalazło. Jednak ta całość, która została mi ofiarowana? Nie, w takiej formie sama bym jej nie kupiła.

Ściskam i pozdrawiam
Sil


fot. Sil


środa, 8 stycznia 2025

Spokój deszczu

 

Krople szarości na moim oknie
Sukcesy goryczy oraz żalu pełne
Zniknęła niewinność, zniknęła czystość
W podwórzu krajobrazy wyraźnie jesienne

Czekałam i nagle minęło beze mnie
Zamknęłam oczy, by zrozumieć więcej
Czasem wystarczy przyjąć ze spokojem
Wszystko, co świat włoży w nasze ręce

Sil

wtorek, 7 stycznia 2025

Falling for the Bad Boys - aktualizacja

 
    Do Galatei nie zaglądałam od ładnych paru miesięcy... No ok, może i zaglądałam, ale tylko po to, by z przyzwyczajenia zbierać punkty za codzienne logowanie. Czasem dostawałam oczywiście powiadomienia o jakichś nowościach dostępnych w aplikacji, ponieważ jednak nie byłam zachwycona jakością proponowanych książek, niespecjalnie ciągnęło mnie do lektury... 
    O Galatei pisałam już wielokrotnie. O tym jakie wg mnie ma wady i zalety, dlaczego mnie do siebie nie przekonała, czego w jej polityce nie rozumiem. Między innymi w lutym zeszłego roku wspomniałam o powieści Lisy Rhead "Falling for the Bad Boys", której nie mogłam ukończyć, gdyż należało do tego wykupić płatną subskrypcję, czego absolutnie nie zamierzałam zrobić. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy niedawno sprawdziłam wersję polską aplikacji, była tam książka "Kochając złych chłopców" od Lisy i nie trzeba było mieć do niej płatnej subskrypcji! Wróciłam na wersję angielską, z której korzystam i faktycznie. Obecnie zarówno pierwsza część, czyli właśnie "Falling for the Bad Boys" jak i kontynuacja powieści, jest dostępna bez subskrypcji. Miła zmiana. Niestety, gdy chciałam dokończyć inną serię, której nie mogłam przeczytać wcześniej z tego samego powodu, co nie mogłam poznać powieści od Lisy, okazało się, że wciąż jest na liście wyjątków proponowanych tylko subskrybentom, więc to nie tak, że Galatea zmieniła swoją politykę. Widocznie z jakiegoś powodu, może decyzją autorki(?), po prostu ten tytuł trafił do podstawowej wersji.

    Książki Lisy Rhead to powieści o przestępcach, o miłości kontrowersyjnej. "Falling for the Bad Boys", nie do końca mnie przekonuje, aczkolwiek jest na tyle "inne", że może się okazać, iż jednak dokończę czytanie z czystej ciekawości, trochę jako eksperyment. Nie był to eksperyment, za który chciałam płacić wykupując roczną subskrypcję, ale skoro warunki się zmieniły to i może ja dam powieści szansę. Sprawdzę, zobaczę czy przełknę aż tak daleko idącą "odmianę" od moich "zwyczajnych" lektur. Dam Wam znać, jeśli ostatecznie uda mi się przebrnąć przez powieść i/lub jej kontynuację. Z tego, co widzę w przygotowaniu jest już trzecia część serii, która ma być dostępna od 23 stycznia 2025 roku. 

Tymczasem ściskam i pozdrawiam
Sil

Prt Sc by Sil*


*zrzut ekranu z aplikacji Galatea

piątek, 3 stycznia 2025

Talent, marzenie, ambicja, czyli krótka refleksja o książkach i ich autorach

 

    Mówią, że książkę może napisać każdy, ale nie każdy może zostać pisarzem. Mówią również, że jeżeli nie znalazło się do tej pory książki, która nas zadowoli, należy ją napisać samemu. Czy zatem faktycznie każdy jest w stanie napisać książkę? Czy każdy może zostać pisarzem? Nie jestem przekonana, czy naprawdę tak jest. Może inaczej, oczywiście każdy dla siebie ma możliwość napisania swojej książki, ale czy każda ta pozycja powinna zostać wydana?

    Gdy zakładałam blog read2sleep.pl i określiłam jego główny cel jako dzielenie się moimi opiniami na temat przeczytanych przeze mnie książek, przyjęłam dodatkowe założenie, iż nie piszę o książkach, które jednoznacznie mi się nie podobały a w każdej z tych, które, w mojej ocenie, nie były najwyższych lotów szukam plusów. W większości przypadków nie miałam problemu z realizacją tego założenia, było jednak kilka wyjątków od reguły, gdy naprawdę z trudem znajdowałam dobre strony jakiejś publikacji. Wyciągam z puli wiersze, bo szczerze wierzę, że poezja rządzi się swoimi prawami, jednak powieści, literatura piękna, ogólnie opublikowana proza, jak również artykuły/reportaże bywają po prostu złe. Czasem czytam coś i zastanawiam się, kto to w ogóle dopuścił do druku? Kto uznał za świetny pomysł, aby coś takiego nie tylko napisać, ale jeszcze opublikować? Co to za ludzie?

    Pisarzem dziś nie jest tak trudno zostać. Wystarczy pisać. Można powiedzieć, że każdy kto ma chęć i możliwość, kto ma pomysł i jest gotowy poświęcić czas, aby napisać coś swojego, jest w stanie to zrobić. Są oczywiście różnice jakościowe. Czasem pomysł jest świetny, ale brak warsztatu pisarskiego, a nawet brak podstawowej znajomości zasad pisowni w danym języku uniemożliwia utworzenie poprawnego tekstu, który jest znośny dla czytelnika. Czasem wręcz przeciwnie. Ktoś jest świetny technicznie, lecz jego pomysły po prosu są słabe. Czytamy później tysięczną książkę o uciekającej sprzed ołtarza pannie młodej lub pannie młodej porzuconej przed ołtarzem, która jednak znalazła miłość w objęciach świadka byłego narzeczonego itp. i zastanawiamy się, po co pisać w kółko o tym samym? Osobiście miałam pewien kryzys czytelniczy, gdy książki zlewały mi się już w jedno. Brałam następne tytuły i po przeczytaniu kilku stron, potrafiłam dokładnie przewidzieć, nie tylko to, co wydarzy się dalej,  ale nawet mniej więcej, w której części książki. Owszem, czasem styl autora ratował pozycję, czasem książkę mimo oklepanej treści jednak można było czytać dalej z przyjemnością, ale czasem i tego nie było. Bywały pozycje, których nawet nie udało mi się doczytać do końca a jedynie kartkowałam szukając, czy może zdarzy się coś, co uratuje powieść. Wspominam z niesmakiem książkę, w której autorka porównywała uda głównego bohatera do pni drzew i jeszcze pisała to w taki sposób, jakby było to jego najważniejszą, pozytywną cechą, ale poza tym opis postaci był mizerny, a bohaterowie zupełnie niewyraziści.  Z drugiej strony spotykałam też powieści, które zaciekawiły mnie tematyką, jednak prostacki język, czy brak jakiegokolwiek poszanowania dla stylu sprawiały, że książka w ostatecznym rozrachunku nie nadawała się do niczego. Ale przecież ktoś tę książkę wydał, ktoś podpisał się pod jej zatwierdzeniem do druku, do wypuszczeniem na rynek. Kto? Czy zrobił to wyłącznie pieniądz?

    Talent to wspaniała rzecz i jeśli dysponujemy akurat talentem pisarskim, może polega on właśnie na równowadze między wyobraźnią, pomysłami i umiejętnościami. Jeśli mamy talent zdecydowanie szkoda go marnować i trzeba pisać i wydawać.

    Marzenia to również piękna rzecz i jeżeli ktoś od zawsze pragnął napisać książkę to wierzę, że powinien dążyć do realizacji tego marzenia niezależnie od posiadania talentu. Marzenia są ważne, pomagają nam wyznaczyć cel, znaleźć sens życia. Nie powinniśmy żałować, jeśli wydamy książkę w pogoni za realizacją pragnień.

    Ambicja... bo co? Ja nie napiszę? Phi, oczywiście, że napiszę nawet lepszą książkę niż ktoś tam inny. I tu jestem najbardziej surowa w ocenie, bo jeśli ktoś chce coś udowodnić to może warto też wziąć pod uwagę, że nie uda mu się tego dokonać. Pisanie z wyrachowania uważam za szkodliwe, niebezpieczne, próżne. Kropka. Ale ok, może w ostatecznym rozrachunku i w taki sposób ujawni się jakiś talent, kto wie? Niezbadane są ścieżki losu.

    Choć nieraz denerwują mnie pewne pozycje na rynku książki i uważam, że są one wydane błędnie, jestem za tym, aby jednak powstawały. Aby ograniczenia wynikały tylko z czegoś innego niż talent lub jego brak, marzenie czy ambicja. Kiedyś pisałam o tym, które książki wg mnie są złe i nie powinny zostać dopuszczone do druku. Mam tu na myśli np. nawoływanie do nienawiści, przemocy. Jeszcze raz podkreślę, że choć nie jestem fanką kryminałów czy horrorów nie jestem też im przeciwna. Jeżeli ktoś opisuje zbrodnię jako część fabuły, ale nie promuje tej zbrodni jako coś dobrego to rozumiem taką fikcję literacką czy też książkę opartą na faktach. Ale bywają też niestety pozycje, które piszą o przemocy jako o czymś fajnym, normalnym. Temu już jestem przeciwna. 

    Podobnie jak jestem zwolenniczką wolnego rynku w rozumieniu ekonomicznym, uważam, że również na rynku książki powinni decydować przede wszystkim konsumenci - czytelnicy. Choć to nie tak, że uważam, iż większość zawsze ma rację. Istnieją mody, bezkrytyczne powielanie opinii naszych autorytetów czy też pseudoautorytetów. Jeszcze ze szkoły podstawowej pamiętam sytuację, gdy polonista stwierdził, że właśnie będziemy czytać najlepszą książkę w życiu. Mówił, że to jego ulubiona, że jest świetna. Książka ta to "Pięć przygód detektywa Konopki". Kochani Czytelnicy, to była najgorsza książka, jaką czytałam w podstawówce, ale większość klasy uważała, że jest świetna. Zastanawiałam się wówczas, czy ich entuzjastyczna opinia wynikała z tego, iż faktycznie lektura przypadła im do gustu, czy dali sobie wmówić naszemu poloniście, że jest taka super, a może po prostu bali się, że jeśli książka im się nie spodoba to coś jest nie tak z ich gustem? Oczywiście biorę też pod uwagę, że po prostu mieli chęć przypodobania się nauczycielowi i wcale ich za to nie potępiam ;).     

    Książki są ważne - edukują, rozwijają wyobraźnię, relaksują. Ich autorzy są ważni, to dzięki nim mamy możliwość poszerzania horyzontów, rozwoju, odpoczynku. Do naszych lektur nie powinniśmy podchodzić bezkrytycznie, jednak hejt, który czasem widzę pod adresem pisarzy bywa dla mnie przerażający. Nienawistne wpisy o beznadziejności ich dzieł... Opinie wyrażane nieraz prostackim, wulgarnym językiem w anonimowym wpisie na portalu o książkach - to jest smutne, Kochani Czytelnicy. Po prostu smutne.

    Moje założenie, że nie piszę na read2sleep.pl jednoznacznie negatywnych recenzji przeczytanych przeze mnie tytułów w dużej mierze wynika z szacunku do pracy, którą autorzy włożyli w napisanie swojego dzieła. Biorę ponadto pod uwagę, że są różne gusta, również te literackie... i to, co dla mnie wydaje się czasem nie do przyjęcia, komuś innemu może bardzo się spodobać. 


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


czwartek, 2 stycznia 2025

róże


przymknięte powieki,
zmęczone źrenice
miał bukiet na stole
swoje tajemnice

już liście powiędłe
wyblakłe kolory
milknące z tyłu głowy
bezdźwięczne utwory

jak niebo poszarzało
zbiera się na burze?
wtuliły się w kolce
zapomniane róże...

Sil

fot. Sil



środa, 1 stycznia 2025

Wyzwanie na dziewiątkę ;)

 

Szczęśliwego Nowego Roku!

    Wczoraj był 1 stycznia 2024 roku. No ok, może nie do końca wczoraj, choć właśnie takie mam wrażenie. Wg artykułu, który dziś przebiegłam wzrokiem (na czytanie nie miałam czasu...), miniony kilkanaście godzin temu rok był wyjątkowo intensywny i dlatego wielu z nas może się wydawać, iż minął w mgnieniu oka. Na świecie się dzieje, w Polsce się dzieje. Są/były wojny, niektóre się zakończyły, inne trwają niezmiennie. Ludzie i zwierzęta cierpieli, skutki niektórych klęsk żywiołowych odczuwamy do dziś. Zniszczona, przepiękna Kotlina Kłodzka, wiele niepokojów i walka o lepsze jutro. Były pożary, wybuchy. Kręci się w kółko COVID. 

    Ale dziś mamy NOWY ROK - NOWY POCZĄTEK! Rok 2025, czyli numerologiczna 9. Mamy rok kończenia spraw, kończenia etapu, zbierania owoców. Mamy rok pierwszych planów na następne sezony. Co było za nami minęło, choć możemy odczuwać skutki jeszcze długo. Świat się kręci, KOŁO FORTUNY się obraca. Na czym zatrzyma się w bieżącym roku? Czas pokaże.

    Planowałam dziś przekazać Wam, Drodzy Czytelnicy, pewną nowinę, ale nieco się opóźniło to, na co czekałam od dawna, więc jeszcze się wstrzymam. Jeszcze trwają prace, jeszcze nie wszystko jest gotowe. Ale to tylko kwestia chwili, więc pewnie lada moment będę miała coś wielkiego, czym się podzielę.

    A jakie plany na styczeń?

    1. Odpuścić, nie cisnąć, nie zmuszać się do niczego, ale nie przestawać działać, tworzyć i publikować.

    2. Czytać, gdy tylko czas pozwoli, ale nie na siłę. Nie kosztem snu, nie kosztem innych spraw.

    3. Tworzyć w każdej wolnej chwili, w drodze, w autobusie, w tramwaju, w pociągu.

    4. Dodawać posty z najlepszą intencją, w najlepszej możliwej jakości.

    5. Świętować sukcesy, uczyć się z porażek.

    6. Wprowadzić harmonię do życia, znaleźć czas na dbanie o zdrowie, o rodzinę, o dom...

    7. Nie żałować tego, co nie wróci. Iść dumnie do przodu.

    8. Wyciągać wnioski, uczyć się życzliwości.

    9. Uśmiechać się do lustra i świata, aby lustro odpowiedziało tym samym, a świat miał chociaż szansę.


Co do reszty - zobaczymy!


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



wtorek, 31 grudnia 2024

Koniec roku i co dalej?

 

    Wciąż nie mogę uwierzyć, że mamy dziś 31 grudnia. Kolejny rok z mojego życia minął tak szybko, jakby był ułamkiem sekundy a nie kilkoma tysiącami godzin. Za mną rok zmian i decyzji, a choć nie osiągnęłam wszystkiego, na co miałam nadzieję, jestem i tak wdzięczna, i tak zadowolona, że udało się zrealizować aż tyle.

    Moim blogowym celem na rok 2024 było 300 postów na read2sleep.pl. Dziś piszę trzysta trzeci i myślę sobie, że niby ok, ale też nie do końca to miałam na myśli, gdy robiłam takie założenie. Miało być 300 postów treści tematycznej, a wiem na pewno, że wkradło się trochę postów ogólnych i informacyjnych, których teoretycznie nie powinnam wliczać do puli. Mimo to uznaję sobie ten wynik. 303 to jednak dla mnie zadowalający efekt.

    Rok 2024 przyniósł mi nowe wyzwania, które nieco zakłóciły możliwość publikacji na read2sleep.pl, o których myślałam w styczniu. Rozpoczęłam dwa kierunki studiów podyplomowych, podjęłam pewne wyzwanie pisarskie. Sporo z mojego czasu zabrały też szerokorozumiane sprawy rodzicielskie i ogólnie rodzinne. Mnóstwo nieprzewidzianych wydarzeń, mnóstwo możliwości, ale i zagrożeń, z którymi musiałam się zmierzyć. Cieszę się więc, że ten rok już dobiega końca, ale to, czym się zajmowałam przez ostatnie miesiące zaowocuje dopiero w następnym. Nie mogę się doczekać, co z tego wszystkiego wyniknie.

    W 2025 roku czeka mnie wiele nowych wyzwań, jeszcze więcej obowiązków i jeszcze mniej czasu, dlatego już teraz uprzedzam, że o jakimkolwiek harmonogramie publikacji w zbliżającym się nowym roku nie będzie mowy. Blog read2sleep.pl będzie prowadzony z tym samym zaangażowaniem i tym samym zapałem, ale jednak będzie musiał ustąpić innym sprawom. Dlatego też nie nakładam sobie żadnego celu ilościowego. Może postów będzie nie mniej niż w 2024 roku, a może wręcz przeciwnie. Czas pokaże.

    Na zakończenie pragnę podziękować wszystkim nowym Czytelnikom, których sporo pojawiło się w minionym roku na read2sleep.pl. Naprawdę miło mi, że tyle osób do mnie zajrzało. Już wiem, że w latach poprzednich mój blog był praktycznie nie do znalezienia, gdyż... nie informowałam o nim przeglądarek :). Dopiero w tym roku odkryłam ten błąd...

    Na nadchodzący Nowy Rok życzę Wam i sobie, aby rok 2025 przyniósł nam coś niezwykłego, coś godnego zapamiętania na całe życie. To rok numerologicznej 9, czas kończenia dawnych spraw i zbierania owoców wieloletniej pracy. Życzę Wam, aby owoce były słodkie, soczyste i dorodne ;).


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


niedziela, 29 grudnia 2024

sobota, 28 grudnia 2024

Miała być zimowa fotorelacja, czyli krótka refleksja o pogodzie...



    Marzyła mi się fotorelacja w grudniu, ale dałam warunek. Żebym dodała ją na read2sleep.pl miał spaść śnieg. Kiedy ustalałam to obostrzenie nie sądziłam, że jest wielkie ryzyko, że warunek nie zostanie spełniony. Był wówczas 1 grudnia a ja nie pamiętam jeszcze grudnia, w którym śnieg nie spadł. Owszem, to że się nie utrzymał i zaraz stopniał? Tak bywało, ale żeby nie spadł ani razu przez cały grudzień? Cóż, może pamiętać mnie zawodzi, ale naprawdę takiego grudnia w swoim życiu nie pamiętam. Tymczasem mamy już 28 i nic. Od kilku dni panują mrozy i po deszczowych świętach jest na tyle wilgotno, że widać na trawniku za domem białą warstwę, ale to tylko zamarznięta wilgoć. Nie biały puch. Nie to, że brakuje mi śniegu czy zimy, bo ja w zasadzie nawet nie lubię zimowych miesięcy. Ale mam w tyle głowy, że coś w tym roku jest nie do końca tak z pogodą. Coś jest inaczej.
    I teraz zastanawiam się, co dalej z zimą. Jeszcze dwa tygodnie temu czytałam obszerny artykuł o tym, że pierwsze miesiące nowego roku będą o 10 stopni cieplejsze niż dotychczas. Był to artykuł o zmianach klimatycznych, o tym, że niedługo w ogóle w naszym regionie zapomnimy, co to mróz i śnieg... I, wiecie , dziwna sprawa... Minęło tych kilkanaście dni i teraz dla odmiany czytam, że po nowym roku czeka nas wyjątkowo śnieżna, wręcz rekordowo śnieżna zima i, że Polacy nie są na to gotowi. No jak mają być gotowi, skoro ten sam popularny portal pogodowy dopiero przekonywał, że zimy nie będzie? W takich chwilach przypomina mi się stary dowcip o Jasiu. Brzmiał on mniej więcej tak "Pani pyta Jasia w szkole: Jasiu, kim chcesz zostać jak dorośniesz? Jasiu odpowiada: Meteorologiem. Dlaczego Meteorologiem - dopytuje pani. Jasiu uśmiecha się i mówi: Bo będę mógł się w pracy codziennie mylić, nikt mnie za to nie zwolni i jeszcze mi zapłacą!"

I tym optymistycznym akcentem...

Ściskam i pozdrawiam
Sil

 

fot. Sil

wtorek, 24 grudnia 2024

Z troski i miłości utkane

 

Ze wszystkich małych rzeczy, wyłuskać to, co ważne
i wierzyć, że szczęście niejedno ma imię
Jeśli patrzeć przed siebie to dumnie i odważnie
Za siebie z uśmiechem. Było źle? To minie.
W nadchodzącym czasie, z troski i miłości
utkane są nadzieje na szczęście, pomyślności
W samotności, w gwarze to wszystko nic nie znaczy
Ciepłem dłoń uścisnąć, resztę się zobaczy


Kochani, na nadchodzące Święta życzę Wam głębokiego odpoczynku, spokoju bliskości oraz tego, o czym wszyscy skrycie marzymy - miłości. Niech się spełni każde z najpiękniejszych życzeń.

Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



poniedziałek, 23 grudnia 2024

Artykuł o czasie w sam raz wpisuje się w przedświąteczny chaos...

     

    Choinka ubrana, lampki na drzewie powieszone, renifer świeci na ogrodzie, pierniki ozdobione (nie przeze mnie ;)), wege bigos zawekowany czeka na pierwszy dzień świąt a sernik w piekarniku. Ładnie pachnie w całym domu, taką świąteczną wanilią. Ale święta nie cieszą mnie w tym roku i to nie tylko dlatego, że w ogólnym zabieganiu wymaganie ode mnie kolejnych czynności do wykonania wydaje mi się zbrodnią, ale również dlatego, że mam dość całej tej zabawy w prezenty. Moje postulaty w rodzinie, aby dać już sobie z tym spokój nikogo nie przekonują, więc co roku udaję, że cieszy mnie wymyślanie podarunków dla innych (no w sumie odrobinę mnie to jeszcze cieszy ;)) i otrzymywanie tych, które wybrano dla mnie. 

    Wczoraj odpoczywając chwilkę (i trochę z przymusu), przebrnęłam przez te artkuły ze styczniowej "Wróżki", o których Wam wspominałam w miniony piątek, że zostawiam je sobie na święta. Dla odmiany w pierwszym numerze przyszłego roku, jest co czytać. Gorzej, że jak to bywa w czasopismach zupełnie nienaukowych, artykuł o czasie ("Wielka tajemnica czasu" Zbigniew Zborowski), który szczególnie zwrócił moją uwagę, nie zawiera żadnych konkretów. Jest tam tylko kilka zebranych ogólnych informacji, które w ostatecznym rozrachunku mogą stanowić co najwyżej inspirację do przemyśleń własnych lub ewentualnie do poszukiwania literatury na dany temat. W tekście nie znalazłam nic nadzwyczajnego, toteż nie poświęcam mu osobnego posta. Mimo to nie uważam czasu poświęconego na tę lekturę za zmarnowany.

    A co tam u Was przed świętami? Czytacie coś? Mnie trochę zainteresowała jedna z najnowszych publikacji od Chapters (wersja angielska) - "Sins of the Flesh". Tematyka trochę mafijna, trochę religijna, czyli coś akurat na teraz ;). Jeśli to ostatecznie przeczytam to oczywiście dam Wam znać, co sądzę.

    Tymczasem miłego, świątecznego chaosu! Może jutro pokuszę się o jakieś życzenia?


Ściskam i pozdrawiam

Sil

Prt Sc by Sil



Fot. Sil

piątek, 20 grudnia 2024

Do horoskopów zawsze miałam słabość, czyli styczniowe wydanie czasopisma "Wróżka"

 

    Grudniową "Wróżkę" kupiłam trochę z rozpędu i jakoś nie znalazłam tam wiele dla siebie, toteż nie wspominałam na read2sleep.pl o poprzednim numerze. Natomiast (choć obiecałam sobie, że skończę marnować pieniądze na drukowane czasopisma) styczniowy numer skusił mnie napisem na okładce "Wielki horoskop na rok 2025". Nie ukrywam, do horoskopów od zawsze mam słabość, nawet jeżeli w nie absolutnie nie wierzę (nie mówię o horoskopach urodzeniowych, bo to ciekawe zagadnienie, mówię tylko o tych z damskich czasopism, które rzekomo przewidują przyszłość ;)). Ale niestety, zawiodłam się całkowicie. Można by  pomyśleć, iż gdzie jak gdzie, ale we "Wróżce" będzie co czytać jeśli chodzi o astrologiczną prognozę na rok 2025, a jednak nie. Horoskop, który "Wróżka" uczyniła niejako tematem miesiąca, w żadnym wypadku nie zasługuje na określenie "wielki". Treści jest mało. O połowę mniej niż w ich zwyczajnym, miesięcznym. Innymi słowy, pomimo faktu że z wypiekami na twarzy przebrnęłam przez roczny horoskop wg mojego znaku zodiaku, znaku księżycowego oraz ascendenta (😅😇), czuje się niemal oszukana ;).

    To, co mnie zaciekawiło natomiast w styczniowej "Wróżce" to artykuł o czasie i kilka innych tytułów, które zostawiam sobie na świąteczne wieczory, więc jeszcze nie jestem w stanie ich "ocenić". Jeśli znajdę w nich coś naprawdę godnego polecenia, napiszę o tym osobny post.

    Na koniec jeszcze anegdotka. Któregoś razu jako młoda dziewczyna przyszłam do mojej babki ciotecznej, która uwielbiałam wszelkiego typu czasopisma kobiece i miała ich całe mnóstwo. Rozsiadłam się przy stole i, jak zwykle zresztą, zaczęłam je przeglądać w poszukiwaniu horoskopu. Zdziwiłam się, gdy w najnowszej porcji gazet nic nie znalazłam. Zirytowana fuknęłam pod nosem "Nie ma horoskopu? To po co to w ogóle drukować?" i z trzaskiem odłożyłam magazyn na stół. Moja ciotka całe popołudnie śmiała się z mojego szczerego wzburzenia :D.

    Tymczasem wracam do przedświątecznego chaosu. Trzymajcie się ciepło, Moi Mili.


Ściskam i pozdrawiam

Sil




fot. Sil



czwartek, 19 grudnia 2024

rabunek


zrabowane nadzieje późną nocą szczycą się, że nie zostało po nich nic więcej, niż zgliszcza upodlonych serc

cisza powtarzających się słów 

nie 
nie możesz się poddać 


Sil 

wtorek, 17 grudnia 2024

zmiana


nie mam
nie chcę
nie pragnę
nie rozumiem
nie mogę
nie jestem
nie
ni
n
t
ta
tak
jestem
mogę
rozumiem
pragnę
chcę
mam

Sil


fot. Sil


poniedziałek, 16 grudnia 2024

Zwyczajny romans na szary wieczór, czyli "The Rebel" od Kendall Ryan

 

    Może to tylko zbieg okoliczności, ale myślałem ostatnio o tym, że mam ochotę przeczytać krótką, spokojną powieść, np. coś od Kendall Ryan (bo zwykle jej powieści są akurat na jeden wieczór) i dzień lub dwa później dostałem powiadomienie z mojej ulubionej aplikacji do kupowania i czytania anglojęzycznych e-booków, że pojawiła się nowość właśnie od tej autorki. Była to pierwsza część kilkutomowej serii The Looking to Score - "The Rebel". Póki co aplikacja podpowiada mi łącznie cztery tytuły z serii, jednak na razie zatrzymałam się na części pierwszej. Czy skuszę się na więcej? Możliwe ;) Wg aplikacji książki powstały w 2021 roku, jednak jako e-booki są oznaczone jako nowość i wydane w roku bieżącym. Prawdopodobnie to po prostu kolejna publikacja serii. A teraz do rzeczy.
    Zacznijmy od tego, że gdy przeczytałam blurb "The Rebel", nie byłam pewna czy najnowsza powieść od Kendall to jest faktycznie to, czego szukałam. Nie jestem jakoś bardzo przeciwna romansom ze sportem w tle, ale hokej nie jest też bliski mojemu sercu. Jednak na szczęście w tej pierwszej części to nie sławny, gorący atleta miał być głównym bohaterem (w przeciwieństwie do pozostałych tomów The Looking to Score), więc postanowiłam zaryzykować i przeczytać. Nie zawiodłam się. "The Rebel" to było zdecydowanie to, czego potrzebowałam. Prosta, ale nie prostacka opowieść z delikatną głębią, ale bez bezsensownej dramy. I wbrew temu, co piszą o niej inni czytelnicy, wcale nie jest taka nudna ;).
    Powieść zaczyna się krótkim wprowadzeniem w historię głównych bohaterów i, przyznam szczerze, po pierwszym rozdziale byłam przez chwilę zła na główną bohaterkę. Gdy przeczytałam z czego zrezygnowała i dla kogo aż skrzywiłam się z dezaprobaty. Niestety lub stety ;), nie mogłam być długo zła, bo postać Eden szybko mnie ujęła, podobnie zresztą jak główny bohater męski - Holt, który był silnym i rozsądnym mężczyzną o wielkim sercu. Gdy zaczyna się właściwa fabuła "The Rebel", o sześć lat starsza Eden - nieśmiała, mądra i delikatna kobieta właśnie zostaje rzucona przez los na głęboką wodę i, choć nie czuje się na to gotowa, musi pilnie zająć miejsce niedawno zmarłego dziadka w zarządzaniu drużyną hokejową. Niestety jako młoda kobieta, Eden niemal od swojej pierwszej chwili jako właścicielka drużyny mierzy się z hejtem, bo część fanów nie widzi w tej roli kobiety i rozpoczyna liczne protesty. Aby zapewnić bezpieczeństwo wnuczce swojego zmarłego pracodawcy, dawna prawa ręka dziadka kobiety proponuje jej zatrudnienie dodatkowej ochrony. Eden waha się bagatelizując sprawę, jednak ostatecznie godzi się zatrudnić kogoś ekstra. Nie spodziewa się jednak, że w ten sposób los ponownie złączy ją z jej małym, niegrzecznym sekretem z przeszłości. Z Holtem.
    Holt i Eden to ładna para. Romans między nimi rozwija się w dobrym, naturalnym tempie i nie ma tego wątku, którego tak nie lubię, a który często gości w powieściach tego typu, czyli pozbawionych sensu kłopotów w kulminacyjnym momencie. Owszem, pojawiają się trudności, ale dość rozsądne, bez wielkiej dramy i z naturalnym, dobrym rozwojem akcji. Historia jest spokojna, wyważona. Nie nadmiernie ekscytująca, ale też nie nudna. Nic się tu nie dłuży, nic nie pędzi do przodu. "The Rebel" czyta się w pełnym spokoju i kończy z uśmiechem.
    Kochani, opowieść Kendall Ryan "The Rebel" to coś w sam raz na teraz. Książka napisana przystępnym językiem, więc nawet dla tych, którzy nie władają biegle angielskim, powinna być łatwa do przeczytania. Powieść nie dłuży się i można ogarnąć ją w jeden szary wieczór. Czy wniesienie coś niesamowitego w Wasze życie? Pewnie nie, ale na pewno da chwilę odprężenia, relaksu.
    Polecam dla odrobiny endorfin. Będzie w sam raz do kompletu z kocykiem i herbatką. ;)

Ściskam i pozdrawiam
Sil

fot. Sil


sobota, 14 grudnia 2024

tęsknota


moja tęsknoto
co nienaturalnie i sprzecznie z logiką z oczu solą splywasz 
odejdź na zawsze
krzyczę żądanie 
ty wciąż tkwisz we mnie 
wciąż nie znikasz 
boję się co przyniesie przyszłość 
boję się o siebie 
odejdź tęsknoto 
nie torturuj mnie więcej 
znikaj 
nie chcę tu ciebie 

zamykam powieki lecz nadal widzę 
ten obraz jak klątwa trwały 
co mam poradzić 
by szare nadzieje 
tak bardzo nie bolały?
zamykam oczy 
cisza i pustka 
coś mnie pod ścianę wciska
nie jestem sobą 
nie jestem realna 
tak oddalona 
i mglista 

Sil

fot. Sil
   

wtorek, 10 grudnia 2024

Natręt i Zołza - Rozdział 3 (ostatni)


Natręt i Zołza

Rozdział 3.



Wiktor



Cholera, czemu nie pojechałem po te fajki? Przypomnijcie mi… A tak, śpieszyłem się na siłownię i do Doroty. Kto to jest ta Dorota, jeszcze raz? Zadzwoniłem do niej i powiedziałem, że nie przyjdę. Zaznaczyłem też, że będę z nią chciał porozmawiać za kilka dni. Ok, nawet ja nie byłem takim dupkiem, żeby zakończyć to, cokolwiek to było między nami, przez telefon na dwadzieścia minut przed spotkaniem, które odwołałem. Czułem się teraz trochę jak idiota, bo w sumie mój powód nie był najrozsądniejszy. W końcu trudno było uznać za rozsądne odwołanie spotkania z gorącą laską tylko dlatego, że jakaś kobieta na siłowni, ewidentnie zołzowata i wciąż dla mnie bezimienna, uśmiechniętą się do mnie i puściła oko, prawda? Ok, jestem kretynem lub mam dziwne objawy kryzysu wieku średniego. W sumie trzydzieści osiem lat to jeszcze nie tragedia, ale też już nie przelewki.

Jeszcze raz obmacałem wszystkie swoje kieszenie w poszukiwaniu papierosów, ale niestety, znalazłem tylko zapalniczkę. Przerzuciłem nogę przez maszynę i czekałem, usilnie wpatrując się w stronę wejścia do siłowni. Gdzie ona się podziewała?

Spojrzałem na zegarek było dziesięć po dwudziestej pierwszej...



***



Wiktoria



Gdy wyszłam z szatni przebrana i umyta, pana przystojniaka już nie było na sali. Uf, mogłam nareszcie oddychać spokojnie. Tylko dlaczego czułam się tak, jakby właśnie przeszła mi przed nosem szczęśliwa szóstka w dużym lotku i zniknęła we mgle? Nieważne, przejdzie mi. Nawet ja musiałam przyznać, że wciąż jeszcze nie byłam taka stara. Miałam prawo z entuzjazmem reagować na męskie wdzięki, prawda? Pomijając fakt, że zdarzyło mi się po raz pierwszy zwrócić uwagę na jakiegokolwiek mężczyznę od śmierci męża, nie ma się nad czym rozwodzić... Wyszłam do recepcji, aby oddać kluczyk i odebrać swoje prawko. Niestety recepcjonistki nie była na miejscu. Usiadłam na kanapie w poczekalni i zupełnie bez powodu skanowałam salę gimnastyczną. Minuta, dwie, trzy…



- A tu pani jest – zagadnęła mnie dziewczyna z recepcji. – Już myślałam, że wyszła pani bez swojego dokumentu.

- Byłam w szatni, a gdy wyszłam nikogo nie było.

- Byłam na obchodzie. Proszę – wręczyła mi mój dokument i odebrała kluczyk. – Podobało się pani?



Dziwne, półtorej godziny temu wyglądała na zupełnie niezainteresowaną moją obecnością, a teraz, gdy chciałam jak najszybciej stąd wyjść i wrócić do domu, aby sięgnąć po zapas czekolady na czarną godzinę, nagle była taka rozmowna. Wrrr



- Nie jestem pewna. Nie zmęczyłam się zbyt, ale to jednak miło się poruszać i porozciągać.

- Niech mi pani wierzy, dopiero po prawdziwym treningu człowiek czuje największą satysfakcję. Może chciałaby pani skorzystać z pomocy naszych trenerów personalnych?



No i jesteśmy w domu. Po prostu próbuje mi wcisnąć usługę, wrr.



- Nie, nie. Na razie dziękuję. Muszę się poważnie zastanowić nad tym, czy to wszystko - wykonałam szeroki gest ręką – jest na pewno dla mnie. Ale dziękuję za ofertę.

- Jakby pani była jednak zainteresowana, to teraz mamy dużą zniżkę na roczne karnety. Promocja przedświąteczna. Trwa jeszcze tylko do 10 grudnia.

- Zastanowię się, dziękuję jeszcze raz. Dobranoc.



Uśmiechnęłam się przepraszająco i już mnie nie było. Nawet nie byłam pewna, czy coś odpowiedziała na moje pospieszne pożegnanie, czy nie. W każdym razie, gdy dotarłam wreszcie do wyjścia był już dobry kwadrans po dwudziestej pierwszej. Pięknie, a obiecałam, że będę przed wpół do dziesiątej. Westchnęłam i ostatecznie zrezygnowałam z szybkiego zajrzenia do sklepu spożywczego, jedynego otwartego miejsca w galerii o tej porze. Mogłabym kupić lody czy pizzę, ale mój syn i tak pewnie zdąży zasnąć zanim wrócę, a chciał mnie osobiście zapytać, jak było. Trudno, może zdążę chociaż powiedzieć jeszcze jakieś dobranoc.

Wyszłam przed galerię i rozejrzałam się, zastanawiając się, czy jest sens o tej porze iść na przystanek, żeby podjechać ten kawałeczek do domu, czy od razu urządzić sobie po prostu spacer. I nagle moje oczy napotkały inne. Aż podskoczyłam, gdy zobaczyłam, kto właśnie zsiadł z motocykla i idzie w moją stronę.



- Długo ci to zajęło – usłyszałam – Już myślałem, że będę musiał ruszyć na ratunek.



***



Wiktor

Przez chwilę tylko staliśmy i gapiliśmy się na siebie. Moja piękna nieznajoma wyglądała, jakby właśnie zobaczyła ducha. Czy to aż tak niespodziewane, że postanowiłem na nią zaczekać przed wejściem i przez prawie pól godziny wpatrywałem się w drzwi do galerii handlowej? Na szczęście wybrała te od parkingu, czyli najbliższe siłowni, bo właśnie przyszło mi do głowy, że gdyby wyszła drugim wyjściem, to czekałbym tu na próżno. Jak to się stało, że wcześniej na to nie wpadłem? Ha! Widać dopisywało mi dziś trochę szczęścia.



- Czekasz na mnie? - nieznajoma uniosła pytająco brwi.

- Najwidoczniej – uśmiechnąłem się. – Mam nadzieję, że to w porządku.

- Nie jestem pewna… - odpowiedziała a ja wstrzymałem oddech. – A jakbym wyszła drugim wyjściem?

- Cóż, los nam sprzyja. To musi być przeznaczenie – wyszczerzyłem się.



Przez chwilę nic nie odpowiedziała i znów zacząłem się zastanawiać, czy nie zignoruje mnie, jak na samym początku naszej krótkiej znajomości.



- Chciałbym cię odwieźć do domu – walnąłem prosto z mostu.

- Nie ma takiej opcji.



Niech to szlag!



- Dlaczego?

- Nie znamy się, wiesz? Nie mam już nastu lat, żeby wsiąść na coś takiego – głową wskazała moją hondę – i to jeszcze z nieznajomym.

- No to się poznajmy – wyciągnąłem do niej rękę – Wiktor Wild.



Teraz to już naprawdę moja piękna obsesja miała wyraz twarzy, jakby zobaczyła ducha. No co? Nazywałem się podobnie jak jej zaginiony dziadek, czy co?



- Jesteś Wiktor Wild? Jaja sobie robisz?

- Przysięgam, że nie tym razem – uniosłem ręce w obronnym geście. – Znasz mnie?

- Nie, tzn. nie osobiście – przygryzła wargę. – Jestem Wiktoria Dobrzyńska…

- Wiktoria Dobrzyńska – coś zaczęło mi świtać. Tak, już rozumiałem, dlaczego wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Pewnie wielu z moich pracowników tak właśnie wyglądałoby, gdyby poznało mnie osobiście – Wiktoria z marketingu. Od jakichś czterech miesięcy, zgadza się?

- Tak, zgadza się – odparła wolno. – Wiesz, że w firmie zastanawiają się, czy naprawdę istniejesz?

- Mogę się tego domyślić – uśmiechnąłem się lekko, ale tak naprawdę nie było mi do śmiechu. Pamiętałem dokładnie, jak dwa lata temu kazałem zmienić politykę kadrową działowi HR, po tym jak odeszło od nas w jednym miesiącu 4 pracowników. A ściślej dwa małżeństwa. Za spoufalanie się w miejscu pracy można było zostać zwolnionym.

- Cóż, miło mi było w końcu przykleić twarz do nazwiska… Szefie.



No i się zaczyna. Wiktoria cofnęła się odrobinę i już zaczęła szukać drogi ucieczki. Pytanie: Czy jestem tak wielkim dupkiem, aby sprawdzić w plikach personalnych, gdzie mieszka? Mogło się tak okazać.



- Hej, nie uciekaj! To nic nie zmienia – zawołałem za nią. – Nadal chcę cię odwieźć do domu.

- Dzięki, ale nadal nie ma takiej opcji – odkrzyknęła mi. – Ale miło byłoby czasem zobaczyć cię w biurze.



Pomachała mi i już jej nie było. Nieco skołowany wsiadłem z powrotem na motor i odpaliłem silnik. Cóż, czułem, że się uśmiecham. Jak mówiłem? Przeznaczenie, tak? Chyba czas, aby mój permanentny home office oficjalnie się zakończył. I czas na małą zmianę zapisów w polityce kadrowej…

END


 

Najpopularniejsze posty :)