niedziela, 23 marca 2025

Znowu te "złe wydawnictwa", czyli publiczna dyskusja o wynagrodzeniu za "Chłopki"

 

    Długo wahałam się, czy wypowiadać się na temat afery autorsko-wydawniczej rozpoczętej niedawno przez panią Joannę Kuciel-Frydryszak, czyli autorkę (z jakiegoś powodu) bestselerowych "Chłopek" i wreszcie dojrzałam do tego, aby napisać kilka słów. Pisałam już kilkakrotnie o rynku wydawniczym w Polsce i nie twierdzę, że nie jest on patologiczny, jednak sposób pokazania problemu przez panią Joannę nie bardzo mi się podoba. Osobiście uważam, że dyskusja na temat rynku książki jest potrzebna, są potrzebne pewne zmiany, natomiast jako osoba, która umów dotrzymuje, nie jestem pewna, czy podoba mi się miejsce i sposób rozpoczęcia dyskusji. Początkowo planowałam poddać w niniejszym poście krytyce obecne działania pani Joanny, ale zmieniłam zdanie. Nie będę tłumaczyć, co moim zdaniem jest tu nie tak, zamiast tego zamieszczę kilka postulatów zmian, które wg mnie jako autorki powinny mieć miejsce na rynku wydawniczym. 

    1. Zamiast walki o wyższe wynagrodzenie z wydawnictwem już po tym, jak autorowi UDAŁO się osiągnąć sukces a nie przy podpisywaniu umowy, uważam, że w umowie wydawniczej powinno się zawierać ZAWSZE co najmniej dwa zapisy dotyczące wynagradzania autora. Powinna być ustalona stawka początkowo, czyli od każdej sprzedanej sztuki autor powinien dostawać kwotę/procent w jakieś wysokości. (Stawka niższa, bo występuje ryzyko po stronie wydawnictwa.) Natomiast, jeśli książka uzyska status bestseleru, czyli np. zostanie sprzedane co najmniej 100 000 egzemplarzy dzieła, wówczas autorowi automatycznie wynagrodzenie powinno rosnąć i od każdej następnej sztuki powinna być nowa stawka np. 25 procent lub więcej. Uważam, że konieczność takiego zapisu w każdej umowie wydawnictwo-autor powinna być uregulowana prawnie. 

    2. Poszanowanie dla nowego autora. Uważam, iż dla każdego wydawnictwa działającego na zasadzie otwartej, czyli takiego, który czeka na nadsyłanie propozycji wydawniczych, powinien istnieć obowiązek ustosunkowania się do każdego nadesłanego tekstu. Nie mówię, że ma to być recenzja, analiza krytyczna itp. Jednak nie może być tak, że autor czeka miesiącami na odpowiedź, która nie nadejdzie, bo wydawnictwa zasłaniają się brakiem czasu. Później autor nie wie, czy jego tekst w ogóle został wyjęty ze skrzynki odbiorczej, czy nie utknął w SPAM, czy ktoś go nie usunął przez przypadek, czy paczka nie zaginęła (jeśli propozycja jest w formie wydrukowanego dokumentu). Wydawnictwa zasłaniają się brakiem mocy przerobowych, więc mam rozwiązanie. Nie masz teraz możliwości sprawdzenia nadesłanego tekstu, bo brakuje ludzi? Zawieś przyjmowanie propozycji wydawniczych. Proste. Jeśli w czasie zawieszenia ktoś wysyła tekst, musi się liczyć, że nigdy nie otrzyma odpowiedzi. W każdym innym przypadku powinien otrzymać odpowiedź i wtedy wie, że jeśli np. e-mail zwrotny nie nadszedł do powiedzmy trzech miesięcy, to trzeba wysłać propozycję jeszcze raz, gdyż zaginęła w akcji.

    3. W umowie wydawniczej powinny być wyszczególnione koszty, które ma ponieść wydawnictwo. Np. redakcja, korekta, skład, reklama. Mogą być widełki, może być kwota nie niższa niż, ale autor powinien wiedzieć, ile będzie kosztować wydanie jego książki.

    4. Autor powinien być gorliwie informowany, że cena okładkowa nie oznacza automatycznie ceny sprzedaży. Często jest tak, że autor widzi na okładce kwotę np. 50 zł i sądzi, że jego honorarium (powiedzmy 10 procent) będzie obliczone od tej kwoty, podczas gdy księgarnie proponują cenę sprzedaży książki za np. 30 zł. Wielu autorów tego nie wie. Zysk ze sprzedaży będzie wówczas przecież znacznie niższy niż oczekiwany.  

    5. Przenoszenie autorskich praw majątkowych. Temu jestem przeciwna i dlatego, wielu wydawnictw nawet nie będę brała pod uwagę przy ewentualnych próbach wydania kolejnej książki. Jestem za licencją a nie przeniesieniem praw. Moim zdaniem autor powinien zachowywać nie tylko prawa autorskie osobiste, ale również majątkowe. 

    6. Rozliczenie roczne za książkę mi nie przeszkadza, ale być może dlatego, że nie jestem "zawodową pisarką", ale "pisarką hobbystyczną". Uważam, że tę kwestię można zostawić do negocjacji przy podpisywaniu umowy. Przecież jeśli autor jest "pisarzem zawodowym" to nie tak, że napisze tylko jedną książkę, z której będzie się już utrzymywał do końca życia. Myślę, że można zająć się tym tematem przy okazji, ale nie jest on tak palący jak np. kwestia zapisu bestselerowego w umowie.

Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)