Dobrnęliśmy do końca kolejnego z moich archiwalnych opowiadanek. Dla niewtajemniczonych przypominam, iż "Zapach konwalii" był pisany w 2012 roku i wówczas pod innym tytułem ("Z mgieł ku słońcu") publikowany jako fan fiction do anime Sailor Moon, stąd pewna jego skrótowość. Po latach postanowiłam przywrócić pierwotną, niefanficową wersję i opublikować tutaj jako ciekawostkę. Jako bonus zdradzę, że w najwcześniejszej koncepcji "Zapach konwalii" miał być powieścią historyczną, ale ostatecznie wybrałam uwspółcześnioną, krótszą wersję ;). Może jeszcze kiedyś napiszę tę historię od nowa, "jak należy"? Kto wie? 😉
Ściskam i pozdrawiam
Sil
Zapach konwalii
Rozdział 18 - ostatni
Simon zaklął siarczyście i chciał od razu pobiec za Urszulą, lecz nagle poczuł, że coś mu to uniemożliwia. Odwrócił się i spojrzał z wyrzutem na tę samą ciemnowłosą kobietę, która wcześniej wtrąciła się do jego rozmowy z ukochaną. Dopiero teraz, gdy posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, puściła jego ramię.
Zanim Pan ją znajdzie i przekona do... czegokolwiek – zwiesiła głos, jednak jej niemiecki był naprawdę dobry. Simon nie miał problemu, aby zrozumieć nawet ten szept. Musiała władać tym językiem od dziecka – Muszę o coś zapytać.
Słucham więc – mruknął. Nie był zadowolony z sytuacji, jednak nie chciał za nic urazić matki swojej ukochanej.
Kocha ją Pan?
Słucham? - mało się nie przewrócił z wrażenia słysząc to pytanie.
Zapytałam, czy ją Pan kocha. To chyba nie jest trudne pytanie? - ciemnowłosa zmarszczyła brwi. Ani przez chwilę nie poczuła się zakłopotana sytuacją, zbyt martwiła się o córkę.
Jeżeli ktoś ma poznać moje uczucie wobec Urszuli, to jest to jednak chyba Ona sama, nie sądzi Pani? - skrzyżował ramiona na piersi.
Coś Panu wyjaśnię.... Od kilku lat nieustannie obserwuję cierpienie mojej córki. Wie Pan, że straciła rodzinę w wypadku? Na pewno Pan wie, jak ją znam wyjaśniła to Panu uciekając... Później, gdy już myślałam, że wszystko będzie dobrze, gdy zaczęła nowe życie... Nagle po kilku tygodniach pracy wraca z Pańskiego domu. W środku nocy, zapłakana, osłabiona i... w ciąży. Nie pozwolę jej skrzywdzić. - syknęła kobieta – Nikomu. Więc jeżeli nie kocha jej Pan, ma wątpliwości, że ona kocha Pana, bądź nie chce Pan dać szczęścia jej... i dziecku. Niech Pan od razu się stąd zabiera i nigdy nie wraca!
Irena skończyła mówić i wzięła głęboki oddech, po czym odwróciła wzrok i zamrugała powiekami, aby pohamować cisnące się do oczu łzy. Gdy już wyrzuciła z siebie to wszystko i emocje opadły, było jej odrobinę wstyd za ten wybuch, jednak musiała to wszystko powiedzieć. Chciała pożegnać się i odejść, ale tym razem to Simon złapał ją za rękę.
Proszę wybaczyć moją gruboskórność – odpowiedział cicho – Nie przywykłem do rozmawiania o moich uczuciach, jednak zrobię dla Pani wyjątek.
Zamyślił się na chwilę, słowa, które chciał wypowiedzieć okazały się trudniejsze niż myślał. Westchnął cicho i dokończył, widząc w jakim napięciu oczekuje na odpowiedź kobieta.
Tak... kocham ją. Nad życie. Sam nawet nie wiem, jak to się stało. Kocham i chcę uczynić najszczęśliwszą kobietą na świecie. O ile mi oczywiście pozwoli.
Nie! - przerwała mu nagle, a on spojrzał na nią zdziwiony, więc dokończyła szybko – Nie, jeśli Panu pozwoli, bo tego nie zrobi... Musi Pan ją uszczęśliwić niezależnie od jej woli... - zarumieniła się i odsunęła lekko – Przepraszam...
Nie szkodzi... Proszę się o nic nie martwić. Już wszystko będzie dobrze. Przy okazji.. świetnie mówi Pani po niemiecku – uśmiechnął się lekko, ale tak bardzo kojąco, że od razu uwierzyła we wszystkie jego zapewnienia, po czym nie dając jej czasu na jakąkolwiek odpowiedź, odszedł w stronę, gdzie chwilę wcześniej zniknęła Urszula. Ku słońcu.
***
Urszula zwolniła wreszcie, gdy poczuła, że brakuje jej tchu. Biegłaby dalej, pomimo braku sił, lecz nagle przypomniała sobie, że nie odpowiada tylko za siebie, musiała też dbać o rosnące w niej maleństwo. Rozejrzała się i znalazła jakąś ławkę na skraju parku, przez który niemal przefrunęła. Wyciągnęła z torebki chusteczkę, osuszyła oczy i przetarła czoło.
Przepraszam, syneczku... - szepnęła kładąc dłoń na swoim brzuchu – Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
Uśmiechnęła się teraz delikatnie i przymknęła oczy, aby całkowicie się odprężyć. Rozkoszowała się ciepłem słonecznych promieni i wiatrem delikatnie muskającym jej włosy. Nie myślała o niczym więcej, niż ten wiatr, to słoneczne ciepło, jasne światło.
Minęła długa chwila, nim wreszcie postanowiła wstać i zawrócić do domu. Otworzyła oczy i prawie podskoczyła widząc, kto przygląda jej się z odległości kilku metrów.
***
Simon uśmiechnął się lekko, gdy zorientował się, że jego ukochana wreszcie go dostrzegła. On sam znalazł ją już jakiś czas wcześniej, jednak wolał najpierw napatrzeć się na nią z ukrycia i pozwolić kobiecie na chwilę odprężenia. Chciał, by opadły z niej wszystkie emocje. Teraz jednak podszedł wreszcie do niej i z bliska spojrzał w oczy. Przez moment stali w zupełnym milczeniu i dopiero po kilku minutach westchnął cicho
Wybacz mi, nie chciałem Cię zranić – zaczął, nie bardzo wiedząc, co teraz powiedzieć. Delikatnie też dotknął jej brzucha, ale odsunęła się od razu, aby mu to uniemożliwić.
To nic, nieważne już, Panie von Dohna – odwróciła głowę.
Nie mów tak do mnie – ujął jej podbródek i sprawił, że znów spojrzała mu w twarz. Znów był tak blisko.
Jak?
Tak oficjalnie, tak chłodno... - nachylił się do jej ucha - Tak, jakbyś mnie nie kochała...
Przestań - jęknęła, przymykając oczy.
Powiedz „Simon” – szepnął.
Nie mogę.
Powiedz to!
Był tuż obok, taki gorący. I ten jego głos, tak zniewalająco męski.
Simon… proszę przestań – nachyliła głowę, lecz ponownie ujął jej podbródek i nakierował jej twarz ku swojej.
Lepiej – mruknął, delikatnie dosięgnął jej ust.
Dopiero teraz ocknęła się i wyrwała z jego ramion, którymi zdążył już opleść jej ciało.
Nie... - odwróciła się, kuląc ramiona.
Dlaczego mnie odrzucasz? - tym razem naprawdę się zdenerwował. Znowu. Ta kobieta sprawiała, że zupełnie nie potrafił panować nad emocjami.
TO nie miałoby sensu. Należymy do dwóch różnych światów, Simon - odwróciła się, znów spojrzała na niego. Po jej plecach przebiegł dreszcz, gdy dojrzała jego spojrzenie. Takie niecierpliwe, pożądliwe, ale jednocześnie wyrażające jego złość i irytację. I nagle, w jednej chwili rozjaśniło się niespodziewanie.
Urszulo, wybacz – zaśmiał się zbijając ją z tropu – Ale gadasz straszne bzdury. Po pierwsze i najważniejsze... Kocham Cię, wiem, że i Ty mnie kochasz i nic więcej nie ma znaczenia. Po drugie....
Uśmiechnął się lekko, po czym wyjął z kieszeni pewien przedmiot. Rozpoznała go momentalnie.
Pamiętasz to?
Mój prezent dla Ciebie... - szepnęła wpatrując się w niewielki wisior na długim, łańcuchu.
Medalion przedstawiał księżyc połączony ze słońcem. Jeden z elementów był czarny, drugi srebrny ze złotymi drobinkami dającymi niesamowity blask. Ale nie to było najważniejsze, lecz wygrawerowane na rewersie kilka słów.
„Jak światło i mrok... tak różni, a nie możemy bez siebie istnieć..." - odczytał cicho – kazałem wygrawerować na odwrocie Twoją osobliwą dedykację – uniósł brwi.
Przełożył łańcuszek przez głowę i ukrył go pod koszulą. Urszula stała wciąż jak sparaliżowana, nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć. Nie dał jej jednak zbyt długo pozostawać w tym stanie
Nie zastanawiaj się, nie analizuj, kochanie – przesunął wierzchem dłoni po jej policzku – Nawet jeżeli jesteśmy tak różni jak światło i mrok... i tak nie możemy bez siebie istnieć. A nawet jeżeli możemy... - dodał cicho, znów ją obejmując i ponownie nachylając się do jej ucha – To nie chcemy... Prawda?
Nic mu nie odpowiedziała, ale wtuliła się w niego mocno, jak najmocniej potrafiła. Nie potrzebował lepszej odpowiedzi.
Chodź - uwolnił ją ze swoich ramion i pociągnął lekko za rękę – Wracajmy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz