Czytam sobie "Zapach konwalii", który w moim archiwum wciąż trzymam również pod innym tytułem w wersji fan fiction sprzed kilkunastu lat. Ależ to było dawno. Ależ się wszystko zmieniło od tamtej pory... Ależ mam dziś melancholijny nastrój 😉
Sil
Zapach konwalii
Rozdział 14
Kilka tygodni później...
Robert ściskał w ręce kopertę, powoli idąc w kierunku sypialni pana. Bał się tego, co może być w środku, ale nie miał wyjścia. Ktoś musiał wręczyć Simonowi von Dohna ten list i nie mógł zrzucić tego obowiązku na nikogo innego. Na żadną z dziewcząt. Westchnął, poprawił krawat i przyspieszył kroku.
Robert widział twarz swojego pana w różnych sytuacjach. Wtedy, gdy powiedziano mu, że rodzina mężczyzny nie przeżyła wypadku. Wtedy, gdy okazało się, że sam Simon powinien poddać się ciężkiej operacji, aby naprawić pokiereszowany kręgosłup. Na pogrzebie Pani Róży i Panienki Sary.. i później, gdy Jaśnie Pan cierpiał wspominając co dzień tamte straszne chwile. Ale takiego jak w miniony Nowy Rok nie widział go jeszcze nigdy. To przechodziło jego wyobrażenie. Mężczyzna miał w oczach szaleństwo. Czystą furię. Robert mógłby przysiąc, że widział jak z karmelowych tęczówek pracodawcy sypią się błyskawice. Pan von Dohna rozbił tego dnia niezliczoną ilość naczyń, roztrzaskał kilka mebli a nawet rozbił w drobny mak okno w pokoju, który zajmowała Pani Bielik, a później zdemolował całkowicie pokój na wieży, który od kilku lat był niemal świątynią w tym domu. Zrywał ze ścian plakaty, zdjęcia drąc na kawałeczki, NA jak najdrobniejsze strzępy, po czym cisnął w ogień kominka. Wywrócił też do góry nogami wszystkie sprzęty w gabinecie zabiegowym. Za okno wyleciał kosz z wciąż nieotwartymi prezentami od służby, jednak zaraz rozkazał Robertowi, by ten pobiegł na zewnątrz, aby odszukać tylko ten jeden jedyny. Właśnie od NIEJ. Simon nie otworzył go jednak. Pogniecione pudełeczko postawił na stole w swoim pokoju i teraz właśnie tam spędzał całe godziny, wpatrując się w tajemniczy przedmiot lub chowając twarz w dłoniach.. Jak oszalały wrzeszczał, aby ją odnaleźć, aby przyprowadzić jak najszybciej do niego, a gdy zrozumiał wreszcie, że już jej tu nie ma, zamknął się w swojej sypialni i od tamtego dnia praktycznie nie odezwał słowem.
Robert doszedł wreszcie do celu. Zapukał nieśmiało. Długo czekał, zanim w drzwiach stanął Simon, wwiercając w swojego najstarszego pracownika nieprzytomne spojrzenie.
Przepraszam, że niepokoję, Panie von Dohna... – Robert zawahał się widząc przeraźliwie bladą twarz oraz podkrążone oczy mężczyzny – Ale mam coś dla Pana.
Uniósł list ściskany w dłoni, ale minęła długa chwila zanim białowłosy wreszcie po niego sięgnął. Początkowo patrzył tylko na mężczyznę i kopertę, jakby nie bardzo rozumiał, co to właściwie jest. Wreszcie przebudził się, gwałtownie wyrwał przedmiot z rąk Roberta i bez słowa zniknął się w swoim pokoju.
Już przy drzwiach rozerwał papier i rozwinął delikatną, jasnoniebieską kartkę
„Panie von Dohna, Simonie...
już nawet teraz wiem, że źle robię pisząc ten list, jednak czuję, że muszę to zrobić. Proszę o wybaczenie za tę słabość.
Złożyłam wypowiedzenie w biurze pośrednictwa dla pracowników z branży medycznej, więc prawdopodobnie niedługo zaproponują Panu inną opiekunkę. Mam nadzieję, że okaże się odpowiedniejsza, bardziej fachowa niż ja... Z mniejszym bagażem złych doświadczeń.
Kilka lat temu w wyniku wypadku samochodowego straciłam rodzinę. Męża oraz córkę. Jechali na wakacje. Nie mogłam wtedy jechać i bardzo nie chciałam, żeby ruszyli na noc. Zapowiadano burze i nawałnice a to była niebezpieczna trasa. Mój mąż w dodatku był zmęczony po pracy. Prosiłam, lecz dałam się jak zwykle zbyć. Mąż wyśmiał mnie, zabronił pouczać, bo byłam tylko nic nie znaczącą kura domową, która na niczym się nie znała. Do dziś obwiniam się o to, że nie postawiłam na swoim. Że nie uparłam się, nie zrobiłam więcej, aby wybić mężowi z głowy ten niepotrzebny pośpiech. Do dziś mam pretensje do siebie i cierpię na każde wspomnienie o tym. Proszę więc mi wierzyć, że rozumiem Pański ból i może dlatego właśnie nie udało mi się zachować odpowiedniego dla pielęgniarki dystansu do Pana jako pacjenta. Zachowałam się niegodnie naruszając Pańską prywatność. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
Noc, którą spędziliśmy razem zachowam głęboko w sercu, jednak nie mogłam po tym wszystkim zostać. Proszę wybaczyć mi tchórzostwo i ucieczkę zamiast spokojnej rozmowy, ale wierzę, że tak będzie lepiej.
Życzę Panu, aby czas ukoił wszystkie Pańskie cierpienia i przemienił ból w słodkie wspomnienie po cudownej rodzinie.
Urszula”
Simon skończył czytać, porwał list na strzępy i wyrzucił przez okno, a później skulił się tam gdzie stał, ukrył twarz w dłoniach i pierwszy raz w życiu uronił kilka łez. Po chwili wstał z podłogi i odszukał swój telefon. Szybko wykręcił dobrze znany sobie numer swojego lekarza a jednocześnie przyjaciela
Witaj, Rolfie! Jak szybko mógłbyś przygotować mnie do operacji?
***
Tymczasem...
Urszula wstała, gdy tylko wyczytano jej nazwisko i powoli udała się do gabinetu lekarskiego w swojej przychodni. Czuła się źle. Od dawna nie pamiętała, aby była tak senna. W dodatku ciągle bolała ją głowa i mdliło ją niemiłosiernie. Z ulgą zajęła miejsce przy biurku, gdy tylko lekarka rodzinna poprosiła ją, aby usiadła.
Pani Urszula Bielik, dawno się nie widziałyśmy. Co Panią do mnie sprowadza, co się dzieje? Jest Pani dość blada... – Pani doktor uśmiechnęła się przyjaźnie, dobrze znała pacjentkę, gdyż prowadziła jej kartę odkąd Ula była dzieckiem – Słyszałam, że ukończyła Pani fizykoterapię.
Tak, to prawda – Urszula również uśmiechnęła się lekko, chociaż bardzo smutno – Obecnie jednak nie pracuję nigdzie.
Szkoda, bo Pani mama wspominała, że studia ukończone ma Pani z wyróżnieniem. Szkoda marnować taki talent. Ale dość o tym, co Panią do mnie sprowadza?
Od pewnego czasu źle się czuję. Mam zawroty głowy, mdłości, bolą mnie piersi, ciągle chce mi się spać... - Urszula zaczęła wyliczać.
W czasie, gdy opisywała swoje dolegliwości, nagle zaczęło robić się jej gorąco. Dopiero teraz przypomniała sobie, że takie dolegliwości nie są jej jednak zupełnie obce. Gdy zaś lekarka zadała jeszcze jedno rutynowe pytanie, Ula aż zaśmiała się w duchu. Doszło do niej, że los chyba spłatał jej małego figla...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz