wtorek, 1 października 2024

Zapach konwalii - Rozdział 12

 

Zapach konwalii

Rozdział 12



  • Urszulo, poradzisz sobie beze mnie z kolacją, złociutka?


Tego dnia Petunia uwijała się szybko z nakrywaniem do obiadu. Zależało jej, aby posiłek upłynął ekspresowo, bo chciała jeszcze przygotować się na wieczór, a zabawa zaczynała się już o osiemnastej. Ula wspaniałomyślnie zaproponowała jej swoją pomoc.


  • Oczywiście, że tak. Zresztą zjem pewnie tylko jakąś kanapkę i wypiję szklankę kakao.

  • No cóż, marne menu jak na ten wyjątkowy wieczór – skrzywiła się kucharka ustawiając na stole spory półmisek z ryżem.

  • Jak dla mnie to zwykły wieczór, Petunio.

  • No tak, jesteś pod tym względem taka jak ON. Jak Pan. – wskazała głową w kierunku skrzydła, w którym mieszkał Simon – Jaśnie Panu przygotuję kolację przed samym wyjściem i zaniosę do jego gabinetu, jak zwykle.

  • Nie ostygnie wszystko? Może ja coś przygotuję?

  • Nie martw się, to nie pierwszy raz, gdy wychodzę po południu – roześmiała się kobieta – Wszystko będzie w sam raz.


Urszula tylko się uśmiechnęła, bo w tym momencie do kuchni weszła, a raczej wbiegła, Helena.


  • Wiecie, że jeszcze nie otworzył?

  • Czego nie otworzył i kto, złociutka? - Petunia przemieszała energicznie gulasz w garnku, po czym przelała go do sporej wazy.

  • Jaśnie Pan. Jeszcze nie otworzył prezentów od nas. Wciąż stoją na stole w jego salonie, tak jak je ustawiłam tydzień temu!


Ula przysłuchiwała się z zainteresowaniem dyskusji. Do teraz dziwiła się zupełnym brakiem reakcji na swój podarunek i dedykację... Rozumiała już, dlaczego żadnej się nie doczekała.


  • Niedobrze, jak nie otworzy w najbliższych dniach, to mój prezent będzie można od razu wyrzucić – Petunia zmartwiła się lekko.

  • No tak – zaśmiała się pokojówka – Ty wszystkim zapakowałaś ciasteczka. Może mu powiedzieć? Szkoda byłoby, aby te pyszności się zmarnowały.

  • Wiesz, jak nie znosi takich uwag.

  • No tak...

  • Dobrze, jesteśmy wszyscy - kobiety dopiero teraz zauważyły nadejście Roberta, zaś Gabriela już dawno wyjechała, więc ostatni obiad starego roku, miał upłynąć w zmniejszonym gronie – W takim razie, smacznego.



***


Kilka godzin później...


Z jakiegoś powodu Urszula postanowiła odprowadzić Petunię, Roberta i Helenę na przystań. Patrzyła też jak odpływają w wesołych nastrojach. Obie kobiety długo machały jej zawzięcie, aż zupełnie nie straciła ich z oczu. Właściwie do ostatniej chwili pytały, czy na pewno nie wybierze się z nimi do miasta, a gdy stanowczo odmówiła, życzyły udanej nocy i szczęśliwego nowego roku. Wszyscy też ją uściskali serdecznie na pożegnanie. Dziwnie się z tym poczuła, ale były to raczej pozytywne emocje. Wreszcie łódka Roberta zniknęła całkiem we mgle, więc spokojnie mogła zawrócić do pałacu. Z oddali widziała światło w oknie gabinetu Pana von Dohna, lecz poza tym w domu było raczej ciemno. Przyspieszyła kroku, gdy zorientowała się, że właśnie zaczął padać mokry śnieg.

Weszła do środka i starannie zamknęła za sobą ogromne drzwi a następnie poszła prosto do biblioteki, by zdjąć z regału powieść, która wpadła jej w oko kilka dni wcześniej. Rano dokończyła już poprzednią książkę. Wyjęła opasłe tomiszcze ciesząc się, że chyba jednak Sylwestra będzie miała dość ciekawego. Jeszcze przez chwilę przeglądała inne pozycje, czy nie znajdzie się coś nawet bardziej interesującego, po czym powoli zaniosła wybraną powieść do swojej sypialni.

Zerknęła na zegar. Do następnego zabiegu miała jeszcze dwie godziny, zeszła więc do kuchni na kolację. Tak jak zaplanowała przyrządziła sobie kanapkę według własnego gustu, bo do tej pory jadła tu tylko to, co przygotowała Petunia. Wypiła szklankę kakao a po namyśle jeszcze jedną i wzięła kawałek placka, który został od obiadu. Do pokoju zaniosła talerz z ciastem i szklankę wody, gdyż pomyślała, że może wieczorem czytając najdzie ją ochota na małą przekąskę.


  • Półtorej godziny, zabieg... i miła nocka – myślała głośno – Może wezmę teraz kąpiel, aby wieczorem móc od razu wskoczyć do łóżeczka? - rozmarzyła się.


Ostatecznie tak też zrobiła. Nalała sobie aromatycznego olejku do wanny i zanurzyła się po szyję w wodzie i pianie. Przez kilkanaście minut odprężała się starając się nie myśleć o niczym, jednak nie do końca jej się to udawało. Ile raz zamknęła oczy, widziała przystojną, mroczną twarz Simona, pomimo faktu, że wciąż ze wszystkich sił, starała się wygonić go ze swoich myśli. Wreszcie zrezygnowana wstała, powycierała ciało i wysuszyła włosy. Nałożyła krem do twarz a później balsam o słodkim czekoladowym zapachu i konsystencji budyniu. Ten specyfik miała na specjalne okazje. Używała go do poprawienia humoru.

Ani się obejrzała, gdy musiała już zbierać się na ostatni w tym roku zabieg. Szybko ubrała swoje ulubione leginsy oraz tunikę i zbiegła po schodach.


Zjawił się jak zwykle punktualnie, starannie zamykając za sobą drzwi, chociaż nikogo innego oprócz nich nie było w domu. Zmierzył ją wzrokiem, lecz tym razem nie pozostał milczący.


  • Myślałem, że pojedzie Pani ze wszystkimi do miasta – oznajmił.

  • Nie planowałam tego, poza tym, musiałby Pan wtedy zrezygnować z ostatniego zabiegu.

  • Cóż, jakby Pani poprosiła to bym zrezygnował.

  • Nie było takiej potrzeby, nie chadzam na zabawy.

  • Rozumiem. W takim razie zaczynajmy. Rwie mnie dzisiaj jak diabli – skrzywił się kładąc na leżance.

  • Proszę się odprężyć...


Zaczęła masaż. Gdy tylko przyłożyła rozgrzane olejkiem dłonie do lędźwi mężczyzny, Simonowi wyrwał się niekontrolowany dźwięk. Drgnęła lekko słysząc to, ale nie skomentowała. Jej pacjent również nie odezwał się więcej, lecz podświadomie spiął mięśnie. Przesunęła ręce wzdłuż jego boków, aby mężczyzna rozluźnił się. Po chwili faktycznie tak się stało…


***


Simon przymknął oczy i jak zwykle, gdy czuł jej bliskość, nie był w stanie logicznie myśleć. Instynktownie wtulał się w każdy jej dotyk pragnąc czuć jej ręce wszędzie i jak najintensywniej. Gdy zegar oznajmił koniec zabiegu, westchnął przeciągle.


  • Dziękuję, Panie von Dohna Może się już Pan ubrać.


Wstawał niechętnie, gdyż tego wieczora nie miał w sobie złości. Nie zaczął się jednak ubierać, jak to zwykle miał w zwyczaju, gdy tylko Urszula przestała go dotykać, a przysiadł na leżance i śledził każdy jej ruch. A było na co popatrzeć. Jej zgrabne ciało poruszało się z wyjątkową gracją i zwinnością. Jej ruchy były szybkie, lecz dokładne. Jej sylwetka ładnie opięta ciemnym materiałem, nie pozostawiała wiele dla wyobraźni, choć może nie każdy uznałby leginsy oraz prostą tunikę za powabne. W tym stroju widać było jednak wszystkie kuszące krągłości Urszuli, z czego prawdopodobnie nawet nie zdawała sobie sprawy.



***


Urszula czuła się lekko speszona widząc, jak białowłosy mężczyzna ją obserwuje. Nie wiedziała, skąd zmiana w jego zachowaniu. Jeszcze przy poprzednim zabiegu był dość obcesowy i spięty. Teraz zaś wodził za nią wzrokiem, jakby była jakimś interesującym zjawiskiem a nie zwykłą fizjoterapeutką. Zrobiło jej się gorąco od tego palącego spojrzenia. Mimowolnie przypomniała sobie wieczór w jego sypialni, gdy szukała go po wigilii. Nie wytrzymała i uniosła brwi w jego kierunku.


  • Czy mogę jeszcze w czymś pomóc, Panie von Dohna?

  • Sam nie wiem... - mruknął, zanim zdążył ugryźć się w język.

  • W takim razie, czy mogę już iść?

  • Jeśli chcesz... - nie przestawał wwiercać wzroku w jej twarz – Ale możesz też zjeść ze mną kolację...


Urszula otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Nagle przed oczami znów stanęła jej sytuacja sprzed kilku dni. Jego bliskość, jego namiętna furia i gorący dotyk na skórze. Jego męskość wtulona w jej podbrzusze…


  • Panie von Dohna. - szepnęła ledwo słyszalnym głosem – To chyba nie jest najlepszy pomysł.


Mężczyzna jakby dopiero w tym momencie obudził się z transu, w który wprawił go delikatny dotyk tej kobiety. Jego oblicze spochmurniało, gdy zdał sobie sprawę, co przed chwilą zaproponował swojej pielęgniarce. Po co to właściwie zrobił? W dodatku odczuwał jeszcze coś, jakby zawód i złość, że mu odmówiła. Wstał gwałtownie z leżanki i pospiesznie się ubrał.


  • Jak uważasz. Do jutra... Pani Bielik! - mruknął przez ramię i pospiesznie wyszedł.


Urszula zaś stała wciąż w tym samym miejscu, zastanawiając się, dlaczego po wyjściu Simona odczuwa tak ogromną pustkę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)