sobota, 7 września 2024

Zapach konwalii - Rozdział 8 Część 2

Zapach konwalii

Rozdział 8 

Część 2


Kilkanaście minut wcześniej...


Simon skończył zapinać koszulę i nie bez trudu sięgnął po marynarkę. Nie znosił świąt. Nie znosił tego dnia, ale nie chciał sprawić zawodu służbie. Od lat, od kiedy pamiętał, co roku w dzień poprzedzający te cholerne święta, cała rodzina w drodze wyjątku zasiadała do uroczystej kolacji na równi ze służbą. Wszyscy wzajemnie obdarowywali się prezentami i rozmawiali, jak równi z równymi. To był wieczór bez barier i tylko dlatego, tego dnia mężczyzna zmusił się, aby dokonać czegoś, czego nie znosił. Co prawda jego pracownicy doskonale wiedzieli, że od śmierci jego najbliższych nie ma co dopatrywać się w Panu tego domu kompana do rozmów i żartów, ale nikt o tym nie myślał z żalem. Wręcz przeciwnie, podziwiano go za to, że mimo wszystko podtrzymuje tę starą tradycję, chociaż teraz wigilia toczyła się raczej w powadze i milczeniu, nie zaś jak za dawnych lat w atmosferze podniosłego, ale radosnego nastroju.

Zresztą i tradycja podarunków nieco się zmieniła przez ostatnie lata, gdyż Simon zupełnie nie miał głowy do takich rzeczy. Kiedyś tę powinność brała na siebie jego matka, później Róża... Aż zacisnął zęby na wspomnienie żony. W pierwszym roku po wypadku prezentów nie było. Natomiast teraz zamawiał po prostu jakieś paczki z katalogu jakiegoś wysyłkowego sklepu i nawet nie obchodziło go, co jest w środku. Przynajmniej tak było do zeszłego roku, bo w tym... Sam nie wiedział dlaczego, ale uważniej wybierał prezenty. Zwłaszcza jeden z nich... Ponownie zacisnął mocno szczęki, tym razem jednak z ogarniającej go furii.


  • Co się ze mną dzieje, do cholery ? - zapytał swojego mrocznego odbicia w lustrze – Co mnie obchodzi, czy JEJ spodoba się prezent? To tylko pielęgniarka!


Jednak pomimo usilnych prób przekonania samego siebie do braku celowości takiego postępowania, jego myśli zaczęły krążyć wokół tamtej kobiety. Właściwie to krążyły wokół Urszuli nieustannie od momentu pojawienia się blondynki w jego domu i budziły w mężczyźnie zupełnie skrajne odczucia. Od całkowitego odprężenia, gdy czuł dotyk jej dłoni, jej konwaliowy zapach... Nawet teraz przymknął oczy i pociągnął nosem, jakby mógł wciągnąć tamtą cudowną woń... Potrząsnął głową i zaklął cicho, po czym sięgnął po swoją ulubioną papierośnicę. Tylko ta zawsze pomagała mu rozegnać niestosowne w jego odczuciu myśli. Te niezdrowe, niebezpieczne fascynacje. Wściekle nacisnął klawisz przy zapalniczce i już po chwili wciągnął dym do płuc. Tak, wściekłość towarzyszyła myśli o Urszuli równie często, jak tamto odczucie odprężenia. Czy chciał tego, czy nie – jego nowa pielęgniarka wypełniała jego umysł coraz szczelniej, a jej obraz nawiedzał go w snach, ale i na jawie powodując coraz wyraźniejsze reakcje jego męskiego ciała i przypominając mu, że wcale nie jest jeszcze martwy, jak wcześniej sądził.

Zaklął ponownie, dopalił papierosa i w nie najszczęśliwszym nastroju zaczął iść w kierunku drzwi, a później długim korytarzem aż wreszcie znalazł się w jadalni pomiędzy służbą. Skinął głową w odpowiedzi na dygnięcia kobiet oraz płytki ukłon Roberta, a następnie rozejrzał się dyskretnie. Wciąż brakowało tamtej…


Do osiemnastej zostało niewiele ponad trzy minuty. Petunia skończyła ustawiać gorące potrawy na stole i pospiesznie odniosła przepastny fartuch do kuchni.

Wszystko wyglądało smakowicie, pachniało z daleka kusząc i drażniąc zmysły. Służba powoli zaczęła iść w kierunku stołu. Simon również. I właśnie w tym momencie zapachniało konwaliami, a czyjeś drobne kroki wystukiwały na posadzce równy rytm. Zegar ciężko wybijał pełną godzinę, gdy w drzwiach ukazała się Urszula. Simon przymknął oczy, ale natychmiast otworzył je ponownie, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Powoli, z namaszczeniem wciągnął powietrze przez nos i równie powoli wypuścił je przez usta.


Urszula wyglądała zjawiskowo. Bardzo elegancko, inaczej niż zwykle. Pomimo skromnej sukienki – ponętnie i kobieco. Szła teraz ostrożnie, lecz konsekwentnie w jego kierunku i zatrzymała się dopiero, gdy jej mała dłoń spoczęła na oparciu krzesła tuż obok jego. Kąciki ust Uli uniosły się w delikatnym, ciepłym uśmiechu i w tym momencie Simon jakby zapomniał o całym świecie. Szybko, do bólu szybko, wykonał krok w bok i odsunął krzesło, aby mogła zająć swoje miejsce. Urszula oraz służba nie kryli zdziwienia widząc to, nikt jednak nie śmiał skomentować. Tylko Robert uśmiechnął się nieznacznie usługując w podobny sposób pulchnej Petunii, którą miał najbliżej siebie.



***



Jedli powoli, z powagą. Długo, ale przeważnie w milczeniu. Co jakiś czas, ktoś ze służby rzucił jakąś wesołą uwagę, jednak najczęściej rozmowa nie utrzymywała się. Robert wodził ciekawym wzrokiem od swojego Pana do pięknej wdowy, zaś Urszula obdarzała białowłosego co jakiś czas ukradkowymi spojrzeniami. Simon nie pozostawał jej dłużny. Obydwoje odczuwali dziwne napięcie, gdy raz na jakiś czas ich dyskretne spojrzenia skrzyżowały się. Kobieta szybko uciekała wtedy wzrokiem, w odpowiedzi na co Simon przełykał w myślach krótkie przekleństwo. Jego huśtawka nastrojów w odniesieniu do najmłodszej pracownicy nie minęła nawet na krótką chwilę, nawet w tak wyjątkowy wieczór. Fascynacja i wściekłość towarzyszyły mu nieustannie. Na nieszczęście, gdy kolacja wreszcie dobiegła końca, odczuł, że nie wytrzyma ani chwili dłużej. Złożył wszystkim krótkie życzenia, zachęcił do zajrzenia pod świąteczne drzewko, po czym ku zdziwieniu wszystkich – zaczął się oddalać.


  • Panie von Dohne.. - ukłoniła się przed nim Petunia – Czy nie ma Pan życzenia zostać na rozdaniu prezentów? To tylko kilka minut.

  • Nie – jego niski głos rozlał się echem po uszach zgromadzonych – Nie mam. Ale wy bawcie się dobrze. Dobranoc.


Ostatni raz rozejrzał się po zgromadzonych. Na chwilę zatrzymał wzrok na... zawiedzionym(?) spojrzeniu Urszuli, po czym jak najszybciej mógł – wyszedł.


Po wyjściu pana domu wśród służby tylko na chwilę zapadło milczenie. Blondynka rozejrzała się nieśmiało i szybko spostrzegła, że wszyscy patrzą na nią znacząco. Już miała uciec zakłopotana, gdy podeszła do niej kucharka i objęła dużym ramieniem.


  • Nie przejmuj się, złociutka, on tak czasem ma. Chodź, zajrzymy co tam przyniósł nam Święty Mikołaj – zaśmiała się perliście i zagarnęła zmieszaną Urszulę w stronę sporej kanapy koło choinki.


Rozmowy ożywiły się. Wszyscy wymieniali uwagi na temat znalezionych pod drzewkiem podarunków. Ula zapomniała o wszystkim, co wydarzyło się wcześniej, gdy tylko znalazła się w tej radosnej gromadce. Jak się okazało wszystkim przypadły do gustu jej prezenty, więc mogła być z siebie dumna. Już zapomniała jak wiele radości może przynieść podobna sytuacja. Sama, chociaż zupełnie się nie spodziewała, również dostała mnóstwo paczek. Od starego Roberta bransoletkę na szczęście, aby nie bała się pływać łodzią. Ponoć miała odganiać złe wodne stwory. Starszy mężczyzna sprawił jej tym podarkiem tak wielką radość, że pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, że naprawdę się śmieje. Nie mogła w to uwierzyć. Od Gabrieli, tak jak można się było spodziewać, dostała apaszkę i tu również było mnóstwo śmiechu, gdyż starsza pokojówka kupiła jej dokładnie taką, jak ona jej, tyle, że w przeciwnych odcieniach. Urszula dla Gabrieli wybrała błękitną z zielonym wzorem, zaś Gabriela dla Uli zieloną z błękitnym. Helena ucieszyła się ze sporej paczki dość ekskluzywnych czekoladek. Sama obdarowała kobietę małą książeczką z wesołymi rymowankami. Petunia zaś przygotowała dla najmłodszej pracownicy pałacu sporą puszkę przekładanych ciasteczek własnej roboty. Uli aż rozbłysły oczy, gdyż nagle przypomniała sobie swoją dawną miłość do domowych wypieków. Prezenty od Simona również przypadły wszystkim do gustu, jednak Petunia trochę zepsuła Urszuli nastrój w tym momencie, bo zaczęła robić aluzje odnośnie tego, że Jaśnie Pan coś w tym roku wyraźnie się postarał. Zmieszana blondynka nie wiedziała, co ma odpowiedzieć na te zaczepki. Najpierw uciekła wzrokiem w kierunku pozostawionych pod drzewkiem prezentów dla Pana von Dohna i pomyślała, że szkoda, że nie zobaczy jego reakcji na prezent od niej. Następnie po prostu skupiła się na analizowaniu wielkiego kosza od swojego pracodawcy.

Rzeczywiście. Mężczyzna wyraźnie się postarał, chociaż nie spodziewała się tego po nim zupełnie. Kosz już z daleka zapierał dech w piersiach i, chociaż nie był duży, musiał kosztować majątek. Wszystko w nim było dobrane z dużym wyczuciem smaku, z najwyższej półki, lecz dopiero maleńka paczuszka na samym dnie sprawiła, że serce na chwilę jej przyspieszyło. W starannie zapakowanym pudełku znalazła flakonik swoich ulubionych, konwaliowych perfum wraz z małą karteczką przyczepioną do szyjki buteleczki


Obyś zawsze pachniała wiosną…

Simon



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)