Zapach konwalii
Rozdział 7
Gotowa Panienka? Tzn. jest Pani gotowa, Pani Urszulo?
Ula niepewnie spoglądała w niebo, nie mogąc się zdecydować, czy aby na pewno chce płynąć do miasta razem z Robertem. Tego dnia wiatr huczał niemal nieustannie i nawet pomimo dwóch swetrów, grubych rajstop pod spodniami oraz ciepłego płaszcza czuła przeraźliwe zimno.
Robercie, jesteś pewien, że to dobry pomysł? Niebo jest niemal czarne. Zaraz będzie śnieżyca.
Mężczyzna, który już siedział w łódce przyłożył dłoń do ucha, aby lepiej odróżnić słowa swojej towarzyszki. Mimo to najwidoczniej nie dosłyszał ich sensu przez panującą pogodę, gdyż odpowiedział tylko
Zdążymy, zdążymy!
Kobieta westchnęła i spróbowała otulić się jeszcze szczelniej grubym szalikiem. Ostrożnie zaczęła schodzić po śliskim nabrzeżu i po kilku minutach już modliła się, aby łódka nie wywróciła się do góry dnem na tym wietrze. Na domiar złego rzeczywiście zaczął padać gęsty śnieg i, choć rozlewisko wyglądało zjawiskowo spowite białym puchem, to jednak Urszula wolałaby, aby wyglądała mniej zjawiskowo a było po prostu bezpieczne. Wreszcie jednak dotarli do miasteczka cali i zdrowi i mogła po cichu odetchnąć z ulgą.
Pani Urszulo, mam trochę zakupów do zrobienia dla Petunii i pozostałych dziewcząt. Nie ma sensu, aby Panienka ze mną szła, więc może umówmy się tutaj za półtorej godziny, dobrze?
Oczywiście – uśmiechnęła się lekko.
Rozdzielili się. Pan Braun poszedł do swojego ulubionego sklepu spożywczego, Urszula zaś rozglądała się pilnie za centrum handlowym, które poleciła jej jedna z pokojówek.
Do tej pory w miasteczku była tylko raz, gdy przybyła w te okolice. Wtedy jednak nie miała możliwości wejścia do żadnego sklepu, gdyż było za wcześnie i wszystkie były zamknięte. Później wizyty tutaj nie były jej do niczego potrzebne, więc nawet o nich nie myślała. Wikt i opierunek miała zapewniony na miejscu. Za rozrywkami nie tęskniła. Ludzi nie znała. Jeśli chciała napisać do matki, jako, że w tym górskim odludziu ciągle był problem z zasięgiem i rozmowa telefoniczna odpadała, przekazywała list na pocztę za pośrednictwem Roberta, który regularnie pływał do miasteczka po zakupy, tak jak tego dnia. Ale pierwszy raz zaproponował jej, że zabierze ją ze sobą. Początkowo była nastawiona sceptycznie do tego pomysłu, jednak uznała, że może wykorzystać ten krótki wypad do zakupu kart świątecznych. Przez lata odzwyczaiła się od ich wysyłania, gdyż nie miała znajomych poza swoim miastem rodzinnym. Teraz zaś, gdy zaczęła liczyć, okazało się, że potrzeba ich całe mnóstwo.
W niewielkim centrum handlowym, do którego dotarła, faktycznie znalazła pocztę, tak jak jej powiedziała Helena. Nie było tu zbyt wielu ludzi. Momentalnie kupiła karnety oraz znaczki. Przysiadła z boku i od razu wypisała pozdrowienia oraz życzenia. Do koperty dla matki dołożyła napisany wcześniej list. Gdy wszystkie przesyłki były gotowe, wrzuciła je do skrzynki i spojrzała na zegarek.
Jeszcze prawie godzina – mruknęła do siebie – No nic, trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie...
Wyszła z lokalu poczty i zaczęła spacerować korytarzem niewielkiej galerii handlowej. Mimowolnie porównywała wnętrze z tymi, które pamiętała ze swojego, rodzinnego miasta, ale właściwie nie było porównania. Wszystko tutaj wydawało się niesamowicie minimalistyczne, proste, zwykłe. Zbyt wielu klientów również tu nie spotkała, pomimo panującego okresu przedświątecznego. W jej mieście o tej porze roku pewnie trudno byłoby się przecisnąć. Jeszcze raz spojrzała na zegarek, aby upewnić się, że ma czas, po czym weszła do jednego ze sklepów. Był to sklep z artykułami gospodarstwa domowego. Przypomniała sobie jak Petunia rano narzekała, że stłukła swoją ulubioną filiżankę. Urszula pomyślała, że może byłoby miło, gdyby kupiła jej jakąś w prezencie świątecznym. Od razu wpadła jej w oko odpowiednia. Spora i śliczna, w kolorze, który Ula często widziała na ubraniach kucharki, gdy tamta nie była w fartuchu. Musiała lubić taki odcień. Wahała się chwile, jednak ostatecznie zdecydowała się na zakup.
Zadowolona z siebie wyszła ze sklepu i wtedy uświadomiła sobie, że nie może dać prezentu świątecznego tylko jednej mieszkance pałacu. Wypadałoby pamiętać również o dwóch pozostałych paniach i o Robercie oczywiście. Zaklęła pod nosem, że nie pomyślała o tym wcześniej i machinalnie weszła do następnego lokalu. Tym razem trafiła do sklepiku ze słodyczami.
Helena uwielbia czekoladki... - przypomniała sobie natychmiast.
Już po chwili piękna paczuszka spoczywała na dnie jej torebki. „Jeszcze Gabriela i Robert.” - przeszło jej przez myśl. Z pokojówką nie było problemu, bo kilka dni temu wyznała Uli, że uwielbia apaszki, chusty i tym podobne i mogłaby ich mieć tysiące. Ale co z Robertem?
Urszula niepewnie spojrzała na zegar. Jeszcze piętnaście minut – tylko tyle jej zostało. Niewiele, zważywszy na to, że zupełnie nie wiedziała, co kupić. Westchnęła głośno i przyspieszyła kroku. W pięć minut obeszła dwa razy centrum handlowe, jednak wciąż nie wiedziała, czym mogłaby ucieszyć starszego mężczyznę. Nagle stanęła w miejscu
Szalik! - krzyknęła głośno.
Dwoje spośród innych klientów galerii obejrzało się słysząc jej podniesiony głos. Ula zarumieniła się, gdy uświadomiła to sobie, jednak nie miała czasu dłużej zastanawiać się nad swoim zachowaniem. Natychmiast pobiegła w poszukiwaniu sklepu z modą męską. Całe szczęście w porę przypomniała sobie wielką dziurę, którą zaobserwowała na szaliku mężczyzny, gdy płynęli do miasta. Chciała mu zaproponować pomoc z zacerowaniem, ale nowy szalik pod choinkę brzmiał znacznie lepiej.
No to mam wszystko i jeszcze pięć minut – ucieszyła się, gdy już miękkie zawiniątko spoczywało na dnie jej torby, zaraz obok pozostałych sprawunków.
Zaczęła kierować się do wyjścia z galerii, lecz nim tam dotarła nagle przystanęła mijając jedną z wystaw. Długo wpatrywała się w przedmiot, który nie mógł nie zwrócić jej uwagi. Hipnotyzował ją wręcz. Wyciągnęła przed siebie dłoń, lecz zanim jej palce dotknęły wystawowej witryny, cofnęła się gwałtownie. Zacisnęła pięści i pospiesznie odeszła w swoją stronę. Jednak po paru krokach niespodziewanie zawróciła i weszła do sklepu.
Gdy dotarła na przystań, Robert już na nią czekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz