czwartek, 26 września 2024

Zapach konwalii - Rozdział 11

 

Zapach konwalii

Rozdział 11


Dni mijały. Radosna świąteczna atmosfera, która nawet w tym domu była odczuwalna wśród służby, minęła, lecz nie bezpowrotnie. Tego dnia przy kolacji cała służba znów trwała w radosnym uniesieniu. Zbliżał się bowiem koniec roku i, jak się okazało, wszystkie Panie jak również Robert wybierali się gdzieś na zabawę. Pan Braun i Petunia przyjęli zaproszenie od przyjaciół w miasteczku po drugiej stronie jeziora, natomiast obie pokojówki tę wyjątkową uroczystość postanowiły spędzić u swoich krewnych. Helena u córki, zaś Gabriela u kuzynki. Ta ostatnia musiała więc wziąć dłuższy urlop, bo jej krewna mieszkała aż w Berlinie. Pozostali mieli wrócić w Nowy Rok i być do dyspozycji Jaśnie Pana już po południu.


  • A Ty, złociutka? - Petunia zaszczebiotała nad stołem zwracając się do obserwującej wszystkich, ale milczącej do tej pory Urszuli – Jakie masz plany na sylwestrową noc?

  • Ja zamierzam iść spać, jak zwykle – uśmiechnęła się zapytana.

  • Jak to? Taka młoda dziewczyna? To chodź z nami do miasta.

  • Lepiej nie. Nie przepadam za takimi zabawami.

  • O? To jak Jaśnie Pan...

  • Pan von Dohna nie wychodzi z domu na Sylwestra? - zdziwiła się Urszula, ale jakoś po chwili zastanowienia uznała, że odpowiedź jest oczywista, biorąc pod uwagę to, co do tej pory zaobserwowała w tym domu. Zresztą stan zdrowia Simona nie pozwoliłby mu na normalną zabawę sylwestrową...

  • Nie, oczywiście, że nie... Po TAMTYM, nigdzie właściwie nie wychodzi. Nawet służbowo wyjeżdża co najwyżej raz, dwa razy w roku. Tylko, gdy absolutnie musi - Petunia przyciszyła głos – Może to i lepiej, że zostaniesz. Zaopiekujesz się nim... Zapowiadają śnieżycę i silny, północny wiatr, więc może być w bólu.

  • Cóż, będę oczywiście do jego dyspozycji. A jak nie będzie mnie potrzebował, to poczytam do późna. Widziałam wczoraj całkiem ciekawie zapowiadającą się powieść w bibliotece.

  • Podziwiam Panienkę, tzn. Panią, że tyle czyta. Ja długo nawet nie wiedziałem, gdzie jest biblioteka, a teraz czasem korzystam, ale tylko z poradnika medycznego... albo ogrodniczego – zaśmiał się Robert.


Urszula uśmiechnęła się i już miała coś odpowiedzieć, lecz w tym momencie zdała sobie sprawę, że za pięć minut ma zabieg ze swoim pracodawcą. Jak to mogło się stać, że tak się zasiedziała? Jak oparzona wstała od stołu i rzucając krótkie „och, jak późno!” wybiegła z jadalni. Na szczęście zdążyła, gdy jednak zamykała drzwi, już słyszała kroki Simona na schodach.

Odetchnęła z ulgą, gdy uświadomiła sobie, że wszystko na wieczorny masaż przygotowała już sobie po poprzednim. Zapaliła tylko świeżą świecę i czekała.

Jak zwykle, gdy ostatnie uderzenie zegara zwiastujące pełną godzinę przebrzmiało, w drzwiach pojawił się jej pacjent. Twarz miał zaciętą, domyśliła się więc, że musi go mocniej boleć. Wiatr nerwowo poruszający wierzchołkami łysych drzew za oknem, wyjaśniał przyczyny. Urszula zachowała spokój, chociaż już widziała, że i humor mężczyźnie znacznie się pogorszył przez te kilka godzin.


  • Czy zrobić Panu zastrzyk, Panie von Dohna? - zapytała widząc, jak bardzo się krzywi zdejmując koszulę.

  • Nie – odburknął przez zaciśnięte zęby.

  • Ale widzę, że...

  • Powiedziałem, nie! - warknął jeszcze nieprzyjemniej.


Poczekała aż ułoży się na kozetce, rozgrzała dłonie ciepłym olejkiem i powoli przyłożyła jedną rękę do środka pleców, nie zdążyła jednak wykonać żadnego ruchu.


  • Niżej! - rozkazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.


Zdziwiła się, nigdy dotychczas nie zgłaszał jakichkolwiek uwag do jej zabiegów. Wręcz przeciwnie, wydawał się z nich bardzo zadowolony, chociaż nigdy nie powiedział ani słowa. Nie pochwalił jej, ale też nie krytykował. Opuściła odrobinę dłoń.


  • Tutaj? - zapytała spokojnie.

  • Jeszcze niżej.


Delikatnie przesunęła ręką po jego plecach, czuła jak mężczyzna napina mięśnie, po chwili usłyszała też syk bólu.


  • Mocniej, do cholery! Siedziała Pani na kolacji godzinę, chyba więc ma Pani siłę! - warknął.

  • Z całym szacunkiem, Panie von Dohna, ale znam się na tej pracy – odpowiedziała spokojnie, chociaż czuła już rosnącą w sobie złość. Nie znosiła, gdy ktoś tak ją traktował. Jak worek do bicia!

  • Dziś skłonny jestem wątpić! Mocniej, powtarzam!

  • Panie von Dohna, uważam, że...

  • I najlepiej proszę się nie odzywać! - przerwał jej w sposób całkowicie pozbawiony dobrych manier.


Urszula już chciała coś odpowiedzieć, jednak w ostatniej chwili opanowała się, przygryzła wargi i po dwóch uspakajających wdechach zabrała się za masowanie. Używała przy tym znacznie więcej siły niż zazwyczaj, była też spięta jak nigdy. Nic dziwnego, że już po kilkunastu minutach odczuła rosnące zmęczenie. Bolały ją dłonie i zesztywniały kark. Wytrzymała jeszcze tylko kilka minut, po czym odsunęła się gwałtownie.


  • Na dziś wystarczy - oznajmiła krótko.

  • Doprawdy? Nie słyszałem, aby zegar wybijał godzinę dwudziestą pierwszą.

  • Masaż był intensywniejszy niż zwykle, więc pół godziny wystarczy – odparła lekko zdyszana.

  • Nic z tych rzeczy. Proszę kontynuować!

  • Nie, powiedziałam wystarczy i proszę mi wierzyć, że wiem to lepiej niż Pan! Poza tym, już jestem zmęczona.

  • Do roboty, do cholery! - syknął – Nic nie rozumiesz? Ja cierpię, a Ty jesteś zmęczona? Nie za to Ci płacę! Widać, że nigdy nie cierpiałaś. No już, kontynuuj!

  • Nie i wie Pan co? Mam już tego wszystkiego dość! Pouczył mnie Pan, że nie przerywamy sobie wzajemnie wypowiedzi już pierwszego dnia, gdy tu przybyłam. Tymczasem Pan przerywa mi dziś notorycznie. Wyżywa się Pan na mnie nieustannie a ja tu jestem po to, aby się Panem opiekować, nie zaś po to, by traktowano mnie jak worek treningowy! - wyrwało jej się. Gdy słowa przebrzmiały poczuła, że serce wali jej gwałtownie w piersi.


Simon zastygł na chwilę słysząc niespodziewany wybuch kobiety. Zupełnie nie spodziewał się tego. Powoli podniósł się i stanął obok leżanki. Nie ubrał się jeszcze. Urszula przełknęła ślinę, widząc jak mierzy ją wzrokiem. Napięcie opadło, ale pozostał strach. Bała się, że w ten oto sposób właśnie pozbawiła się pracy. Ale nie tylko tego… Bała się, że go zraniła.


Natomiast białowłosy jeszcze przez chwilę przyglądał się jej z zagadkowym wyrazem twarzy, po czym bez słowa ubrał się i wyszedł, jak tylko mógł najprędzej. Opuszczenie przez niego pomieszczenia oznajmił gwałtowny huk zatrzaskiwanych drzwi.


Tego dnia już go nie widziała. Jednak on widział ją…



***


Simon był w dziwnym nastroju odkąd wyszedł z gabinetu zabiegowego. Sytuacja, która miała tam miejsce wzbudzała w nim zupełnie skrajne uczucia. Raz był zły na siebie, że faktycznie wyżywał się na niczemu niewinnej kobiecie za swoje własne słabości, za tę niezdrową fascynację, a raz uważał, że jej wybuch był niewybaczalny i należałoby ją za to zwolnić. W końcu, kierowany impulsem postanowił pójść i porozmawiać ze swoją pielęgniarką. Nawet nie zauważył, że minęła właśnie godzina 23. Dopiero, gdy stanął już pod drzwiami Urszuli zorientował się, że w domu jest bardzo cicho i ciemno. Odruchowo zerknął na zegarek i zaklął pod nosem, że tyle zwlekał, mimo to nie wycofał się. Czuł, że musi porozmawiać z kobietą za wszelką cenę i, że nic go przed tym nie powstrzyma, nawet późna pora. Uniósł dłoń i zapukał mocno w drzwi. Stał dłuższą chwilę, jednak nikt nie odpowiedział. Zdziwił się. Może już spała? Już chciał odejść, ale nagle poczuł nieodpartą pokusę, aby jednak zajrzeć do jej pokoju. Ostrożnie nacisnął klamkę. Nim wszedł do środka zauważył, że nie było w pomieszczeniu zupełnie ciemno. Zaraz też zorientował się, iż światło pochodzi od małej lampki przy łóżku, jednak nie trudno było dostrzec, że samo łóżko jest puste, nie licząc książki leżącej na środku grzbietem do góry. Już miał wyjść, aby poszukać Urszuli gdzie indziej, gdy dostrzegł, że na podłodze jest jeszcze jeden snop światła i dopiero w tym momencie usłyszał szum wody. Przełknął ślinę, gdy odkrył, że jego piękna fizjoterapeutka prawdopodobnie właśnie bierze prysznic.

Przez chwilę stał bez ruchu na środku pokoju wiedząc, że powinien w tym momencie jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Jednocześnie doskonale zdawał sobie sprawę, iż tego nie zrobi. Pokusa była zbyt silna. Wystawił swoje kule przed drzwi wyjściowe i z wielką determinacją zaczął iść najciszej, jak tylko mógł, podpierając się o ścianę. W tym momencie nie czuł nawet bólu, choć instynktownie zaciskał szczękę. Dotarł na miejsce i lekko pchnął uchylone drzwi. Jęknął na widok, który zastał w łazience.

Urszula stała tyłem do niego z twarzą wzniesioną ku górze. Relaksowała się widocznie, bo nie wykonywała prawie żadnych ruchów. Stała tylko i pozwalała, aby woda spływała po jej ciele. Nagle podniosła ramiona do góry, jakby przeciągając się. Obserwowała jak woda spływa po jej dłoniach ku łokciom, obróciła się delikatnie w bok, nieświadomie pozwalając Simonowi dojrzeć zarys swojego biustu. Opuściła ręce, aby pomasować swoje mokre ramiona, plecy oraz kark. Dopiero po dłuższej chwili sięgnęła po mydło.

Mężczyzna stał nieruchomo jak zahipnotyzowany. Doskonale wiedział, że znajduje się w bardzo niebezpiecznym położeniu, bo gdyby nagle kobieta odwróciła się, prawdopodobnie od razu by go zobaczyła. Mimo to nie mógł się ruszyć. Jego ciało tężało ogarnięte pożądaniem, pragnieniem, jakiego chyba jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył. Stał teraz w rozchwianej pozycji, już prawie gotów, aby pójść i wyciągnąć ją spod tego prysznica, a później rozładować w niej to napięcie, które nim zawładnęło teraz i tyle razy wcześniej. Już prawie robił krok do przodu, już prawie szedł. Już prawie czuł dotyk jej skóry pod palcami, jej zapach. Wyobrażał sobie smak jej skóry, gorąco jej ciała… W ostatniej chwili opamiętał się, cofnął o krok i oddychając ciężko wyszedł z jej pokoju najszybciej jak potrafił.


***


Następnego dnia przyszedł na zabieg, jakby nigdy nic. Przywitał się skinieniem głowy, ze wszystkich sił unikając kontaktu wzrokowego. Nie odezwał się słowem, lecz dla Urszuli na szczęście nie było to nic nadzwyczajnego.

Gdyby tylko wiedziała, ile chciał jej powiedzieć...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)