Nikt nie musi mi mówić, sama doskonale wiem, że działanie pod wpływem emocji rzadko przynosi coś dobrego. Nie mniej jednak pewna sytuacja, którą od jakiegoś czasu obserwuję w szerokorozumianej polskiej edukacji obowiązkowej sprawia, że dziś pod wpływem chwili zrezygnowałam z dodania postu z recenzją kolejnej książki. Zamiast tego kilka słów na temat polskiej szkoły.
Lata 60 i 70? Znam je tylko z opowiadań, nie było mnie wówczas na świecie... Nauczycielowi wolno było wszystko - bicie, targanie za uszy, obcinanie włosów. Wyzywanie od gamoni? Normalne. Ucznia mieli wychować, uczeń miał być posłuszny jak żołnierz.
Lata 80 i 90? Tu już mam własne doświadczenia. Odbywała się wówczas reforma szkolnictwa. Rezygnowano z fartuszków i obowiązku noszenia naszytej tarczy. Nauczyciele zarabiali mało, ale pracy również nie mieli zbyt wiele. Zaczęły się pierwsze roszczeniowe postawy ze strony rodziców uczniów. Kary cielesne były już niedopuszczalne, zdarzała się jednak agresja słowna (wiem z doświadczenia). Był to też czas, w którym do szkół wprowadzono naukę religii katolickiej. Dla osób niewierzących? Dramat, gdyż początkowo nie było mowy o tym, aby dziecko nie poszło na religię. Musieli iść wszyscy. Ci, którzy nie wierzyli, nie znali podstaw religii z domu byli prześladowani, wyzywani przez katechetów. Niestety, również tę kwestię miałam nieprzyjemność obserwować. Co ciekawe, nikt w mojej szkole nie śmiał przeciwstawić się katechetom. Musieli dostosować się ateiści. Na szczęście na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych zniesiono obowiązek uczęszczania na lekcję religii. Sama szkoła była w trakcie transformacji, więc stanowiła niezły chaos. Klasy były przeludnione (30-35 osób w mojej szkole to była norma na klasę). Niektórzy nauczyciele wciąż sądzili, że wolno im wszystko, inni zaczynali się obawiać rodziców.
Czasy obecne... Dramat. XXI wiek a szkoła jest w chaosie. Nauczycielom nic nie wolno, rodzicom też nic nie wolno, bo obrywa za to dziecko. Przebodźcowani uczniowie zmuszani są do przynoszenia opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznych i jednocześnie zalecenia z opinii/orzeczeń nie są respektowane. Zalecony nauczyciel wspomagający dla któregoś, wyjątkowo trudnego ucznia? Nie ma nauczyciela wspomagającego, bo NIE MA. Do zmniejszonych podstawówek wrócili uczniowie klas siódmych i ósmych. Dzieci się nie mieszczą w szkole. Plany lekcji są zmieniane po kilka razy. Nikt nie respektuje przekonań religijnych. Uczniowie niewierzący są dyskryminowani, muszą się dostosować do tych, którzy na religię chodzą. Muszą nieraz czekać godzinę w trakcie lekcji, bo ktoś w planie świeckiej szkoły umieścił religię w środku zajęć. Co ciekawe, więcej niż połowa uczniów chodzi na religię tylko do imprezy komunijnej, później rodzice przestają widzieć sens... Standardy ochrony małoletnich są nierespektowane. Zdarzają się nauczyciele, którzy potrafią obrazić publicznie ucznia, którzy naśmiewają się z niego publicznie. Nikt nie pilnuje tego, co dzieje się w łazienkach, szatniach gimnastycznych, tutaj dalej dochodzi do działań przemoczonych uczniów wobec innych uczniów. Dyżurujący nauczyciele najczęściej nie reagują na niewłaściwe zachowania podopiecznych.
Dzisiejsza szkoła w dalszym ciągu uczy schematów - skupia się na ilorazie inteligencji a nie myśleniu zdroworozsądkowym, nie na mądrości. Jeśli uczeń udzieli odpowiedzi prawidłowej, ale niezgodnej z sylabusem otrzymuje złą ocenę. Jeśli nie zdąży wykonać zadania - otrzymuje złą ocenę, nawet jeśli ma w opinii zaznaczone, że należy mu wydłużyć czas pracy. Nauczyciele są ponadto niedouczeni. Używają języka polskiego z błędami i potrafią poprawić ucznia, który używa prawidłowych sformułowań, przez co nie mają szacunku ani od uczniów, ani od rodziców. To sprawia ponadto, że polską szkołę traktuje się jako przykry obowiązek, zaś rodzice nie popierają roszczeń nauczycieli o wyższe wynagrodzenia. Z tego powodu spada również jakość edukacji, gdyż brak prestiżu zawodu nauczyciela przy jednocześnie niskim wynagrodzeniu sprawia, że coraz mniej osób decyduje się na wybór pracy w szkole. Szkoła staje się bardziej obowiązkiem przeczekania niż wartościowym etapem w życiu. Uczniowie i ich rodzice chcą po prostu przetrwać szkolny czas i ruszyć dalej...
Sil
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz