wtorek, 13 sierpnia 2024

Zapach konwalii - Rozdział 1

 

Kochani!

Poniżej pierwszy rozdział mojej mini powieści z 2012 roku, odświeżonej w 2024 roku. Jak wspominałam, opowiadanie było już publikowane jako fan fiction do anime Sailor Moon, ale pod innym tytułem. Obecnie przywróciłam pierwotny zamysł. Dziś wyjątkowo cały pierwszy rozdział, ale od następnego ze względów technicznych będę większość rozdziałów (albo wszystkie, zobaczymy) dzieliła na dwie części.

Miłej lektury!

Sil


Zapach konwalii

Rozdział 1


    Więc wreszcie koniec. Cztery długie lata, powrót do rodzinnego domu, nauka i jeszcze raz nauka. W weekendy praktyki, a gdy się udało wygospodarować odrobinę czasu, jakieś dorywcze zajęcia, aby tylko mieć swoje pieniądze. Te ze sprzedaży domu wystarczyły na spłatę kredytu i opłacenie pogrzebu... Ale to było dawno. Dawno temu. Lecz dziś nareszcie koniec, można zacząć nowe życie.

  • Dyplom dla Urszuli Amelii Bielik. Gratuluję, otrzymuje Pani dyplom z wyróżnieniem!

    Powoli wstała z miejsca, nie oglądając się na nic. I tak nie było tu nikogo z jej bliskich. Nie słuchała gratulacji ani braw, bo nie czuła, że były dla niej. Tak naprawdę chciała już iść, skoro potrzebny papier miała w ręku. Teraz mogła znów żyć jak kobieta, nie jak jej cień. Tylko czy na pewno?

    Już przeszło cztery lata ubierała się na czarno. Nie, nie przez męża, którego straciła. Po nim nie nosiłaby żałoby w ogóle. Nie wybaczyła, nie zapomniała. Choć nie żył, nie umiała mu wybaczyć. Tej niefrasobliwości, tej pychy i przekonania, że wszystko wie najlepiej a ona „tylko panikuje i na niczym się nie zna”. To nie po nim wkładała każdego dnia ten głęboki, okropny kolor na swoje blade ramiona. Nie dla niego tak często zasłaniała puste błękitne oczy ciemnymi okularami a blond włosy owijała w czarną chustę na te kilka najsmutniejszych dni w roku. Święta, urodziny. JEJ urodziny. Miałaby już dziesięć lat...

    Brawa przebrzmiały. Na środek zaproszono kolejnych absolwentów i jeszcze kolejnych. Były podziękowania, jakieś kwiaty dla profesorów i można było podnosić się z miejsc. Nareszcie po wszystkim.

    Dwie godziny później szła więc wreszcie do domu rodziców, w którym spędziła okres studiów. Spóźnionych, ale niezbędnych, bo jak inaczej miała się utrzymać trzydziestojednoletnia kobieta? Wybrała pielęgniarstwo i jako drugi fakultet fizykoterapię, bo w takiej pracy można było skupić się na rzeczywistych problemach. Pomagać innym, ale również i sobie. Sobie przede wszystkim. Czasem zmęczona mogła o wszystkim zapomnieć, a przecież o to chodziło. To dlatego pięcioletni program wcisnęła w cztery lata. By nie mieć czau na nic.

    Pchnęła furtkę i weszła po schodach. Klucz zgrzytnął w zamku i po chwili w przedpokoju owiał ją słodki zapach naleśników.

  • Ula? I co? Masz dyplom?

    Jej matka, a właściwie macocha, bo Irena Stein była drugą żoną jej taty, stanęła w otwartych drzwiach kuchennych z łopatką do przewracania naleśników w garści, przystrojona w wielki fartuch i najpiękniejszy, ciepły uśmiech. Nie można się było nie uśmiechnąć na jej widok, na ten zapach. Tyle lat a ona niezmiennie pachniała wanilią, jak pierwszego dnia, gdy ojciec przywiózł dla niej nową mamę aż z Berlina. Było to rok po tym, jak jej rodzona matka zniknęła nagle z jej życia, zostawiając krótki list do ojca a dla niej tylko pustkę i łzy. Miała wtedy zaledwie pięć lat. Lecz później zjawiła się Irena – Polka wychowywana w Niemczech od urodzenia. To dzięki niej Urszula władała biegle dwoma, a właściwie trzema językami, bo rodzice zadbali też o naukę angielskiego. To dzięki Irenie zrozumiała, że ma szansę mieć kochającą matkę, nawet jeśli ta biologiczna jej nie chciała.

  • Cześć, Mamo. Mam, położyłam na komodzie w przedpokoju, jeśli chcesz zobaczyć. Pójdę się teraz przebrać i niedługo przyjdę.

    Irena westchnęła cicho, ale nie skomentowała. Przecież jej pasierbica nie zmieniła się dziś, więc zdążyła już oswoić się z tą nową Urszulą, której stan jednak nie przestawał martwić, pomimo upływu lat.

  • Może teraz ruszy dalej... - szepnęła, nim cofnęła się w głąb kuchni.


***

    Był wieczór, gdy Urszula zeszła wreszcie na naleśniki, które z miłością smażyła jej macocha. Teraz trzeba było je odgrzać, ale tak naprawdę było jej wszystko jedno. W zamyśleniu układała pachnące krążki na talerz i wkładała do mikrofalówki pod czujnym okiem Ireny.

  • Smakują Ci?

  • Jasne, jak zwykle, Mamo.

  • Powiedz mi... skończyłaś studia. Co teraz? - Irena przysiadła na krześle naprzeciwko córki, przyglądała jej się bacznie. Czekała.

  • Cóż... Wracając z rozdania dyplomów złożyłam papiery do tego pośrednictwa dla pracowników medycznych, o którym kiedyś rozmawiałyśmy. Pamiętasz? To ta firma szukająca pielęgniarek i opiekunek do pracy za granicą. Głównie do Niemiec i Szwajcarii. Mówili, że to nie powinno potrwać długo, zwłaszcza, że mam już trochę praktyki i znam biegle niemiecki.

  • Rozumiem. Choć nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chcesz poszukać czegoś na miejscu, bliżej domu – westchnęła. Irena nie miała własnych dzieci a Urszulę kochała jakby była jej rodzoną córką. Nigdy nie czuła się jej macochą, zawsze mamą i teraz wolałaby, aby ukochana pasierbica została blisko niej.

    Nastało milczenie. Irena miała wielką ochotę zapytać też o plany na życie prywatne Urszuli, ale wiedziała, że jest to bezcelowe. Na wszystkie uwagi odnośnie wznowienia życia towarzyskiego, na wyjście do ludzi, jak mawiał jej mąż a ojciec Uli, reagowała alergicznie. Siedziały więc w milczeniu, w zamyśleniu, błądząc wzrokiem po kuchni, aby tylko uniknąć patrzenia sobie w oczy.

  • Dziękuję. Było naprawdę pyszne – blondynka uśmiechnęła się wreszcie i powoli wstała od stołu. Odstawiła talerz do zmywarki, po czym poszła do siebie. Nie na długo.

    Już po chwili schodziła z powrotem z torebką w dłoni.

  • Wychodzisz?

  • Tak, pójdę na cmentarz.

  • Ula, przecież byłaś wczoraj. Jest wieczór i... zobacz jak pada. Poza tym jest mgła.

  • Nie szkodzi, nic mi nie będzie. Do później. Mamo.

  • Ale...

Ale już jej nie było. Urszula wyszła wraz z wiatrem i szła we mgle i deszczu. Bez parasola, bez nadziei na lepsze jutro, bez marzeń.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)