Zacznijmy od tego, że jak co rano od pewnego czasu, postanowiłam zaparzyć sobie kawę w filiżance od mojej przyjaciółki. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie chciało mi się czekać aż woda się zagotuje. Wyłączyłam nieco wcześniej, zalałam tę truciznę i dodałam mleka prosto z lodówki. Podnoszę filiżankę do ust i jednak zaskakuje mnie, że kawa jest zimna i paskudna w smaku. Ale nic straconego, w końcu mam mikrofalówkę. 27 sekund i można to wypić. Smak? Łodwer...
Więc siedzę sobie przy tej ohydnej kawie w uroczej filiżance i przeglądam wiadomości z kraju i ze świata. Pomyślałam "A może jakaś muzyka na tło?". Nie ma problemu, łatwo poszukać na YT "Running Up That Hill", które od jakiegoś czasu ZNÓW rozbrzmiewa mi w głowie. Zaczynam sobie nucić i nagle śpiewam "I'd make a deal with... DOG*". Śpiewam I'D MAKE A DEAL WITH DOG!!! I wtedy mnie to uderza. Piątka dla wszystkich, którzy wiedzą, że GOD czytany wspak to DOG. Mnie to osiągnięcie intelektualne kosztowało kilkadziesiąt lat i spontaniczny, zakręcony poranek 😉😂💪
Ściskam i pozdrawiam
Zakręcona dziś
Silentia
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz