czwartek, 6 czerwca 2024

"Przypadek" część 2/2, czyli Sailor Moon fanfiction z 2011 roku


Wspomnienie mojej twórczości sprzed trzynastu lat dobiegło niniejszym końca ;). Jutro recenzja (mam nadzieję ;)).


Ściskam i pozdrawiam

Sil


Przypadek

Część 2/2


    Była późna noc, gdy mężczyźni w końcu zaczęli się zbierać, zaś Usagi nie mogła uwierzyć, że zasiedziała się z nimi prawie do północy. Rozmawiali przy tym wesoło i dawno nie czuła się tak świetnie. W końcu Kiro poinformował ją, że muszą się zbierać, bo o trzeciej mają pociąg do domu. Diamand zaś zaoferował, że odprowadzi ją do domu, aby nie włóczyła się sama po nocy.

Szybko pożegnała się krótkim uściskiem z pozostałymi. Nie mogła uwierzyć, ale już za nimi tęskniła i miała nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają. W końcu jednak pozwoliła Diamandowi znów objąć się ramieniem i ruszyli w kierunku jej domu.


  • Co Ci dolega? - zapytał w końcu, gdy odeszli już spory kawałek. Do domu Usagi brakowało jeszcze jednak prawie kilometra.

  • Powiedzmy, że kłopoty małżeńskie, ale to nic...

  • O, masz męża? - zainteresował się.

  • Mam, jakże mogło być inaczej – odpowiedziała smutno i zapatrzyła się w dal. Sama nawet nie zauważyła, że przystanęła. Diamand nie popędzał jej, czując, że dziewczyna nie jest szczęśliwa.

  • No wiesz, mogłoby... Żaden z nas nie ma rodziny. Taki wybór. Przy naszym trybie życia myślę, że najlepszy... - zamyślił się i mimowolnie poprowadził kobietę do pobliskiej ławki. Usiedli automatycznie.

  • I nie brakuje Ci tego? Jakiejś partnerki, miłości? - zapytała spontanicznie patrząc w gwiazdy.

  • Czasem brakuje, Usagi... Ale tak naprawdę rzadko się zdarza, abym spotkał jakąś interesującą kobietę. Na tyle interesującą, by chcieć się z nią związać... – puścił jej znów oko.


Przez chwilę milczeli...


  • Właściwie... - obniżył głos i nachylił się do jej ucha – Zdarzyło mi się to chyba pierwszy raz...


Usagi drgnęła, słysząc te słowa i czując jego gorący oddech na swoim uchu oraz szyi. Gwałtownie odwróciła głowę i ich oczy spotkały się, usta prawie zetknęły. Nie potrafiła się ruszyć, więc szybko opuściła powieki, aby uciec. Mimo to po chwili poczuła na swoich wargach gorący i namiętny pocałunek.

  • Wierzysz w przeznaczenie? - szepnął odrywając się od niej na chwilę i przesuwając dłoń z jej policzka, przez szyję i dekolt aż na plecy, by docisnąć ją mocniej do siebie.

  • Już nie wierzę, ale z drugiej strony... nie mogę nie wierzyć. Poza tym, świat nie znosi próżni, gdyby nie było przeznaczenia, to co by było? - zapytała poważnie i spróbowała się opamiętać.

Odsunęła się lekko, odwracając w bok. Jednak nie dał za wygraną, dociskając teraz usta do jej karku, a ciało do pleców.


  • Może przypadek? - szepnął uśmiechając się zmysłowo.

  • Przypadek... Nie brzmi to zbyt romantycznie – zaśmiała się mimowolnie.

  • Nie brzmi... - potwierdził – Ale cóż mam zrobić, skoro nie wierzysz w przeznaczenie, a świat nie znosi próżni? - również zaśmiał się cicho.

  • Nie wiem... Może powinieneś już mnie puścić, ja powinnam wrócić do męża i powinniśmy zapomnieć... o przypadkach? - zapytała smutno.

  • Pewnie tak. Pewnie tak, Króliczku. Ale nie zrobimy tego, prawda?


Czuła powiew wiatru na ciele, gdy rozpinał jej płaszcz, siedząc za nią. Odwrócił ją gwałtownie i spojrzał w oczy.


  • Dzisiaj bardzo brakuje mi miłości... - szepnął.


Oddychała ciężko czując, że jej bluzka również jest już rozpięta, a Diamand pieści delikatnie jej dekolt. Zanurkował pod jej ubraniem i obnażył piersi, rozpinając stanik. Rozgrzał je szybko niecierpliwymi wargami i gorącym, przyspieszonym oddechem.


  • Nie mogę uwierzyć – wyszeptał podciągając jej spódnicę do góry – Nie mogę uwierzyć, że w końcu Cię odnalazłem...


Usagi nie rozumiała, nie miała jednak czasu myśleć, gdyż w tym momencie poczuła, że są już jednością, a dalej to była już czysta rozkosz i... miłość?


Dopiero po dłuższej chwili doszli do siebie, ale nie wyswabadzali się ze swoich objęć, jakby chcieli jak najdłużej cieszyć się swoim ciepłem.


  • Di.. - szepnęła wreszcie w jego pierś.

  • Jestem – mruknął i pocałował czubek jej głowy.

  • Nie rozumiem... - nawiązała do tego, co powiedział przed ich gorącym kochaniem się. W lot pojął.

  • Nieważne, Króliczku... Lepiej, żebyś nie wiedziała – westchnął.


Przez chwilę siedzieli jeszcze, lecz w końcu proza życia kazała im wstać, poprawić ubrania i wrócić do rzeczywistości. Diamand odprowadził Usagi do domu, tak jak obiecał, po czym uśmiechnął się i odszedł bez słowa.

Usagi stała jeszcze chwilę, a gdy już zniknął jej z oczu, szepnęła w pustkę...


  • Ja Ciebie też...

***

Dziewięć tygodni później...


    Biegła do domu ile sił w nogach. Nie mogła już doczekać się, aby powiedzieć Mamorkowi o cudownej nowinie. Wreszcie, po tylu latach. Wpadła jak burza i przebiegła przez salon oraz kuchnię w poszukiwaniu męża, jednak znalazła go dopiero w gabinecie, czytającego zawzięcie jakieś dokumenty. Gdy wbiegła, roześmiana, momentalnie ukrył papiery w biurku, ale była zbyt przejęta, aby zwracać uwagę na takie szczegóły.


  • Mamo-chan – w jej oczach zalśniły łzy – Wreszcie!


Płakała i śmiała się na przemian. Podeszła do męża i usiadła mu na kolanach, próbując się wtulić. Mężczyzna jednak ani drgnął.


  • Co wreszcie, Usako? - zapytał w końcu

  • No jak to co? - aż wykrzyknęła i ucałowała jego wargi – Jestem w ciąży! Spodziewamy się dziecka, Mamoru!


Mężczyzna przez dłuższą chwilę był w szoku, jednak powoli uśmiechnął się, ale jakoś tak dziwnie. Objął żonę i zapytał


  • Który miesiąc?

  • Dziewiąty tydzień! - krzyknęła i chciała sięgnąć do torebki po wyniki badań.

  • Rozumiem, więc to wtedy... - zaśmiał się, złapał Usagi w ramiona i posadził na krześle, z którego wstał - Gratuluję, Usako...


Powiedział i wyszedł, zostawiając ją w zupełnym szoku, jednak uznała, że to po prostu reakcja na niespodziewaną nowinę. W końcu tyle lat się starali. Wieczorem jednak wciąż był milczący i tylko wodził za nią wzrokiem, cokolwiek robiła. Czuła się bardzo niepewnie. Powoli dochodziło do niej, że coś tu jest nie tak, ale bała się zapytać wprost. Odetchnęła z ulgą, gdy w nocy Mamoru położył się koło niej i przytulił. Zasnęła.


Rano obudziła się, czując chłód na plecach.


  • Mamoru-chan? - zapytała niepewnie.


Nie było go. Od razu też rzuciło jej się w oczy, że na szafce nocnej brakuje jego zegarka, a na sekretarzyku kalendarza. Musiał więc już wyjść. Tylko dokąd? Była sobota.  Zobaczyła, że na komodzie, w miejscu, gdzie zwykle stało ich ślubne zdjęcie,  leżała  biała, gruba koperta. Serce zabiło jej mocniej, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego. Wstała, opatuliła się szlafrokiem i sięgnęła po kopertę, gdyż była zaadresowana do niej.

Szarpnęła ją wściekle i zaczęła czytać. Mało nie krzyknęła, gdy poznała treść kilkunastu wyników badań płodności Mamoru Chiby. Wszystkie pochodziły z niezależnych laboratoriów. Wszystkie mówiły jednoznacznie: NIEPŁODNY. Poczuła, że robi jej się ciemno w oczach, gdy wreszcie natrafiła na małą, zgiętą w pół karteczkę.


„Jeszcze raz gratuluję, Usako.

Jemu również, kimkolwiek jest.

Mamoru”



Koniec


fot. Sil



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najpopularniejsze posty :)