W 2017 roku na świecie, dwa lata później w Polsce, pojawiła się powieść „Romans po brytyjsku” autorstwa jednego z moich ulubionych pisarskich duetów, czyli Vi Keeland i Penelope Ward. Książka została wydana pod dwoma angielskimi tytułami „British Bedmate” oraz „Dear Bridget, I Want You”, ale o ile mi wiadomo, w naszym kraju tytuł jest jeden :). Książka nie jest już pierwszej świeżości, kto jednak czytał inne pozycje od Vi i Penelope, na pewno powinien sięgnąć jeszcze po tę. Charakterystyczne poczucie humoru Vi ma tutaj dominującą rolę wobec dram od Penelope, dlatego nie mogłabym tej książki nie polecić.
Bridget nie jest już pierwszej młodości, ale wciąż jednak zaliczyłabym ją do młodych kobiet. Wychowuje samotnie swojego syna po tym, jak kilka lat wcześniej jej mąż zginął w wypadku samochodowym. Bridget robi wszystko, aby zapewnić swojemu dziecku dobre życie, ale będąc zapracowaną mamą - pielęgniarką wie, że potrzebuje dodatkowych pieniędzy. Któregoś razu postanawia więc wynająć pokój młodemu, angielskiemu lekarzowi, najlepszemu przyjacielowi jej koleżanki. Pech jednak chce, że okazuje się, iż Simona nie widzi pierwszy raz w życiu, gdy zjawia się na jej progu. Już się spotkali nie tak dawno temu na ostrym dyżurze, gdy Bridget złapała swoją zgrabną pupę na wędkarski haczyk… Wtedy sytuacja była komiczna, lekka i zabawna. Gdy jednak Bridget rozumie, że przystojny młodzik, który stroił sobie z niej sympatyczne żarty to jej nowy współlokator, zaczyna się robić mniej komicznie, a bardziej niezręcznie i może odrobinę... ciekawie.
„Romans po brytyjsku” to świetna powieść – z jednej strony lekka i zabawna, z drugiej życiowa i pouczająca. Różnica wieku między bohaterami nie ciąży na fabule, bo Simon jest tylko z pozoru lekkoduchem i playboyem. Tak naprawdę jest niemniej dojrzały niż Bridget, która swoje w życiu przeszła. Para świetnie się dogaduje, uczucie między nimi rozwija się w naturalnym, logicznym tempie. Perypetie są bardzo wyważone a problemy prawdopodobne, ale nie banalne.
A teraz nawiązanie do tytułu posta… Jak wspominałam, powieść została wydana kilka lat temu. Nie ma więc możliwości, abym znała ją przed dwudziestu laty, bo wówczas nie tylko nie istniała, ale nawet prawdopodobnie jeszcze nie była w planach autorek. Dlatego, gdy przeczytałam pewien wątek, który znalazł się pod koniec powieści, troszkę stanęły mi włoski na karku. UWAGA! Będzie spoiler! Otóż pod koniec liceum zdarzało mi się już pisać małe opowiadanka. Zwykle do szuflady. Któregoś razu jednak postanowiłam takie opowiadanko napisać w ramach wypracowania jako dodatkowe zadanie z języka polskiego. Nasza nauczycielka wspomniała, że może być to jakaś historia a la romans, a ja w tym temacie zawsze czułam się jak ryba w wodzie. Ponieważ oficjalnie byłam już wtedy po osiemnastce uznałam, że opowiadanie może zawierać treści dla dorosłych. Było to opowiadanie o tym, w jaki sposób po śmierci męża pewna żona dowiaduje się o jego zdradzie, w jakich okolicznościach nastąpił wypadek i, jakie emocje wzbudziło to w świeżo upieczonej wdowie. Chcecie wiedzieć więcej? Przeczytajcie okoliczności wypadku męża Bridget w książce „Romans po brytyjsku”, bo jakimś cudem jest to dokładnie to samo. Pamiętam, że moja polonistka, gdy zwróciła mi pracę domową stwierdziła, że nie oceniła tego wypracowania, bo nie wiedziała jak, ponieważ to jest jakby erotyk z powieści. Cóż… Szkoda, że taką powieść ktoś napisał dopiero kilkanaście lat później i w dodatku to nie byłam ja... 😂
Ściskam i pozdrawiam
Silentia
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz