niedziela, 30 czerwca 2024

Człowiek chciał mieć unikatowy pseudonim...

     Na nieistniejącym już blogu "Kim jest Sil?" pisałam swojego czasu o pochodzeniu mojego pseudonimu - Silentia. Wspominałam różne historie moich nicków, używanych przez przeszło dwadzieścia lat mojego istnienia w Internecie oraz pisałam o tym, dlaczego Sil to Sil. Wspomnianego bloga już nie ma, ale jedno wydarzenie z minionego piątku sprawiło, że postanowiłam dodać krótki post na temat pochodzenia mojego pseudonimu.

    Gdy zaczynałam moją przygodę z Internetem, wybór nicku był prosty. Przez pierwszy rok posługiwałam się po prostu swoimi inicjałami wzbogaconymi o mój ówczesny wiek. Oczywiście pseudonim taki sobie z wielu względów, więc szybko zmieniłam na inny. Próbowałam trzech różnych, ale ostatecznie wybrałam po prostu ulubioną postać z pewnej książki fantasy, której byłam ogromną fanką. Ten pseudonim został ze mną na bardzo długo. Prowadziłam pod nim również swoje blogi od 2010 do 2012 roku, ale gdy ostatecznie moje blogi przestały istnieć - przestał mieć znaczenie mój ówczesny pseudonim. Oczywiście szybko zatęskniłam za blogowanie i po jakimś czasie postanowiłam założyć zupełnie nowego bloga. Nie chciałam jednak z pewnych względów korzystać z dawnego nicka. Potrzebowałam świeżego startu. Początkowo wybrałam pseudonim "Papillonia" - oczywiście słowo pochodziło od francuskiego wyrazu oznaczającego tyle, co "motyl". Co wspólnego ma ze mną motyw motyla wie sporo osób, więc wybór był oczywisty. Założyłam skrzynki mailowe i konta z "papillonią" w nazwie. Gdy jednak zaczęłam się tak podpisywać w Internecie, non stop ktoś mnie pytał "Papillonia? To od papilotów?" Ależ byłam wściekła! Chciałam być motylem, stałam się papilotem!!! Wiedziałam jedno, muszę zmienić ten nick. To był czas, gdy fascynowała mnie "święta" góra z mojej okolicy. Oglądałam i czytałam sporo reportaży na temat Masywu Ślęży i poznając jej historię dowiedziałam się, iż kilka wieków temu nazywano ją Górą Milczenia (ecclesia in monte Silentii). Trochę możecie o tym poczytać TUTAJ. Pomyślałam wówczas "To jest to". To jest coś, z czym chciałabym być kojarzona! Ale wówczas z pewnych przyczyn i tak zniknęłam na parę lat z Internetu. Wróciłam dopiero po prawie 7 latach. Założyłam nowego bloga, później następnego (żaden nie przetrwał). A dwa lata temu skupiłam się na prowadzeniu read2sleep.pl. Do tego celu założyłam konta na Instagramie oraz na FB. Oczywiście pod nickiem Silentia. I tu czekało mnie niemałe zaskoczenie. Nie byłam pierwsza z moim pseudonimem. Żeby założyć konto w mediach społecznościowych musiałam go rozbudować i wybrałam po prostu skrócenie pseudonimu do trzech liter i dopisanie tego przed właściwym nickiem. Stąd na Instagramie i FB funkcjonuję jako Sil Silentia. Skrót spodobał mi się, więc zaczęłam stosować go zamiennie z pełnym pseudonimem. 

    Do tej pory byłam bardzo dumna ze swojego aliasu! Chętnie zaczęłam podpisywać tak twórczość i jako Silentia czy też Sil, zaczęłam rozmawiać nawet z potencjalnymi wydawcami moich książek. Ale w miniony piątek musiałam poszukać czegoś w Internecie, co było mi potrzebne do spraw technicznych blogowo-pisarskich. O, jaki przeżyłam szok, Moi Mili. Wpisując "Sil" w wyszukiwarkę znalazłam milion rzeczy, jak choćby w pierwszym wyszukiwaniu ODPLAMIACZ!!! Wpisując "Silentia" było niewiele lepiej. Wyszukiwarka nie pokazuje nic związanego z Górą Milczenia, z którą chciałam być kojarzona, ale mnóstwo firm. W pierwszych wynikach znajdziecie po prostu parawany medyczne 😕. I tak znów... ani motyl, ani Góra Milczenia. Zamiast unikatowego pseudonimu jest odplamiacz i parawan... 😁


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil


sobota, 29 czerwca 2024

szczypta samotności


to nic takiego
i wszystko zarazem
to wiara, że wiara na nic się zdaje
to nie nadzieja, lecz zwykle złudzenie
i coś, co głęboko na zawsze zostaje
to nic takiego, że nie masz miłości
od świata do świata i wszystkich ludzi
to tylko szczypta głuchej samotności
i głupie serce, które wciąż się łudzi

Sil

fot. Sil

piątek, 28 czerwca 2024

„My stepbrother’s ride” z Chapters, czyli kilka słów o najnowszej rozpoczętej opowieści w aplikacji z interaktywnymi historiami



    Kat Loveless, tak brzmi "nazwisko" autorki, która jest przedstawiona jako twórczyni najnowszej opowieści „My stepbrother’s ride” w aplikacji Chapters. Próbowałam namierzyć autorkę i jej powieść, ale jest to trudne. Nie wiem więc jeszcze, czy najnowsza historia( skierowana głównie do użytkowników VIP), jest powieścią dostępną gdzieś na świecie, czy tylko historią stricte chaptersową. Niemniej jednak, obecnie jest dostępne 8 rozdziałów, z których 5 może przeczytać już każdy użytkownik z anglojęzycznej wersji aplikacji, a kolejne trzy tylko użytkownicy VIP, czyli z wykupioną, płatną subskrypcją. Dla zwykłych użytkowników, następne rozdziały będą dostępne za kilka dni. Przypuszczam, że opowieść pojawi się z czasem również w polskiej wersji aplikacji, ale pewnie dopiero po ukończeniu jej w wersji angielskiej.

    Jak pisałam, od czasu do czasu pojawią się na read2sleep.pl recenzje historii dostępnych w aplikacji Chapters, choć nie będzie to często. Przede wszystkim, jak wielokrotnie wspominałam, obecnie rzadko czytam cokolwiek w tej aplikacji. Jeden-dwa rozdziały max, a na podstawie tylko kilku rozdziałów trudno ocenić opowieść. Zaglądam do historii tylko, gdy coś mnie naprawdę zainteresuje na okładce/w opisie czy też w komentarzach użytkowników. Tym razem zaintrygował mnie splot popularnych wątków, czyli gangi motocyklowe i zakazany romans z przyrodnim bratem. W tym miejscu jak zwykle przypominam, że przyrodni brat w USA to nie to samo, co przyrodni brat w Polsce. W USA za przyrodnie rodzeństwo uważa się tylko takie, które nie ma więzów krwi. Jeśli jest chociaż jeden wspólny rodzic to w Stanach mówimy „półbrat”. W Polsce i brak więzów krwi, i jednego wspólnego rodzica podciąga się pod określenie „przyrodni”.

    Historia „My stepbrother’s ride” zaczyna się pewnego poranka po zbliżeniu głównych bohaterów i niemal od razu przechodzi w dłuższy flashback. Dowiadujemy się, jak główni bohaterowie się poznali i, jak znaleźli się w miejscu, w którym zaczyna się właściwa fabuła. Wiemy, że Lacey jest kadetem w FBI a Rax w związku ze zniknięciem jego ojca zaczyna pełnić obowiązki prezydenta swojego klubu. Poznajemy bohaterów drugoplanowych, wiemy również, że fabuła powieści to jedna wielka tajemnica i intryga (wątek tajemniczego, rzekomo zmarłego ojca głównej bohaterki, zaginięcie rodziców głównych bohaterów itp.). Na razie tyle, bo historia dopiero się rozpoczęła i wg zwyczaju w Chapters, na jej ukończenie będziemy potrzebowali kolejnych kilku tygodni (Historie aktualizowane są raz w tygodniu po trzy rozdziały aż do "wyczerpania zapasów". Wtedy opowieści są dostępne w całości już na stałe.).

    W ramach przedstawienia Wam, Drodzy Czytelnicy, swojej opinii na temat, odniosę się najpierw do zarzutów użytkowników z Chapters, które znalazły się w komentarzach. Przede wszystkim czytelnikom nie podoba się… wygląd postaci :D. Jak pewnie niektórzy z Was wiedzą, na początku każdej historii w aplikacji możemy wybrać wygląd bohaterów, ale nie jest to nieograniczony wybór. Mamy zwykle kilka-kilkanaście propozycji typów urody, fryzur, ubrań. Powiązanym zarzutem użytkowników jest taki, iż nie jest dostępny wygląd bohatera, który odpowiadałby postaci na okładce. Tak, dla mnie to też od zawsze była wada. Na okładce niejednokrotnie była postać, która bardzo podobała mi się wizualnie, ale nie była dostępna później w historii. Ogólnie wygląd postaci jest mniej realistyczny w grze niż na jej okładce. Tak po prostu jest. Ale akurat w tym przypadku, znalazłam wygląd bohaterów, który mi odpowiadał, więc nie będę narzekać. ;) 

Drugim zarzutem do opowieści był brak chemii między bohaterami. Otóż z tym się nie zgodzę. Chemia jest, tylko pod jednym warunkiem. Trzeba używać odpowiedzi płatnych diamentami. Oczywiście, że jest to zabieg właściciela aplikacji, aby użytkownicy płacili… Gdy używa się darmowych wyborów - faktycznie... Chemia jest słabiutka. Podobnie jest z charakterem głównej bohaterki. Im więcej wyborów premium, tym oczywiście fajniejsza z niej babka :D. 

Historii zarzuca się ponadto przewidywalność… No cóż, jeśli ktoś jest długotrwałym użytkownikiem Chapters to rzeczywiście nic nowego tu nie przeczyta ;). Ja mam ten sam problem z powieściami romantycznymi ogólnie. Naprawdę bardzo rzadko się zdarza, że cokolwiek mnie w nich zaskoczy. Co najwyżej zaskakuje mnie styl autorki, strona techniczna. Sama fabuła już nieczęsto. 

I ostatni zarzut, który rzucił mi się w oczy w komentarzach. Historia jest schematyczna. Kochani, jak dla mnie 90 procent opowieści w Chapters to proste schematy. Tak po prostu działa ta aplikacja. Albo ktoś to lubi, albo nie. Mnie przestało się to podobać, więc przestałam czytać. Posiadam Chapters głównie przez sentyment i dla inspiracji :).

    Jak wiecie nie dodaję na read2sleep.pl recenzji miażdżących. I ta również taka nie będzie. Powiem szczerze, że „My stepbrother’s ride” pomimo prawdziwości wszystkich zarzutów użytkowników, czytało mi się nawet dobrze. Mam jednak ten luksus, że zbierając darmowe diamenty i czytając naprawdę niewiele, uzbierałam już tyle, że każdy mój wybór może być premium i nic mnie to nie kosztuje. Gdybym miała czytać tylko darmową wersję historii, prawdopodobnie nawet nie przebrnęłabym przez pierwszy rozdział. Tymczasem jednak, jeśli nie znajdę przez najbliższy tydzień oryginału powieści, zamierzam czytać dalej tu, w Chapters. Jak/jeśli dobrnę do końca – dam znać, czy ostatecznie historię polecam, czy według mnie lepiej nie marnować na nią czasu i energii :D.


Ściskam i pozdrawiam

Silentia




P. S.


Fotkę zrobiłam okładce umieszczonej na stronie internetowej portalu wiki: https://chapters-interactive-stories.fandom.com/wiki/My_Stepbrother%27s_Ride


Sil



fot. Sil


środa, 26 czerwca 2024

Krótko (jestem w biegu) - informacyjnie

 

Kochani!


Przypominam, że jeśli ktoś zbiera punkty w aplikacji do czytania powieści "Galatea" to wg informacji właściciela, oglądać reklamy za punkty można tam jedynie do końca czerwca.


Druga sprawa. Rzadko umieszczam w swoich postach spoilery (czyli zdradzam jakieś wątki kluczowe dla fabuły książek), ale jeżeli ktoś ma pytania, bo np. chce wiedzieć, czy czytać dalej, czy nie to jasne, mogę "spoilerować na życzenie" ;), ale w wiadomościach prywatnych. Może być wiadomość przez Instagram (link do mojego profilu znajduje się w prawym górnym rogu, może być wiadomość przez formularz kontaktowy). 


Ściskam i pozdrawiam

Sil




sobota, 22 czerwca 2024

lęki


w słabym ciele jest serce zlęknione
natłok myśli
zrobione? zrobione
kim jesteśmy w nudzie i w chaosie
co możemy zmienić w swoim losie?

zaplątani wobec wiary w przeznaczenie
zagubieni między światem a marzeniem
prowadzeni jak rzeźne zwierzęta
po żywocie może kamień zapamięta

Sil 



piątek, 21 czerwca 2024

Od 1000 dni nie opuściłam ani jednego dnia w Chapters? ŁO MATKO!

   

      Chociaż w ostatnim tygodniu poświęciłam jedną lub dwie myśli temu, iż zbliżam się wielkimi krokami do tysięcznego logowania w aplikacji Chapters, było dla mnie pewnym zaskoczeniem, gdy trzy cyferki zmieniły się w końcu w cztery. Dlatego na gorąco (nomen omen, bo za oknem ponad 33 stopnie w cieniu...) kilka słów podsumowania po tysiącu dniach korzystania z aplikacji. Mam nadzieję, że potraktujecie je z przymrużeniem oka... ;)

1) Chapters to "zabijacz" lub "złodziej" czasu, jak kto woli. Historie mają większy lub mniejszy sens, przy jakości raczej takiej sobie. Historie są bardzo często spłycane do granic możliwości i bardzo często, chodzi w nich o przysłowiowe jedno ;)

2) Chapters jest dla osób, które zdecydowanie nie mają czasu na czytanie obszernych książek a do tego lubią wizualizować sobie wątki. 

3) Chapters jest dla cierpliwych, bo nowe historie aktualizowane są raz w tygodniu każda.

4) Chapters nie stawia na jakość. Wiele adaptacji oryginalnych powieści to nawet nie popłuczyny po nich. Jest kilka adaptacji o podobnej jakości do oryginału, ale to rzadkość. Tłumaczenie w polskiej wersji językowej również pozostawia wiele do życzenia... 

5) Chapters to aplikacja dla osób, które lubią zagraniczne powieści, ale nie znają angielskiego (w wersji polskiej aplikacji jest już całkiem ładna kolekcja historii niedostępnych w naszym języku w oryginalnej postaci). Za to plus!

6) Chapters to aplikacja, w której Czytelnik ma pozorny wpływ na fabułę. Dlaczego pozorny? Bo odpowiedzi premiowane to rzadko prawdziwy bonus, czyli dodatek do oryginalnej fabuły. Częściej odpowiedzi niepłatne to psucie historii i nic więcej. Premium to w większości przypadków po prostu normalny tok akcji.

7) Chapters to kwintesencja różnorodności, ale w zakresie romansów. Wadą aplikacji jest to, że jak już Chapters "przyczepi" się do konkretnego tematu, mija wiele czasu, zanim zmieni motyw przewodni oferowanych nowości.  Różnorodność znajduje się wśród ukończonych historii. Nie wśród nowych.

8) Angielska wersja aplikacji jest znacznie bardziej rozbudowana niż polska!

9) Chapters nie przywiązuje wielkiej wagi do sugestii użytkowników. Na wiadomości odpowiada stałą, wklejoną formułką i tyle.

10) Posiadanie "znajomych" wciąż właściwie nie daje nic, oprócz jednorazowego przyznania kilku monet.

11) Chapters zostaje ze mną, choć rzadko cokolwiek tam teraz czytam. Nadal służy mi za inspirację do poszukiwania oryginalnych powieści. 

12) Jeśli chcecie zacząć użytkować aplikację Chapters, proponuję przez pierwszy czas zbierać diamenty i punkty, a dopiero później zacząć czytać. Inaczej diamenty szybko się skończą i będziecie poirytowani, jak drogie są wybory premium 😂

Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil



czwartek, 20 czerwca 2024

„Ten obcy” Ireny Jurgielewiczowej, czyli książka z lat sześćdziesiątych, którą warto przeczytać z więcej niż jednego powodu

 


    Pierwsze wydanie powieści „Ten obcy” znanej polskiej autorki Ireny Jurgielewiczowej, powstało w 1961 roku. TAK, w 1961 roku! Od samego początku książka była poczytną lekturą i pewnie dlatego doczekała się ogromnej ilości wydań/dodruków w późniejszych latach oraz weszła do kanonu lektur w edukacji polonistycznej, w szkole podstawowej. Niedawno zastanawiałam się czy taka pozycja wciąż może nieść za sobą aktualne wartości i postanowiłam to sprawdzić. Ale nie, nie wróciłam do treści powieści, którą pomimo upływu lat wciąż doskonale pamiętam (o czymś to musi świadczyć, prawda?). Zamiast tego sięgnęłam do komentarzy czytelników obecnych i dawnych. I wiecie co? Jedna rzecz się nie zmieniła od moich szkolnych lat. Wciąż tę powieść polecają głównie panie, a panowie nie mają o niej najlepszego zdania… 😂

    Akcja powieści to wspólne wakacje czwórki młodych przyjaciół – Uli, Pestki, Julka i Mariana. Jak co roku spotykają się oni w małej miejscowości i razem spędzają każdą wolną chwilę. Pewnego dnia w ich ulubionym miejscu spotkań, na „ich” wyspie, pojawia się tajemniczy chłopak – Zenek. Młody, przystojny nastolatek imponuje zarówno dziewczętom, jak i ich kolegom. Jednak nie wiedzą wówczas, że pod maską pewnego siebie łobuza, kryje się skrzywdzony młody człowiek. Czy będą w stanie mu pomóc stanąć na nogi, gdy jego tajemnice wyjdą na jaw?

    „Ten obcy” jest książką obyczajową, mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że przygodową, ale nie tylko. Jest to również niewinny romans. Między Zenkiem a cichą i nieśmiałą Urszulą rodzi się uczucie, może nawet pierwsza, poważna miłość? Ale choć wątek był wyraźny, wzruszający i scalał całą fabułę, już jako nastolatka czułam pewien niedosyt. Kontakty między młodymi były dawkowane homeopatycznie do tego stopnia, że pamiętam, iż dla wielu moich klasowych kolegów ich „uczucie” było jednak zaskoczeniem.

    Fajnie natomiast był pokazany wątek przyjaźni między głównymi bohaterami. Lojalność i szczerość między nimi była godna podziwu. Choć niekoniecznie zgadzali się we wszystkim, zawsze mogli na siebie liczyć w tych naprawdę ważnych kwestiach. Różniły ich charaktery, ale łączyły młode, dzielne serca.

    Dobrze autorka poradziła sobie również z ukazaniem trudnej relacji Urszuli z jej ojcem. Tata dziewczyny przed laty odszedł od jej mamy, aby związać się z inną kobietą a młodziutka Urszula nie może mu wybaczyć tego, że rozbił ich rodzinę. Jednak jest dobrą, dobrze wychowaną, szczerą dziewczyną i mimo wszystko ojca traktuje z szacunkiem. Mężczyzna powoli też zdobywa jej zaufanie. To, że życie nie jest czarno białe wciąż nie dla wszystkich jest oczywiste, ale Irena Jurgielewiczowa bardzo ładnie pokazała komplikacje rodzinne. Był to również ten element fabuły, który ujął mnie do głębi i dał mi do myślenia w moim późniejszym, już dorosłym życiu.

    Tym, którzy nie znają jeszcze powieści „Ten obcy” polecam nadrobić lekturowe zaległości, bo jest to książka warta poznania. Choć zmieniły się czasy i zmienili się młodzi ludzie, pewne wartości pozostaną niezmienne. Jest to świetna pozycja dla młodszych nastolatek(napisałabym nastolatków, ale chłopców chyba trudno byłoby do niej zachęcić… ;)), ale również dla ich rodziców. Książka nie jest bardzo obszerna i czyta się ją szybko. Idą wakacje, może warto zajrzeć w jakiś długi, letni wieczór do powieści o realiach naszych rodziców (lub już może nawet dziadków…)?


Ściskam i pozdrawiam

Silentia


fot. Sil



wtorek, 18 czerwca 2024

sparzona

 

na szklanej pokrywce
z szumowin serce
chciałam dotknąć, by poczuć
oparzyłam ręce
gorący wywar pali
na opuszków skórze
by nie sparzyć serca
lepiej czekać dłużej

Sil


fot. Sil


poniedziałek, 17 czerwca 2024

Kilka tytułów – ta sama powieść i wątek, który każe mi znów zastanowić się nad znaczeniem wyrażenia „zbieg okoliczności”, czyli nie taka znowu świeża książka „Romans po brytyjsku”


    W 2017 roku na świecie, dwa lata później w Polsce, pojawiła się powieść „Romans po brytyjsku” autorstwa jednego z moich ulubionych pisarskich duetów, czyli Vi Keeland i Penelope Ward. Książka została wydana pod dwoma angielskimi tytułami „British Bedmate” oraz „Dear Bridget, I Want You”, ale o ile mi wiadomo, w naszym kraju tytuł jest jeden :). Książka nie jest już pierwszej świeżości, kto jednak czytał inne pozycje od Vi i Penelope, na pewno powinien sięgnąć jeszcze po tę. Charakterystyczne poczucie humoru Vi ma tutaj dominującą rolę wobec dram od Penelope, dlatego nie mogłabym tej książki nie polecić.

    Bridget nie jest już pierwszej młodości, ale wciąż jednak zaliczyłabym ją do młodych kobiet. Wychowuje samotnie swojego syna po tym, jak kilka lat wcześniej jej mąż zginął w wypadku samochodowym. Bridget robi wszystko, aby zapewnić swojemu dziecku dobre życie, ale będąc zapracowaną mamą - pielęgniarką wie, że potrzebuje dodatkowych pieniędzy. Któregoś razu postanawia więc wynająć pokój młodemu, angielskiemu lekarzowi, najlepszemu przyjacielowi jej koleżanki. Pech jednak chce, że okazuje się, iż Simona nie widzi pierwszy raz w życiu, gdy zjawia się na jej progu. Już się spotkali nie tak dawno temu na ostrym dyżurze, gdy Bridget złapała swoją zgrabną pupę na wędkarski haczyk… Wtedy sytuacja była komiczna, lekka i zabawna. Gdy jednak Bridget rozumie, że przystojny młodzik, który stroił sobie z niej sympatyczne żarty to jej nowy współlokator, zaczyna się robić mniej komicznie, a bardziej niezręcznie i może odrobinę... ciekawie.

    „Romans po brytyjsku” to świetna powieść – z jednej strony lekka i zabawna, z drugiej życiowa i pouczająca. Różnica wieku między bohaterami nie ciąży na fabule, bo Simon jest tylko z pozoru lekkoduchem i playboyem. Tak naprawdę jest niemniej dojrzały niż Bridget, która swoje w życiu przeszła. Para świetnie się dogaduje, uczucie między nimi rozwija się w naturalnym, logicznym tempie. Perypetie są bardzo wyważone a problemy prawdopodobne, ale nie banalne.

    A teraz nawiązanie do tytułu posta… Jak wspominałam, powieść została wydana kilka lat temu. Nie ma więc możliwości, abym znała ją przed dwudziestu laty, bo wówczas nie tylko nie istniała, ale nawet prawdopodobnie jeszcze nie była w planach autorek. Dlatego, gdy przeczytałam pewien wątek, który znalazł się pod koniec powieści, troszkę stanęły mi włoski na karku. UWAGA! Będzie spoiler! Otóż pod koniec liceum zdarzało mi się już pisać małe opowiadanka. Zwykle do szuflady. Któregoś razu jednak postanowiłam takie opowiadanko napisać w ramach wypracowania jako dodatkowe zadanie z języka polskiego. Nasza nauczycielka wspomniała, że może być to jakaś historia a la romans, a ja w tym temacie zawsze czułam się jak ryba w wodzie. Ponieważ oficjalnie byłam już wtedy po osiemnastce uznałam, że opowiadanie może zawierać treści dla dorosłych. Było to opowiadanie o tym, w jaki sposób po śmierci męża pewna żona dowiaduje się o jego zdradzie, w jakich okolicznościach nastąpił wypadek i, jakie emocje wzbudziło to w świeżo upieczonej wdowie. Chcecie wiedzieć więcej? Przeczytajcie okoliczności wypadku męża Bridget w książce „Romans po brytyjsku”, bo jakimś cudem jest to dokładnie to samo. Pamiętam, że moja polonistka, gdy zwróciła mi pracę domową stwierdziła, że nie oceniła tego wypracowania, bo nie wiedziała jak, ponieważ to jest jakby erotyk z powieści. Cóż… Szkoda, że taką powieść ktoś napisał dopiero kilkanaście lat później i w dodatku to nie byłam ja... 😂


Ściskam i pozdrawiam

Silentia


fot. Sil


piątek, 14 czerwca 2024

Artykuły, które niestety sporo ludzi bierze za historie wyssane z palca, czyli przemoc finansowa…

 

  "Joannie mąż założył niebieski zeszyt" to tylko jeden z dziesiątek artykułów o przemocy finansowej, które pojawiają się na portalach internetowych (link do artykułu – TUTAJ). Gdy moja wyszukiwarka wiadomości podpowiada mi podobne teksty, czasem w któryś kliknę, a czasem pójdę dalej, aby znaleźć coś innego, co chciałabym przeczytać. Na co dzień staram się nie czytać artykułów, czy też reportaży na temat przemocy i to nie tylko tej fizycznej, czyli najbardziej oczywistej, ale również każdego innego jej rodzaju. Zdarza się jednak, że zaciekawiona takim czy innym tytułem kliknę w link i później myślę sobie, jak bardzo wciąż ten świat jest niesprawiedliwy. Nie mówię tylko o tym, co czytam w treści artykułu, ale również o tym, co czytam w komentarzach pod tekstem. Właściwie jeśli mamy społeczeństwo, które potrafi lać tak bezinteresowny a czasem po prostu pozbawiony sensu hejt na bohaterów danej historii, to dlaczego wciąż się dziwimy, że rzeczywistość wcale nie jest lepsza?

   "Joannie mąż założył niebieski zeszyt" to opowieść jak ich wiele. Jest małżeństwo – on robi karierę, ona rezygnuje z pracy, aby zająć się małymi dziećmi. Początkowo wszystko wygląda super, mąż zachęca żonę do pozostania w domu a nawet upiera się, że zarabia na tyle dużo, że dla dobra dzieci ich mama powinna skupić się na wychowaniu, opiece itp. Ale to tylko „miłe złego początki”. Od kobiet, które dla dzieci rezygnują z pracy zawodowej, automatycznie wymaga się przejęcia nie tylko wszystkich spraw opiekuńczo-wychowawczych, ale taka kobieta, która „siedzi” w domu, ma jeszcze samodzielnie zająć się mieszkaniem, zakupami, gotowaniem, praniem, ogrodem, odprowadzeniem dzieci do placówek, profilaktyką zdrowotną, ciekawymi aktywnościami po południu, żeby dzieci się rozwijały i nie nudziły. I mama nie ma oczywiście prawa być zmęczona, bo przecież „siedzi” w domu. Zmęczony może być tylko mąż, bo pracuje za pieniądze i po pracy chce mieć możliwość odpoczynku. Do tego, mąż ma specjalne wymagania dotyczące porządnego obiadu, bo przecież jego NIC NIE ROBIĄCA żona ma czas, aby się postarać. A starać się musi za określoną, nieprzekraczalną kwotę – na przykład za tysiąc złotych miesięcznie, jak czytamy w treści artykułu, który zainspirował mnie do napisania niniejszego posta. Dla czteroosobowej rodziny przez miesiąc 1000 zł na pełne wyżywienie? Ależ skąd, argumentuje mąż. Dzieci jedzą w żłobku/przedszkolu, a żona jeść nie musi. Obiady są dla niego. Pewnie wydaje Wam się, Drodzy Czytelnicy, podobnie jak wielu z tych, którzy czytują i komentują ten i podobne artykuły, że historia jest przesadzona czy też wyssana z palca? Nie, niestety nie. W samym moim najbliższym otoczeniu takich przypadków obserwowałam kilka.

    To nie zawsze wygląda tak samo. Przemoc finansowa, jak każda inna przemoc, może mieć wiele odmian. Dla przykładu jedna z moich dawnych sąsiadek przez rok zbierała z renty na „porządny płaszcz” na zimę, bo mąż nie widział niczego złego w tym, że chodziła w starym, podartym i pocerowanym. W tym czasie jej mąż kupił sobie nowy samochód i to bardzo wysokiej klasy. Nie szczędził też pieniędzy na zachcianki swoich dzieci (jednej córce kupił… konia). Opłacał też rachunki. Ale wyżywić rodzinę musiała z renty jego żona, bo przecież od tego jest żona, by żywić rodzinę. Na zakupy musiała jeździć autobusem, bo samochód był tylko jego (oczywiście w jego odczuciu, nie zgodnie z prawem). Ale ta kobieta i tak czuła się szczęśliwa. Że miała męża, zdrowe dzieci i dom, w którym ktoś opłacał jednak rachunki…

    Inny przypadek to znów bogaty mąż, który co dwa lata życzył sobie mieć nowiutki samochód, co wakacje wczasy nad morzem, codziennie dwudaniowy obiad. Żona nie mogła pracować, bo on sobie życzył mieć ten obiad o trzynastej (przychodził z pracy, aby go zjeść), a w międzyczasie miała też zająć się tym, aby jego koszule były wyprasowane, dzieci odprowadzone do szkoły (mieli trójkę), wszystko wysprzątane na błysk („nie po łebkach!”). Na środki higieniczne żonie pieniędzy nie dawał twierdząc, że od tego ma dużą rodzinę, żeby ta rodzina jej pomagała. Więc znajoma pani faktycznie prosiła swoje rodzeństwo i rodziców o wsparcie. Żyła przez lata bojąc się przeciwstawić mężowi, bo wyszła za niego zbyt młodo i uwierzyła mu, gdy mówił, że nie znajdzie pracy nigdzie, więc lepiej, żeby dobrze się nim zajmowała. Aż pewnego dnia, gdy ostatnie z trójki dzieci wyszło z domu, żona się zbuntowała. Poszła do „byle jakiej pracy”, bo była na tyle mądra, że wiedziała, że inaczej nie dostanie emerytury. Całe szczęście, bo po latach mąż nie miał jej już ochoty utrzymywać, skoro już nie spełniała swojej roli matki…

    Kochani, nie będę tu dodawać zbyt często takich postów. Co prawda mój blog dotyczy dosłownie tego, co czytam i, co o tym sądzę, ale takie artykuły mnie przygnębiają, Taki tekst może jednak się pojawić na read2sleep.pl od czasu do czasu, gdy coś mnie wyjątkowo zainteresuje, wzruszy czy wkurzy... 

        Na recenzje kolejnych powieści zapraszam wkrótce.


Ściskam i pozdrawiam

Sil





fot. Sil

czwartek, 13 czerwca 2024

Nieproszona

 

nie chcieli jej na świecie
w szkołach ani w sklepach
w przedszkolu jej nie było
bywała w świątyniach
po parkach spacerując
samotna, niechciana
na brudnym przystanku
przysiadając z boku
nie chciano jej widzieć
w knajpach, na salonach
przeszkadzała w kinach
zawadzała w domach
nikt jej nie zapraszał
nikt jej nie powitał
lecz była cierpliwa
    starość przyszła cicho


Sil


fot. Sil


środa, 12 czerwca 2024

Geralt z Rivi jako Czarodziejka z Księżyca, czyli moja wyobraźnia oszalała...

    

     Trochę w temacie niniejszego bloga, trochę jako wielki SZOK. Dziś rano Google podpowiedziało mi do przeczytania artykuł, w który po prostu musiałam kliknąć. Na portalu gra.pl pojawił się, prawdopodobnie nie pierwszy raz, słynny Wiedźmin - Geralt z Rivi. Bohater powieści Sapkowskiego otrzymał jednak bardzo wyjątkowy wizerunek. Wałkowana obecnie wszędzie i o każdej porze AI, zwana również sztuczną inteligencją, postanowiła przerobić Geralta na postać z japońskiego anime i to nie byle jakiego anime. Otóż pogromca potworów stał się między innymi... Czarodziejką z Księżyca (Sailor Moon). Niniejszym moja wyobraźnia oszalała i nie wiem, kiedy się z tego otrząśnie... Zdjęcie poniżej...


Ściskam i pozdrawiam

Sil


fot. Sil




wtorek, 11 czerwca 2024

zieleń

 

zielonej nadziei niewidoczne strumienie
w zielonej trawie zielone wytchnienie
w zatroskanej myśli zielona granica
za zieloną granicą smutku tajemnica

w brunatnej zieleni kurhanów ukrytych
pomiędzy drzewami dusz we mgłę spowitych
zielone pomniki czas okrutny skruszy
nie ma ukojenia dla sczerniałej duszy

Sil

fot. Sil


Galatea od 1 lipca 2024 roku usuwa możliwość oglądania reklam za punkty...

 

Moi Drodzy!


Dziś w aplikacji do czytania powieści pojawił się komunikat, że opcja oglądania reklam za punkty zostanie usunięta z Glatei z dniem 1 lipca. Szkoda, bo była to jedna z najprostszych form korzystania z tej aplikacji za darmo. Mam nadzieję, że Galatea zaproponuje swoim użytkownikom coś w zamian. 


Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil


piątek, 7 czerwca 2024

„Osobowość ćmy”, czyli coś wspominkowego z polskiej literatury pięknej

 

    Twórczość Katarzyny Grocholi, autorki powieści „Osobowość ćmy” (oraz wielu innych), poznałam trochę przypadkowo. Zanim otrzymałam w prezencie wspomnianą wyżej książkę, byłam pewna, że Katarzyna jest po prostu dziennikarką, która pisze felietony do czasopism. Sama, jako młoda dziewczyna, czytywałam miesięcznik „Jestem”, w którym to znajdywałam wiele ciekawych, krótkich prac od Grocholi. Gdy w 2003 zakończono wydawanie „Jestem”, było mi smutno i jednym z powodów było właśnie to, że nie będę mogła czytać krótkich historyjek od autorki. Jednak ani wtedy, ani nigdy później nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić, czy Katarzyna Grochola publikuje swoje prace gdzieś indziej. Gdy pewnego dnia otrzymałam więc powieść „Osobowość ćmy”, byłam szczerze zdziwiona, że Kasia jest pisarką…

    Początkowo do sprezentowanej mi powieści podchodziłam sceptycznie. Osoba, która mi ją podarowała, miała zupełnie innym gust czytelniczy i byłam prawie pewna, że „Osobowość ćmy” to będzie kryminał. Nawet tytuł mi to sugerował ;). Jednak pomyliłam się i, gdy pewnego jesiennego wieczora postanowiłam dać szansę książce, powiem szczerze, że byłam mile zaskoczona. Powieść przeczytałam błyskawicznie, była intrygująca i wielowątkowa, a jednocześnie dotyczyła bardzo konkretnej rzeczy – pozorów, które mylą. Nie wątpiłam wcześniej, że pani Grochola jest utalentowaną felietonistką, a po „Osobowości ćmy” uznałam, że jest po prostu utalentowaną pisarką.

    Powieść „Osobowość ćmy” została wydana po raz pierwszy w 2005 roku, a po kilku latach wydano ją znowu (2008? 2009 rok... różnie podają źródła internetowe).  Jest wzruszająca i w żadnym razie nie dotyka lekkich tematów. Tematyka książki powiedziałabym, że jest wręcz ciężkawa. Jest to opowieść o grupie przyjaciół, którzy od lat utrzymują ze sobą bardzo bliskie kontakty i spotykając się w „święte piątki”, jak nazywają swoje spotkania na pamiątkę dawnych czasów. Ale choć znają się przez pół swojego życia, wcale nie oznacza to, że znają się dobrze… Ich relacje oparte są na wielu niedopowiedzeniach i tajemnicach. Ponadto w powieści znajdziemy szereg problemów, które w takim nagromadzeniu w jednej grupie przyjaciół praktycznie nie miałyby prawa wystąpić, a jednak każdy z nich jest bardzo realny i bardzo prawdziwy. Jest tu odrobina spontanicznego romansu, czyli miłość od pierwszego wejrzenia. Jest problem małżeński z widmem zdrady w tle. Jest również nieplanowana ciąża… A jakby tego było mało, przez całą książkę przewija się jeszcze ciężka choroba, o której wiemy tylko tyle, że ktoś ją ma. Mogłabym napisać, że wygląda to tak, jakby Katarzyna Grochola chciała upchnąć wszystkie problemy współczesnego świata w jednej książce. Ale wbrew pozorom powieść jest bardzo logiczna i uporządkowana. Nic tu nie wydaje się wciśnięte na siłę.

    „Osobowość ćmy” nie posiada w zasadzie jednego głównego bohatera, choć tajemnicza, ciężko chora i początkowo bezimienna postać, zdaje się wysuwać na prowadzenie. Bohaterów jest jednak oficjalnie aż ośmioro plus postać starszego duchownego, która jakby scalała fabułę. Jest to dla mnie bardzo interesujący zabieg.

    Powieść polecam. Zaliczyłabym ją do literatury obyczajowej z elementami romansu. Jest ciekawie napisana technicznie i ma w sobie wiele mądrych treści. Na razie nie zamierzam wracać do czytania po polsku, jeśli jednak w końcu to zrobię, inne książki Katarzyny Grocholi będą z całą pewnością na mojej liście „do przeczytania”.



Ściskam i pozdrawiam

Silentia


fot. Sil 


czwartek, 6 czerwca 2024

"Przypadek" część 2/2, czyli Sailor Moon fanfiction z 2011 roku


Wspomnienie mojej twórczości sprzed trzynastu lat dobiegło niniejszym końca ;). Jutro recenzja (mam nadzieję ;)).


Ściskam i pozdrawiam

Sil


Przypadek

Część 2/2


    Była późna noc, gdy mężczyźni w końcu zaczęli się zbierać, zaś Usagi nie mogła uwierzyć, że zasiedziała się z nimi prawie do północy. Rozmawiali przy tym wesoło i dawno nie czuła się tak świetnie. W końcu Kiro poinformował ją, że muszą się zbierać, bo o trzeciej mają pociąg do domu. Diamand zaś zaoferował, że odprowadzi ją do domu, aby nie włóczyła się sama po nocy.

Szybko pożegnała się krótkim uściskiem z pozostałymi. Nie mogła uwierzyć, ale już za nimi tęskniła i miała nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają. W końcu jednak pozwoliła Diamandowi znów objąć się ramieniem i ruszyli w kierunku jej domu.


  • Co Ci dolega? - zapytał w końcu, gdy odeszli już spory kawałek. Do domu Usagi brakowało jeszcze jednak prawie kilometra.

  • Powiedzmy, że kłopoty małżeńskie, ale to nic...

  • O, masz męża? - zainteresował się.

  • Mam, jakże mogło być inaczej – odpowiedziała smutno i zapatrzyła się w dal. Sama nawet nie zauważyła, że przystanęła. Diamand nie popędzał jej, czując, że dziewczyna nie jest szczęśliwa.

  • No wiesz, mogłoby... Żaden z nas nie ma rodziny. Taki wybór. Przy naszym trybie życia myślę, że najlepszy... - zamyślił się i mimowolnie poprowadził kobietę do pobliskiej ławki. Usiedli automatycznie.

  • I nie brakuje Ci tego? Jakiejś partnerki, miłości? - zapytała spontanicznie patrząc w gwiazdy.

  • Czasem brakuje, Usagi... Ale tak naprawdę rzadko się zdarza, abym spotkał jakąś interesującą kobietę. Na tyle interesującą, by chcieć się z nią związać... – puścił jej znów oko.


Przez chwilę milczeli...


  • Właściwie... - obniżył głos i nachylił się do jej ucha – Zdarzyło mi się to chyba pierwszy raz...


Usagi drgnęła, słysząc te słowa i czując jego gorący oddech na swoim uchu oraz szyi. Gwałtownie odwróciła głowę i ich oczy spotkały się, usta prawie zetknęły. Nie potrafiła się ruszyć, więc szybko opuściła powieki, aby uciec. Mimo to po chwili poczuła na swoich wargach gorący i namiętny pocałunek.

  • Wierzysz w przeznaczenie? - szepnął odrywając się od niej na chwilę i przesuwając dłoń z jej policzka, przez szyję i dekolt aż na plecy, by docisnąć ją mocniej do siebie.

  • Już nie wierzę, ale z drugiej strony... nie mogę nie wierzyć. Poza tym, świat nie znosi próżni, gdyby nie było przeznaczenia, to co by było? - zapytała poważnie i spróbowała się opamiętać.

Odsunęła się lekko, odwracając w bok. Jednak nie dał za wygraną, dociskając teraz usta do jej karku, a ciało do pleców.


  • Może przypadek? - szepnął uśmiechając się zmysłowo.

  • Przypadek... Nie brzmi to zbyt romantycznie – zaśmiała się mimowolnie.

  • Nie brzmi... - potwierdził – Ale cóż mam zrobić, skoro nie wierzysz w przeznaczenie, a świat nie znosi próżni? - również zaśmiał się cicho.

  • Nie wiem... Może powinieneś już mnie puścić, ja powinnam wrócić do męża i powinniśmy zapomnieć... o przypadkach? - zapytała smutno.

  • Pewnie tak. Pewnie tak, Króliczku. Ale nie zrobimy tego, prawda?


Czuła powiew wiatru na ciele, gdy rozpinał jej płaszcz, siedząc za nią. Odwrócił ją gwałtownie i spojrzał w oczy.


  • Dzisiaj bardzo brakuje mi miłości... - szepnął.


Oddychała ciężko czując, że jej bluzka również jest już rozpięta, a Diamand pieści delikatnie jej dekolt. Zanurkował pod jej ubraniem i obnażył piersi, rozpinając stanik. Rozgrzał je szybko niecierpliwymi wargami i gorącym, przyspieszonym oddechem.


  • Nie mogę uwierzyć – wyszeptał podciągając jej spódnicę do góry – Nie mogę uwierzyć, że w końcu Cię odnalazłem...


Usagi nie rozumiała, nie miała jednak czasu myśleć, gdyż w tym momencie poczuła, że są już jednością, a dalej to była już czysta rozkosz i... miłość?


Dopiero po dłuższej chwili doszli do siebie, ale nie wyswabadzali się ze swoich objęć, jakby chcieli jak najdłużej cieszyć się swoim ciepłem.


  • Di.. - szepnęła wreszcie w jego pierś.

  • Jestem – mruknął i pocałował czubek jej głowy.

  • Nie rozumiem... - nawiązała do tego, co powiedział przed ich gorącym kochaniem się. W lot pojął.

  • Nieważne, Króliczku... Lepiej, żebyś nie wiedziała – westchnął.


Przez chwilę siedzieli jeszcze, lecz w końcu proza życia kazała im wstać, poprawić ubrania i wrócić do rzeczywistości. Diamand odprowadził Usagi do domu, tak jak obiecał, po czym uśmiechnął się i odszedł bez słowa.

Usagi stała jeszcze chwilę, a gdy już zniknął jej z oczu, szepnęła w pustkę...


  • Ja Ciebie też...

***

Dziewięć tygodni później...


    Biegła do domu ile sił w nogach. Nie mogła już doczekać się, aby powiedzieć Mamorkowi o cudownej nowinie. Wreszcie, po tylu latach. Wpadła jak burza i przebiegła przez salon oraz kuchnię w poszukiwaniu męża, jednak znalazła go dopiero w gabinecie, czytającego zawzięcie jakieś dokumenty. Gdy wbiegła, roześmiana, momentalnie ukrył papiery w biurku, ale była zbyt przejęta, aby zwracać uwagę na takie szczegóły.


  • Mamo-chan – w jej oczach zalśniły łzy – Wreszcie!


Płakała i śmiała się na przemian. Podeszła do męża i usiadła mu na kolanach, próbując się wtulić. Mężczyzna jednak ani drgnął.


  • Co wreszcie, Usako? - zapytał w końcu

  • No jak to co? - aż wykrzyknęła i ucałowała jego wargi – Jestem w ciąży! Spodziewamy się dziecka, Mamoru!


Mężczyzna przez dłuższą chwilę był w szoku, jednak powoli uśmiechnął się, ale jakoś tak dziwnie. Objął żonę i zapytał


  • Który miesiąc?

  • Dziewiąty tydzień! - krzyknęła i chciała sięgnąć do torebki po wyniki badań.

  • Rozumiem, więc to wtedy... - zaśmiał się, złapał Usagi w ramiona i posadził na krześle, z którego wstał - Gratuluję, Usako...


Powiedział i wyszedł, zostawiając ją w zupełnym szoku, jednak uznała, że to po prostu reakcja na niespodziewaną nowinę. W końcu tyle lat się starali. Wieczorem jednak wciąż był milczący i tylko wodził za nią wzrokiem, cokolwiek robiła. Czuła się bardzo niepewnie. Powoli dochodziło do niej, że coś tu jest nie tak, ale bała się zapytać wprost. Odetchnęła z ulgą, gdy w nocy Mamoru położył się koło niej i przytulił. Zasnęła.


Rano obudziła się, czując chłód na plecach.


  • Mamoru-chan? - zapytała niepewnie.


Nie było go. Od razu też rzuciło jej się w oczy, że na szafce nocnej brakuje jego zegarka, a na sekretarzyku kalendarza. Musiał więc już wyjść. Tylko dokąd? Była sobota.  Zobaczyła, że na komodzie, w miejscu, gdzie zwykle stało ich ślubne zdjęcie,  leżała  biała, gruba koperta. Serce zabiło jej mocniej, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego. Wstała, opatuliła się szlafrokiem i sięgnęła po kopertę, gdyż była zaadresowana do niej.

Szarpnęła ją wściekle i zaczęła czytać. Mało nie krzyknęła, gdy poznała treść kilkunastu wyników badań płodności Mamoru Chiby. Wszystkie pochodziły z niezależnych laboratoriów. Wszystkie mówiły jednoznacznie: NIEPŁODNY. Poczuła, że robi jej się ciemno w oczach, gdy wreszcie natrafiła na małą, zgiętą w pół karteczkę.


„Jeszcze raz gratuluję, Usako.

Jemu również, kimkolwiek jest.

Mamoru”



Koniec


fot. Sil



środa, 5 czerwca 2024

"Przypadek" część 1/2, czyli Sailor Moon fanfiction z 2011 roku

 

Kochani!

    Szukałam niedawno na dysku z archiwum, z moich starych komputerów, kilku dokumentów i oczywiście nie mogłam się powstrzymać, aby nie zajrzeć również do opowiadanek, które przed laty publikowałam na moim starym, nieistniejącym już blogu pod moim dawnym pseudonimem. Jak pewnie pamiętacie, już kiedyś wrzucałam na read2sleep.pl posty z fan fiction do Sailor Moon  -  "Potępiona"(2012). Pozostając w temacie, tym razem krótkie, dwuczęściowe opowiadanko "Przypadek" z 2011 roku. Dziś pierwsza a jutro druga część. Jeśli macie ochotę zobaczyć, co pisałam 13 lat temu (ło matko! 😕) to zapraszam do lektury.


Ściska i pozdrawiam 

Sil


Przypadek 

Część 1/2


Biegła. Ciągle, gdzieś biegła. Ostatnio najczęściej do jednego czy drugiego lekarza, ale nie tym razem. Tym razem był to po prostu jesienny spacer, chociaż i tu nie potrafiła zwolnić. Jej stopy zdawały się mieć jakieś skrzydła, niczym u Hermesa. Nogi same ją niosły zbyt szybko, niezależnie od tego, jak mocno chciała zwolnić.

Miała dwadzieścia siedem lat, męża – ukochanego od lat. Jednego i najważniejszego, jednego słusznego. Mamoru... Był z nią zawsze i była szczęśliwa. Chyba...

Miała cudowną pracę, do której również biegała. Z uśmiechem, energią i entuzjazmem. Nie tylko dlatego, że pracując jako przedszkolanka wciąż pozostawała wśród swoich ukochanych marzeń, różowych słoni, wróżek i zamków, ale również dlatego, iż praca zaspokajała w jej życiu coś, czego od lat nie umiała zdobyć. Dzieci...

Robiła badania, chodziła do ginekologa, później nawet do seksuologa, do specjalistycznej poradni. Czasem chodził z nią Mamoru, ale on był ciągle tak zapracowany, że najczęściej musiała te „rodzinne” wycieczki odbywać sama, relacjonując tylko ukochanemu, jakie to nowe pozycje czy afrodyzjaki zalecił ten czy ów lekarz. Próbowali i nic. Więc biegała dalej.

Ale dziś miała wszystkiego dość. Ot, gorszy dzień. Po pracy nie poszła do domu, by odgrzać mężowi obiad, który ugotowała poprzedniego dnia wieczorem, nie poszła też do kolejnego, lepszego lekarza. Poszła do parku, aby pomyśleć. Uprzedzając fakty, zadzwoniła do męża, żeby nie czekał, bo "coś jej wypadło i będzie później".


  • O której? Nie wiem, Mamo-chan. Postaram się jak najszybciej... - uśmiechała się w słuchawkę.


A później odłożyła telefon i poszła przed siebie, daleko, daleko, daleko....


Świeciło słońce, tworząc na jej głowie złotą aureolę. Wiedziała, że włosy ma piękne. Teraz już nie nosiła tamtej śmiesznej fryzury z dzieciństwa. Zamiast tego ścięła je dość krótko, w porównaniu do tego, co było. Powiewały więc delikatnie na wietrze, muskając jej opatulone płaszczem ramiona.

Oczy ją piekły i już wiedziała, że trochę ich błękitu zaraz wbrew jej woli wyleje się na chłodzone jesienią policzki. Pociągnęła nosem. Chociaż była sama, zupełnie sama, nie chciała płakać. Przecież nie było o co? Przecież wiedziała, że w końcu zostanie matką. Przecież ChibiUsa...

Ostatnio w drodze desperacji poprosiła Mamoru, żeby przebadał teraz swoją płodność, ale on wykręcał się strasznie. Tłumaczył, że doskonale obydwoje wiedzą, że są płodni. Że już to widzieli przecież... Ale tak tupała nóżką i płakała, że powiedział, iż się zastanowi. To było już parę tygodni temu. Od tej pory cisza. Nic nie mówił, chodził posępny i wodził za nią wzrokiem, tak jakby miał pretensję o to, że śmiała poprosić go o coś takiego. Nie prosiła więc więcej. Trudno.

Ale dziś przytłaczało ją to wszystko, po prostu przytłaczało. Usiadła więc na ławce i zapatrzyła się w rozległy staw pomiędzy parkowymi drzewami. Z delikatnym uśmiechem przypomniała sobie, jak jeszcze parę lat temu pływała po tym stawie w łódce. Mamoru wiosłował posyłając jej co chwila przepiękne, pełne uniesień i miłości spojrzenia. Teraz już tego nie miała. Sześć lat małżeństwa widocznie może zabić każde uczucie, nawet to przeznaczone, głębokie, przemyślane, zaplanowane i jedynie słuszne.

Westchnęła cicho. Na chwilę odpłynęła w inne myśli. Zobaczyła śliczne różowe włoski, bordowe oczka... Usłyszała perlisty śmiech i przekomarzanie się z nią. Przed oczami stanęło jej czułe pożegnanie, wspólna walka, wiele miłości pomiędzy psotami. Po prostu jej córka.

Splotła na piersi drobne dłonie, bo były zmarznięte i czerwonawe. Zapomniała rękawiczek. Pewnie jej szyja wyglądała podobnie, bo apaszki też zapomniała. Eh, wszystkiego zapomniała ostatnio. Była rozkojarzona, ale chociaż nawet przeszło jej przez myśl, że może to już ciąża, testy i badania krwi uparcie twierdziły coś innego...


Wczesny wieczór zaczął powoli nachodzić nad jej ukochany park, niechętnie więc podniosła się z ławki i energicznie roztarła ramiona. Zmarzła, dopiero teraz to zauważyła. Przyszło jej do głowy, że napiłaby się kawy,  jednak uznała, iż lepiej już wracać. Mamoru pewnie się niepokoi, może czeka już na nią, może zapalił świece...

Przyspieszyła kroku do normalnego, rozbieganego tempa i jak burza przemierzała parkowe alejki, wtedy jednak coś ją zatrzymało na chwilę. Jakieś mocne, acz przyjemne dla ucha dźwięki. Przystanęła nie mogąc zrozumieć, skąd wieczorem, w tokijskim parku może dobiegać perkusja i dźwięki gitary elektrycznej. Było to dość niewiarygodne i takie jakieś intrygujące. Rzadko słuchała tego typu muzyki, jednak wyjątkowo miała ochotę odprężyć się przy metalicznym brzmieniu. Uśmiechnęła się do siebie i podeszła kilka kroków, by sprawdzić, czy to wyobraźnia jej płata figla, czy ktoś właśnie daje darmowy koncert. Przystanęła obok drzewa i oparła o nie skroń. Przez chwilę patrzyła na trzech rozbawionych mężczyzn, jednak ostatecznie przymknęła oczy. Gdy je zaś otworzyła, aż podskoczyła, bo na wyciągniecie jej ręki stał jasnowłosy, młody mężczyzna i diabelsko się uśmiechał.


  • Podoba się? - zagadnął wskazując ruchem głowy kolegów.

  • Yy, tak... przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – zarumieniła się i z trudem oderwała spojrzenie od fioletowej głębi jego oczu.


Był jakiś inny. Chociaż ubrany tak ja większość młodych ludzi, interesujących się muzyką tego typu. Czarne spodnie, skórzana kurtka, czarny t-shirt i glany. Jasne, przydługie włosy miał zebrane w kucyk a na twarzy młodzieńczą pewność siebie. Ile mógł mieć lat? 25? Może był w jej wieku, ale to góra.


  • Nie przeszkadzasz. Chodź bliżej – uśmiechnął się zniewalająco.

  • No, dziękuję, chociaż powinnam już wracać do domu. Zasiedziałam się tu trochę. - zmieszała się lekko, widząc jak mężczyzna przemierza wzrokiem przez cale jej ciało. Ostatecznie jednak zatrzymał się na oczach.

  • Daj spokój, jutro nas już tu nie będzie – puścił jej oko – chodź.

  • Jak to Was nie będzie? - zdziwiła się, a on wybuchnął śmiechem.

  • Przyjechaliśmy tu z Osaki, świętować. W nocy wracamy, więc masz jedyną okazję...


Znowu się zarumieniła, ale nie protestowała, gdy mężczyzna niespodziewanie zagarnął ją ramieniem i zaprowadził bliżej, grających wciąż kolegów.


  • To jest Kito – wskazał na perkusistę – Zwykle gra na basie, ale mnie się dziś nie chce walić w bębny, więc go tam posadziłem.


Tłumaczył, nie przestając jej obejmować. Policzki Usagi płonęły, gdyż czuła, że już dawno nie było jej tak przyjemnie jak teraz. Wdychała więc przyjemny zapach, chłonęła tak potrzebne w tym momencie ciepło i rozkoszowała się niskim, zmysłowym głosem nieznajomego.


  • Ten fałszujący na elektryku – wskazał gitarzystę – To Kiro...

  • A ten bezczelny dupek, który Cię obejmuje to Diamand, ale mówią na niego Demon... - puścił jej oko gitarzysta – Domyśl się dlaczego, skarbie...


Usagi spłonęła znów rumieńcem. Poczuła się jak małolata, którą ktoś zabrał za kulisy jakiegoś sławnego teatru i przedstawia największe znakomitości. Zdziwiła się też, gdy poczuła, że mężczyzna mocniej przyciska ją do swojego boku. Podniosła na niego oczy. Uśmiechał się do niej ciepło, ale faktycznie... jakoś demonicznie, aż zadrżała.


  • A Ty?

  • Coo-o ja? - zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością.


Wszyscy mężczyźni zanieśli się śmiechem. Właściwie prawie wszyscy, bo Diamand zamiast tego puścił ją i stanął do niej przodem, ale zbyt blisko. Znacznie naruszając jej prywatność, bo ubrania ich ocierały się o siebie.


  • Jak masz na imię? - sprecyzował od niechcenia.

  • Usagi...

  • Usagi... czyli Króliczek – zaśmiał się.

  • Właściwie tak – uśmiechnęła się lekko.

  • W takim razie, Króliczku, posłuchaj sobie tego... Bo to będzie tylko dla Ciebie – puścił jej  oko.


Szybko odsunął się od niej i mrugnął do chłopaków. Wziął też odstawioną pod drzewo gitarę, zaś ona już po chwili rozpłynęła się od niesamowitych dźwięków muzyki. Muzyki tylko dla niej.


Cdn...


fot. Sil





wtorek, 4 czerwca 2024

Zrozumieć, czyli przemowa motywacyjna w wersji wierszowanej... ;)


zrozumieć 


tak rzeka ciągle płynie
jak ciągle czas ucieka
jednak woda w niej niezmiennie
szumi, choć jest inna
trzeba wreszcie zrozumieć
życie nie zaczeka
że chcę żyć szczęśliwie
nie czuję się winna

nieliczni wygrali
na loterii życia
jeszcze mniej wśród ludzi
wszelkiej pomyślności
możesz marzyć o tym,
co jest do zdobycia
lecz świat nie nagradza
trwających w bierności

zapomnij, że istnieją
modlitwy i cuda
zapomnij, że przed tobą
ktoś dosięgnął słońca
lepiej żałować tego
co nam się nie uda
niż żyć ze świadomością,
pustki aż do końca

Sil

fot. Sil


Punkty w Galatei (Uwaga! Post edytowany!)


Kochani, krótko - informacyjnie!

W aplikacji do czytania "Galatea", aby zdobyć darmowe punkty, wchodzimy w zakładkę Punkty (na dole ekranu). Tam, pod przyciskiem "Kup punkty" mamy do wyboru szereg opcji zdobycia darmowych nagród. Między innymi za regularne logowanie (maraton czytelniczy), polecanie znajomym, obserwowanie FB, Instagrama itp., ale również za oglądanie reklam (teoretycznie max 10 i każda po dwa punkty). Niestety sprawdziłam i wiem, że niektórzy użytkownicy nie mają możliwości oglądania reklam za punkty. Znalazłam kilka komentarzy w Internecie na ten temat. Jedni instalują apkę i mają opcję reklam za punkty - inni nie. Galatea nie odnosi się do problemu. Uważam, że to nie fair i jest to kolejny minus korzystania z aplikacji.

Ściskam i pozdrawiam

Sil


Prt Sc by Sil



Prt Sc by Sil


Najpopularniejsze posty :)