Kochani!
Szukałam niedawno na dysku z archiwum, z moich starych komputerów, kilku dokumentów i oczywiście nie mogłam się powstrzymać, aby nie zajrzeć również do opowiadanek, które przed laty publikowałam na moim starym, nieistniejącym już blogu pod moim dawnym pseudonimem. Jak pewnie pamiętacie, już kiedyś wrzucałam na read2sleep.pl posty z fan fiction do Sailor Moon - "Potępiona"(2012). Pozostając w temacie, tym razem krótkie, dwuczęściowe opowiadanko "Przypadek" z 2011 roku. Dziś pierwsza a jutro druga część. Jeśli macie ochotę zobaczyć, co pisałam 13 lat temu (ło matko! 😕) to zapraszam do lektury.
Ściska i pozdrawiam
Sil
Przypadek
Część 1/2
Biegła. Ciągle, gdzieś biegła. Ostatnio najczęściej do jednego
czy drugiego lekarza, ale nie tym razem. Tym razem był to po prostu
jesienny spacer, chociaż i tu nie potrafiła zwolnić. Jej stopy
zdawały się mieć jakieś skrzydła, niczym u Hermesa. Nogi same ją
niosły zbyt szybko, niezależnie od tego, jak mocno chciała
zwolnić.
Miała
dwadzieścia siedem lat, męża – ukochanego od lat. Jednego i
najważniejszego, jednego słusznego. Mamoru... Był z nią zawsze i
była szczęśliwa. Chyba...
Miała
cudowną pracę, do której również biegała. Z uśmiechem, energią
i entuzjazmem. Nie tylko dlatego, że pracując jako przedszkolanka
wciąż pozostawała wśród swoich ukochanych marzeń, różowych
słoni, wróżek i zamków, ale również dlatego, iż praca
zaspokajała w jej życiu coś, czego od lat nie umiała zdobyć.
Dzieci...
Robiła
badania, chodziła do ginekologa, później nawet do seksuologa, do
specjalistycznej poradni. Czasem chodził z nią Mamoru, ale on był
ciągle tak zapracowany, że najczęściej musiała te „rodzinne”
wycieczki odbywać sama, relacjonując tylko ukochanemu,
jakie to nowe pozycje czy afrodyzjaki zalecił ten czy ów lekarz.
Próbowali i nic. Więc biegała dalej.
Ale
dziś miała wszystkiego dość. Ot, gorszy dzień. Po pracy nie
poszła do domu, by odgrzać mężowi obiad, który ugotowała poprzedniego dnia wieczorem, nie poszła też do kolejnego, lepszego lekarza. Poszła
do parku, aby pomyśleć. Uprzedzając fakty, zadzwoniła do męża,
żeby nie czekał, bo "coś jej wypadło i będzie później".
A
później odłożyła telefon i poszła przed siebie, daleko, daleko,
daleko....
Świeciło
słońce, tworząc na jej głowie złotą aureolę. Wiedziała, że
włosy ma piękne. Teraz już nie nosiła tamtej śmiesznej fryzury z
dzieciństwa. Zamiast tego ścięła je dość krótko, w porównaniu do tego, co
było. Powiewały więc delikatnie na wietrze, muskając jej
opatulone płaszczem ramiona.
Oczy ją
piekły i już wiedziała, że trochę ich błękitu zaraz wbrew jej woli wyleje się na chłodzone jesienią policzki. Pociągnęła nosem.
Chociaż była sama, zupełnie sama, nie chciała płakać. Przecież
nie było o co? Przecież wiedziała, że w końcu zostanie matką.
Przecież ChibiUsa...
Ostatnio
w drodze desperacji poprosiła Mamoru, żeby przebadał teraz swoją
płodność, ale on wykręcał się strasznie. Tłumaczył, że
doskonale obydwoje wiedzą, że są płodni. Że już to widzieli
przecież... Ale tak tupała nóżką i płakała, że powiedział,
iż się zastanowi. To było już parę tygodni temu. Od tej pory
cisza. Nic nie mówił, chodził posępny i wodził za nią wzrokiem,
tak jakby miał pretensję o to, że śmiała poprosić go o coś
takiego. Nie prosiła więc więcej. Trudno.
Ale
dziś przytłaczało ją to wszystko, po prostu przytłaczało.
Usiadła więc na ławce i zapatrzyła się w rozległy staw pomiędzy
parkowymi drzewami. Z delikatnym uśmiechem przypomniała sobie, jak
jeszcze parę lat temu pływała po tym stawie w łódce. Mamoru
wiosłował posyłając jej co chwila przepiękne, pełne uniesień i
miłości spojrzenia. Teraz już tego nie miała. Sześć lat małżeństwa
widocznie może zabić każde uczucie, nawet to przeznaczone,
głębokie, przemyślane, zaplanowane i jedynie słuszne.
Westchnęła
cicho. Na chwilę odpłynęła w inne myśli. Zobaczyła śliczne
różowe włoski, bordowe oczka... Usłyszała perlisty śmiech i
przekomarzanie się z nią. Przed oczami stanęło jej czułe
pożegnanie, wspólna walka, wiele miłości pomiędzy psotami. Po
prostu jej córka.
Splotła
na piersi drobne dłonie, bo były zmarznięte i czerwonawe. Zapomniała
rękawiczek. Pewnie jej szyja wyglądała podobnie, bo apaszki też
zapomniała. Eh, wszystkiego zapomniała ostatnio. Była
rozkojarzona, ale chociaż nawet przeszło jej przez myśl, że może
to już ciąża, testy i badania krwi uparcie twierdziły coś
innego...
Wczesny
wieczór zaczął powoli nachodzić nad jej ukochany park, niechętnie
więc podniosła się z ławki i energicznie roztarła ramiona.
Zmarzła, dopiero teraz to zauważyła. Przyszło jej do głowy, że
napiłaby się kawy, jednak uznała, iż lepiej już wracać.
Mamoru pewnie się niepokoi, może czeka już na nią, może zapalił
świece...
Przyspieszyła
kroku do normalnego, rozbieganego tempa i jak burza przemierzała
parkowe alejki, wtedy jednak coś ją zatrzymało na chwilę. Jakieś
mocne, acz przyjemne dla ucha dźwięki. Przystanęła nie mogąc
zrozumieć, skąd wieczorem, w tokijskim parku może dobiegać
perkusja i dźwięki gitary elektrycznej. Było to dość
niewiarygodne i takie jakieś intrygujące. Rzadko słuchała tego
typu muzyki, jednak wyjątkowo miała ochotę odprężyć się
przy metalicznym brzmieniu. Uśmiechnęła się do siebie i podeszła
kilka kroków, by sprawdzić, czy to wyobraźnia jej płata figla,
czy ktoś właśnie daje darmowy koncert. Przystanęła obok drzewa i
oparła o nie skroń. Przez chwilę patrzyła na trzech rozbawionych
mężczyzn, jednak ostatecznie przymknęła oczy. Gdy je zaś
otworzyła, aż podskoczyła, bo na wyciągniecie jej ręki stał
jasnowłosy, młody mężczyzna i diabelsko się uśmiechał.
Podoba
się? - zagadnął wskazując ruchem głowy kolegów.
Yy,
tak... przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – zarumieniła się
i z trudem oderwała spojrzenie od fioletowej głębi jego oczu.
Był
jakiś inny. Chociaż ubrany tak ja większość młodych ludzi,
interesujących się muzyką tego typu. Czarne spodnie, skórzana
kurtka, czarny t-shirt i glany. Jasne, przydługie włosy miał
zebrane w kucyk a na twarzy młodzieńczą pewność siebie. Ile mógł
mieć lat? 25? Może był w jej wieku, ale to góra.
Nie
przeszkadzasz. Chodź bliżej – uśmiechnął się zniewalająco.
No,
dziękuję, chociaż powinnam już wracać do domu. Zasiedziałam
się tu trochę. - zmieszała się lekko, widząc jak mężczyzna
przemierza wzrokiem przez cale jej ciało. Ostatecznie jednak
zatrzymał się na oczach.
Daj spokój, jutro nas już tu nie będzie – puścił jej oko –
chodź.
Jak
to Was nie będzie? - zdziwiła się, a on wybuchnął śmiechem.
Przyjechaliśmy
tu z Osaki, świętować. W nocy wracamy, więc masz jedyną
okazję...
Znowu
się zarumieniła, ale nie protestowała, gdy mężczyzna
niespodziewanie zagarnął ją ramieniem i zaprowadził bliżej,
grających wciąż kolegów.
Tłumaczył,
nie przestając jej obejmować. Policzki Usagi płonęły, gdyż
czuła, że już dawno nie było jej tak przyjemnie jak teraz.
Wdychała więc przyjemny zapach, chłonęła tak potrzebne w tym
momencie ciepło i rozkoszowała się niskim, zmysłowym głosem
nieznajomego.
Ten
fałszujący na elektryku – wskazał gitarzystę – To Kiro...
A
ten bezczelny dupek, który Cię obejmuje to Diamand, ale mówią na
niego Demon... - puścił jej oko gitarzysta – Domyśl się
dlaczego, skarbie...
Usagi
spłonęła znów rumieńcem. Poczuła się jak małolata, którą
ktoś zabrał za kulisy jakiegoś sławnego teatru i przedstawia
największe znakomitości. Zdziwiła się też, gdy poczuła, że
mężczyzna mocniej przyciska ją do swojego boku. Podniosła na
niego oczy. Uśmiechał się do niej ciepło, ale faktycznie... jakoś
demonicznie, aż zadrżała.
Wszyscy
mężczyźni zanieśli się śmiechem. Właściwie prawie wszyscy, bo
Diamand zamiast tego puścił ją i stanął do niej przodem, ale
zbyt blisko. Znacznie naruszając jej prywatność, bo ubrania ich
ocierały się o siebie.
Jak
masz na imię? - sprecyzował od niechcenia.
Usagi...
Usagi...
czyli Króliczek – zaśmiał się.
Właściwie
tak – uśmiechnęła się lekko.
W
takim razie, Króliczku, posłuchaj sobie tego... Bo to będzie
tylko dla Ciebie – puścił jej oko.
Szybko
odsunął się od niej i mrugnął do chłopaków. Wziął też
odstawioną pod drzewo gitarę, zaś ona już po chwili rozpłynęła się od
niesamowitych dźwięków muzyki. Muzyki tylko dla niej.
Cdn...
|
fot. Sil
|