Wśród wielu innych artykułów, które podpowiada mi Google do czytania, znajdują się nieraz „historie prawdziwe”. Są to opowiadania, bardzo często takie mini-romanse, które teoretycznie są listami od czytelników do redakcji któregoś z internetowych portali (głównie dla kobiet). Jednym z tych portali jest strona polki.pl, na której dziś rano przeczytałam jeden z podpowiedzianych „listów do Redakcji”.(Jeżeli chcecie zobaczyć, o co dokładnie tam chodzi, tutaj jest link → https://polki.pl/po-godzinach/z-zycia-wziete,moj-maz-wpadl-na-pomysl-bym-przygarnela-jego-dziecko-z-inna-kobieta-ja-wyrzucilam-go-z-domu-i-odizolowalam-od-syna,10457639,artykul.html?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTAAAR00D6ljLSbr-mqyhDi7Vow_VEVqtx-W-zdA3r5gDFNXt1UCal9zHLhBTGw_aem_AWBoFDWhWmF8DFHqbbuzL25LBX3x8HIf3jbgTfYlXnU-5FctdzE8dkpTo9u7gM-iny0vAZWaGit0Zj-9ZpnJS83D ).
Mówiąc w dużym uproszczeniu, artykuł to był list pięćdziesięcioletniej kobiety – Marty, która opowiadała historię swojego nieudanego małżeństwa. Z mężem wychowywali syna i pewnego dnia mąż Marty poinformował ją, że ma nieślubne, dwuletnie dziecko, którego matka umiera. Chciał, aby jego żona adoptowała owoc jego zdrady. Pomysł niezwykle interesujący i tutaj nie dziwię się, że kobieta zamiast się zgodzić, postanowiła się rozwieść. Miała prawo wybaczyć mężowi i zostać lub odejść. Zrozumiałym jest dla mnie, że wybrała opcję numer dwa. Czego natomiast nie rozumiem i nie popieram to fakt, że wywalczyła również pozbawienia byłego męża praw rodzicielskich do ich wspólnego syna. Dalej Marta opowiada, że 15 lat później „przyłapała” synka na spotkaniu z siostrą. Kobieta uznała to za zdradę ze strony swojego dziecka. Ale najciekawsze było zakończenie artykułu, w którym Marta uznaje, że to ona popełniła błąd nie wybaczając mężowi. Podsumowując. Mam wielki problem, żeby zrozumieć sens postępowań bohaterów w niniejszym opracowaniu. Po pierwsze... Jeśli mąż Marty tak bardzo ją kochał, jak to było przedstawione, dlaczego ją zdradził? Skąd pomysł, że jeśli kilka lat później do tej zdrady się przyzna, nagle żona jakby nigdy nic postanowi adoptować owoc niewierności? Chyba musiałaby być w szoku, żeby się na coś takiego zgodzić. Po trzecie, dlaczego kolejna kobieta sądzi, że jej rozwód z mężem musi oznaczać również rozstanie ojca z synem? Dlaczego najbliższa jej osoba, matka, uważa, że w ogóle powinna była przejść do porządku dziennego nad zdradą męża i żyć z nim dalej?
Czasami czytam takie historie i myślę sobie, że są zupełnie wyssane z palca. Ale później przypominają mi się wybryki niektórych z moich znajomych i już tak pewna nie jestem. Z tej historii wg mnie płynie tylko jeden morał. Rodzice, pamiętajcie, że wasz rozwód to nie jest walka dziećmi ani o dzieci (pomijam sprawy patologiczne…). Jak mówiła kiedyś słynna kampania społeczna, dziecko jest zawsze mamy i taty.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz