Tuż przed świtem
Rozdział 5
Konstancjo?!
Idę, Mamo.
Co tak długo, spóźnię się do pracy przez Ciebie.
Przepraszam, nie musiałaś na mnie czekać. Mogę sama pojechać.
Dobra, dobra. Chcę mieć pewność, że pójdziesz na te badania! I co w tym niby śmiesznego?
Nic, nie ufasz mi?
Nie w tym względzie. Ciągle się wykręcasz. Miałaś też iść wczoraj do fryzjera, czy źle pamiętam?
Nie chciało mi się, zresztą... Tak jak jest – jest dobrze.
Guzik prawda, nie dbasz o siebie! Wyglądasz jak cień kobiety... w dodatku potargany.
Proszę, nie chcę się kłócić.
Dobrze już, dobrze. Fryzjer – Twoja sprawa, ale na badania pójdziesz i koniec.
Konstancja wzdycha i przytula czoło do szyby samochodu matki. Obserwuje mijane uliczki, przechodniów, domy. Wszystko to zna tyle lat. Pamięta dokładnie każdy szczegół, więc nie trudno jej zauważyć zmiany, które poczyniono przez ten czas, gdy mieszkała daleko stąd.
Konstancjo! Mówię do Ciebie!
Co? Yyy, przepraszam. Zamyśliłam się.
Widzę właśnie – matka spogląda na nią z ukosa, nie chce odrywać wzroku od drogi.
O co pytałaś?
Jakie masz plany na resztę dnia?
Nie wiem, może odwiedzę ciotkę.
Którą tym razem, żyjącą czy nie... - parska Daria znad kierownicy.
Mamo! - Konsti nie może powstrzymać się od śmiechu.
Odkąd przyjechałaś nic innego nie robisz. W kółko cmentarz, ciotka Rysia lub dziadkowie. A może tak jacyś znajomi, koleżanki... koledzy?
Darka!
Ja Ci dam „Darka”. Jak do matki mówisz? - wbrew słowom Daria uśmiecha się szeroko, chociaż grozi córce palcem.
Dobrze wiem, że to lubisz – Konstancja puszcza jej oko.
Zatrzymują się przy Klinikach. Matka wysiada razem z nią i popycha w kierunku wejścia, przeczesuje palcami długie blond włosy córki i wzdycha.
Co?
Nic, masz takie piękne włosy, szkoda, że takie zaniedbane...
Nie zaczynaj! Poza tym... - Konstancja przełyka cicho ślinę, ale Daria i tak widzi, że coś jest nie tak.
No gadaj! - naciska klamkę, lecz jeszcze nie otwiera drzwi, czekając co powie jej córka.
Nic... Słyszałam, że najpiękniejsze są ciemne...
Bzdura, Twoje są absolutnie najpiękniejsze jakie widziałam. Chodź i nie gadaj głupstw.
W korytarzu jest ciemno, zimno i nieprzyjemnie. Światło jarzeniówek podkreśla jeszcze bladość skóry blondynki. Daria krzywi się widząc rozległe sińce pod oczami córki, ale już nie komentuje. Zamawia komplet badań krwi u pielęgniarki, jakby Konstancja była znów małą dziewczynką i nic nie miała do powiedzenia. Pielęgniarka przypatruje jej się dziwnie, ale nie komentuje. Dopiero w gabinecie, gdy już są same, bo matka musiała pojechać wreszcie do pracy.
Pani zgadza się na te wszystkie badania? - pyta ostrożnie.
Konsti uśmiecha się i waha przez chwilę.
Niech już będą. Jest mi wszystko jedno.
Nie można tak – pielęgniarka jest w wieku jej matki.
Niech już będą – powtarza blondynka po dłuższej chwili.
Dobrze, ale trzeba też mieć czasem własne zdanie...
Jak do tej pory źle na nim wychodziłam...
Pielęgniarka mocniej ściska jej dłoń i przez chwilę milczy.
Proszę zacisnąć pięść i trzymać, aż nie powiem – mówi już oficjalnie – Dobrze, proszę puścić. Wyniki będą po 17.
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz