Zanim napiszę kilka słów o kolejnej, przedostatniej znanej mi książce od Jerilee Kaye, chciałabym przypomnieć o jednej ważnej różnicy w słownictwie anglo i polskojęzycznym. Przyrodni brat w Polsce to brat, który może mieć jednego wspólnego rodzica lub może nie mieć ani jednego wspólnego rodzica. W słownictwie anglojęzycznym przyrodni (step) oznacza, że nie ma żadnego połączenia krwi. Jeśli jest jeden wspólny rodzic to wtedy rodzeństwo nie jest już przyrodnie, ale jest określane jako half (pół). Dlatego motyw, który w literaturze anglojęzycznej jest dość powszechny, czyli romans między przyrodnim rodzeństwem, w Polsce wzbudza czasem konsternację. Nie ma tu jednak nic aż tak skrajnie niemoralnego, jak niektórzy czasem myślą, gdy widzą określenie „step”. To tylko kwestia różnicy w znaczeniu słów.
„Brother after dark” to książka, którą można znaleźć z różnymi datami wydania – 2021 oraz 2023. Jest to więc wciąż stosunkowo świeża pozycja i, o ile nic się nie zmieniło, odkąd ostatnio sprawdzałam, jedna z najnowszych powieści Jerilee Kaye. Od razu powiem jednak, że choć powieść była naprawdę świetna, nie znalazła się na moim podium. A dlaczego tak się stało? Zaraz wyjaśnię.
Blaire jest wspaniałą młoda kobietą, która choć pochodzi z bogatego domu, nie miała łatwego życia. Od najmłodszych lat spotykała się z nienawiścią zamiast z miłością, a tę nienawiść przelewali na nią jej właśni rodzice. Jedyną radością jej dzieciństwa był jej przyrodni brat, adoptowany przez jej rodziców niedługo przed jej narodzinami. Blaire nigdy nie rozumiała, dlaczego rodzice tak jej nienawidzili i woleli od niej adoptowanego syna, ale nie była zazdrosna. Jej przyrodni brat był całym jej światem – jej ideałem, jej obrońcą, jej przyjacielem. Jednak po kilku latach sąd rozwiązał adopcję chłopca i oddał go do jego biologicznego ojca. W efekcie tak Blaire, jak i jej rodzice poczuli, że ich rodzina częściowo umarła. Dziewczyna straciła obrońcę i miłość. Jedyne, co jej pozostało to nadzieja, iż jej przyrodni brat któregoś razu wróci po nią tak, jak jej obiecał. Blaire czeka latami, ale nadal nikt po nią nie wraca. Jej rodzice wysyłają ją do zagranicznych szkół na całe lata i tam żyje w miarę spokojnie. W końcu jednak żądają, aby wróciła do domu i zajęła się studiami na miejscu. Będzie w ten sposób mogła pomóc w zarządzaniu rodzinną firmą. Blaire nie bardzo ma na to ochotę, ale wciąż pełna nadziei, że może i jej brat wróci w końcu do domu, godzi się z wolą swojego ojca. Nim jednak tak się dzieje, w wyniku podstępu jej najlepszych przyjaciółek, które pragną, aby Blaire raz w swoim życiu porządnie się wyszalała, postanawia przeżyć ostatni dzień swojej wolności na festiwalu muzycznym. Choć od dawna nie wierzy w mężczyzn i nie ufa im, nagle okazuje się, że spotyka tam kogoś wyjątkowego. Kogoś, kto jest tak wspaniały, jak jej brat, który był jej obrońcą i przyjacielem w dzieciństwie. Blaire przeżywa z nim wyjątkowy wieczór i czeka na więcej. Boi się jednak, że bajka się skończy, gdy na drugi dzień wróci wreszcie do rodzinnego domu. I faktycznie. Kończy się. A nawet w jednej sekundzie zmienia się w koszmar, gdy Blaire odkrywa, iż w domu czeka na nią nie kto inny tylko cudowny "książę z bajki", którego poznała na festiwalu. Zach Reed. Ktoś, kogo wiele lat wcześniej nazywała swoim bratem...
„Brother after dark” to romans przyrodniego rodzeństwa. Książka o czymś, co w literaturze anglojęzycznej jest dość popularne. Powieść od Jerilee Kaye jest trochę taboo, trochę walką ze stereotypowym myśleniem. Technicznie świetna, bez zarzutu i z ogromną dawką emocji. Jest to książka z dobrym rozwojem bohaterów, dobrym tempem akcji, ale jest również oparta na znanym nam schemacie powieści romantycznych. Nie ma tu nic odkrywczego. To dobrze napisany romans, który świetnie się czytało. Dlaczego więc nie wdarł się na mój osobisty szczyt powieści romantycznych? Ponieważ była tu jedna dramatyczna sytuacja, jedna tragedia, która mi zupełnie nie pasowała do fabuły. Była jakby niepotrzebnym wyciskaczem łez. Nie zrozumcie mnie źle, emocje są oczywiście potrzebne, ale i bez tego wątku książka byłaby świetna, a nawet w moim odczuciu lepsza. Miałam po prostu wrażenie, że Jerilee trochę przesadziła z dramatem. Dodam, że taki sam wątek znalazł się w „Intertwined”, ale tam był on potrzebny i miał sens. Tutaj do niczego mi nie pasował i był jakby nadmiarem intensywnej przyprawy w dobrze ugotowanej potrawie.
O ile mi wiadomo, żadna z powieści Jerilee Kaye nie została przetłumaczona na język polski. Szkoda, może doczeka się jeszcze publikacji. Może znajdziecie "Brother after dark" jeszcze w innych aplikacjach do czytania powieści i będzie tam do wyboru język polski, ale w „Novel” wciąż można czytać książki tylko w dwóch językach i żadnym z nich nie jest polski ;).
Romans „Brother after dark” oczywiście polecam, ale nie z tak wielkim entuzjazmem jak np. „Intertwined”.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz