Anglojęzyczna powieść obyczajowa „A place to belong” z 2021 roku ujęła mnie z kilku powodów. Nie jest to może ideał powieść romantycznej wg mnie a nawet daleko mu do mojego osobistego TOP10 powieści romantycznych, w dodatku nie ma polskiego wydania i nie obyło się bez kilku wad i nieścisłości, jednak Alexa Rivers dostaje ode mnie kciuk w górę za co najmniej jedną rzecz. Jej powieści nie są przeładowane tekstem! Możecie się śmiać, Drodzy Czytelnicy, ale ostatnio miałam wrażenie, że autorzy naprawdę przeładowują swoje powieści treścią, jakby ich główny zarobek to była po prostu wierszówka. Byłam troszkę już zmęczona, gdy każda kolejna powieść, po którą sięgałam, musiała zawierać w sobie wszystkie obecnie poprawne politycznie tematy, postacie, narodowości, orientacje seksualne itp. Naprawdę nie musi być tak, że w każdej powieści są homoseksualiści, osoby wszelkiej rasy itp. Tolerancja nie na tym polega. To, że normalne jest, iż miłość nie zna granic a szanować należy każdego człowieka bez względu na jego wyznanie, kolor skóry czy orientację seksualną, nie oznacza, że wszystkie problemy z całego świata muszą się znaleźć w każdym jednym romansie. I dlatego doceniam, iż autorka taka jak Alexa skupiła się na danej historii a nie na milionie wątków pobocznych.
„A place to belong” to jedna z części luźno powiązanej ze sobą serii książek „Blue Collar Romance”, która jest o tyle ciekawa, że powieści z serii mają podobną tematykę, ale różnych autorów. Wszystkich części jest osiem, ale póki co, przeczytałam tylko tę napisaną przez Rivers. Czy przeczytam również tomy od innych autorek jeszcze nie zdecydowałam, bo i czasu znów mam trochę mniej…
Ale do rzeczy.
Felicity jest całkiem obiecującą pisarką, autorką horrorów, którą kochają czytelnicy, ale znajomi uważają za nazbyt pokręconą. Choć Feilicity jest otwartą, radosną i pełną życia młodą kobietą (tuż przed trzydziestką), jej dotychczasowi znajomi nie umieją patrzeć na nią inaczej, niż jak na autorkę bardzo mrocznych książek. Felicity, która nie miała łatwego dzieciństwa i bardzo pragnie akceptacji i prawdziwej bezinteresownej przyjaźni oraz miłości, wciąż nie umie więc znaleźć swojego miejsca na ziemi. Jakiegoś kawałka świata, w którym nie byłaby oceniana przez pryzmat swoich książek, lecz swojej słodkiej osobowości. Szuka, zmienia miejsca zamieszkania, ale nie uświadamia sobie, że po prostu ucieka, zamiast spróbować zawalczyć o siebie. Tak jest łatwiej, a skoro może pisać wszędzie to po co utrudniać sobie życie i przebywać tam, gdzie jej nie chcą?
Wyatt ma złamane serce. Nie to, że jakoś bardzo, ale jego poprzednia partnerka, którą uważał za chodzący ideał, nieźle namieszała mu w głowie zdradzając go w ich wspólnym łóżku i jeszcze zrzucając winę na niego. Mężczyzna zaczyna wierzyć, że może faktycznie coś jest z nim nie tak i postanawia darować sobie wchodzenie w związki. Jednak jego mama widzi, iż nie jest on szczęśliwy z wyborem, którego dokonał. Gdy więc do małego miasteczka, w którym żyją przyjeżdża młoda, energiczna piękna kobieta, mama Wyatta nie waha się trochę namieszać, aby para nie mogła uniknąć poznania się. Jednak plan nie do końca wypala, bo po pierwsze Felicity nie trafia na Wyatta w najszczęśliwszym momencie, po drugie on sam robi wszystko, bo uświadomić pięknej sąsiadce, że nie zamierza się z nią nie tylko poznawać bliżej, jako mężczyzna, ale nawet jako sąsiad. Felicity nie jest jednak osobą, którą łatwo odstraszyć a jej determinacja do zdobycia nowych przyjaciół i miejsca, gdzie w końcu poczuje się, jak w domu, jest zbyt duża, aby kilka warknięć przekreśliło jej starania. Tylko czy Wayatt okaże się warty jej wysiłków?
„A place to belong” to 19 niezbyt długich, jasnych i prostych rozdziałów, które są napisane z sensem, ale niestety nie obyło się też bez wad. Postaci są jak dla mnie średnio wiarygodne. Urok małego miasteczka jest okay, ludzie w tle są sympatyczni, jednak główna bohaterka została opisana dość schematycznie. Główny bohater nieco lepiej, choć jego rozchwiany charakter trochę odbierał mi urok tej postaci. Wątek romantyczny całkiem przyjemny, bez jakichś dram, ale sam związek nie rozwijał się jak dla mnie w naturalnym tempie. Mieliśmy skok od „nie” do „tak”, a takie rzeczy w romansach po protu są w moim odczuciu niedopuszczalne. Ex dziewczyna głównego bohatera nie była na szczęście jakimś wielce dramatycznym wątkiem, ale też można było sobie go w ogóle darować. Niczego nie wniósł do fabuły...
Innymi słowy książka poprawna, „nie długa, nie krótka lecz w sam raz” i w jakiś jeden niezbyt długi wieczór nada się dla poprawy humoru. Brak przeładowania wątkami i mocnymi charakterami w drugim planie sprawi, że na pewno nie znajdziemy się na emocjonalnej huśtawce. Jest to książka na tyle obszerna, by przy niej odpocząć, ale nie na tyle, by musieć czytać ją po kawałku.
Czy polecam książkę? Tak, bo to przyjemna historia, chociaż nie dla tych, którzy szukają większych wrażeń lub jakiejś wartości dodanej. „A place to belong” to zwykły, bardzo prosty romans.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz