Choć wiele powieści od Penelope Ward doczekało się polskiego wydania, z jakiegoś powodu nie należą do nich pozycje z serii „Jake”. Są to trzy książki, które są dla mnie zagadką, bo jest to prawdziwa trylogia, ale jednak każdy tom opowiada trochę inną historię.
Serię otwiera wydane w 2013 roku „c”, następna w kolejności jest powieść „My Skylar” z 2014 roku i trylogię zamyka „Jake Undestood” z roku 2015. Co je łączy? Czwórka bohaterów, która w zależności od części jest na różnych pozycjach – raz ktoś jest głównym bohaterem, raz pobocznym. Łączy je też ładna przyjaźń między wspomnianą czwórką i miłość z nieoczywistymi, trudnymi problemami u obu par. Co je dzieli? Każda z trzech powieści to tak naprawdę osobna opowieść, ale gdybym miała się pokusić o wskazanie połączeń, to są głównie między pierwszą a trzecią pozycją trylogii. Oczywiście łatwo się tego domyślić po tytułach ;)
Nina, główna bohaterka pierwszego tomu, to młodziutka studentka, która właśnie wprowadziła się do mieszkania znajomego, w którym będzie współlokatorką. Mieszkanie z trzema innymi osobami jej oczywiście nie przeszkadza i tego się nie boi, ale można śmiało powiedzieć, że boi się wszystkiego innego. Nosi w sobie różne stany lękowe, które mocno uprzykrzają jej życie i nie pozwalają na normalne funkcjonowanie w dzisiejszych czasach. Nina nauczyła się akceptować swoje lęki, ale oczywiście wolałaby ich nie mieć. Tylko absolutnie nie ma pomysłu, co z nimi zrobić, jak się ich pozbyć i zacząć żyć?
Jake jest nieco starszy od swojej nowej, młodziutkiej współlokatorki. Jest normalnym, dojrzałym pracującym mężczyzną. Jest też twardzielem o genialnym, ścisłym umyśle i mocno skrywanym przed światem, łagodnym wnętrzu. Gdy jego nowa koleżanka z mieszkania ma problemy z nauką, rusza jej z pomocą. Zaś, gdy dowiaduje się, że śliczna dziewczyna ma również innego rodzaju problemy, opracowuje plan, by pomóc jej i w tym. Terapia na stany lękowe, którą jej funduje jest szokująca i ryzykowna, ale powoli zaczyna przynosić efekty. Problem w tym, że efektem ubocznym sytuacji staje się uczucie, na które Jake absolutnie nie może sobie pozwolić. Dlaczego? Powód jest ważny. Sytuacja trudna. Nie oceniajcie, postarajcie się zrozumieć.
Drugi tom trylogii „My Skyler” jest ciekawy, ale do mnie nie przemówił. Był, w moim odczuciu, typowym przykładem, jak ludzie marnują sobie życie popełniając niepotrzebne błędy. Może w każdym innym przypadku powieść bardziej przypadłaby mi do gustu, ale nie po przeczytaniu trudnej historii bohaterów z części pierwszej. Uważam, że powieść „My Skyler” niepotrzebnie została wmieszania w serię o Jaku i Ninie. Jako osobną historię czytałoby się ją po prostu lepiej.
Zamykająca trylogię powieść „Jake Understood” to opowieść o tym, co słychać u głównych bohaterów z części pierwszej po kilku latach. Jest napisana ciekawie i jest fajnym uzupełnieniem historii bohaterów z tomu pierwszego. Przede wszystkim można tu przeczytać o tym, że nawet wielka miłość nie zagwarantuje parze słodkiego, miłego i bezproblemowego życia. Uczucie oczywiście jest głębokie, ale problemy w związku również poważne i niezależne od niego. Powieść opowiada również o tym, że czasem trzeba wczuć się w rolę drugiej strony, aby zrozumieć naturę ciężaru, który partner dźwiga na swoich barkach. Penelope pięknie to opisała i pięknie pokazała na przykładzie Jake’a i Niny.
Zastanawiałam się, dlaczego akurat te powieści nie znalazły polskiego wydawcy (lub ja nie znalazłam polskiego wydania…) i myślę, że ktoś, kto przeczyta trylogię będzie wiedzieć, że to są piękne, ale trudne książki z wieloma kontrowersyjnymi wątkami. Możliwe, że w Polsce by się po prostu nie sprzedały. Potrzeba wiele empatii, by zrozumieć głównych bohaterów – zwłaszcza męskich. To nie jest seria z tych lekkich, łatwych i przyjemnych, ale nie ma tu też nieprzyjemnych wyciskaczy łez. Myślę, że mądremu czytelnikowi te powieści, zwłaszcza pierwsza i trzecia część trylogii, dadzą sporo do myślenia. Może pozwolą też zrozumieć, że świat nie jest czarny ani biały? Że nie wszystko, co na pierwszy rzut oka jest złe, jest powodem do potępienia drugiej osoby?
Książki polecam, ale z zastrzeżeniem, że nie jest to łatwa lektura na beztroski relaks. Raczej coś, co trzeba na spokojnie przemyśleć.
Język raczej prosty, więc myślę, że seria nada się również dla osób, które mogą się poszczycić znajomością angielskiego na poziomie B1.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz