Miała być recenzja, ale zostawię ją na jutro/pojutrze, gdyż przeczytałam dziś bardzo ciekawy artykuł na temat czytelnictwa w Polsce. Nie przytoczę źródła, gdyż był to artykuł podpowiedziany mi przez aplikację z wiadomościami w telefonie i nie zawsze wówczas sprawdzam, skąd pochodzi dany tytuł. Przeglądam tylko na szybko nagłówki i jak coś mnie zainteresuje to kliknę, żeby sprawdzić, czy jest to coś sensownego do przeczytania. Niestety artykuły się tam tak często zmieniają, że nie mogłam go już odnaleźć. Tak naprawdę jednak źródło w tym momencie nie jest istotne, gdyż ani go nie oceniam, ani nie próbuję recenzować. Po prostu artykuł dał mi trochę do myślenia i chciałam się odnieść do kilku zawartych w nim tez.
Problem czytelnictwa to nie jest dla mnie nic abstrakcyjnego. Już w mojej młodości byłam w mniejszości czytających osób z mojego otoczenia, a wtedy sama nie czytałam nawet w połowie tyle, co teraz. Pamiętam, że koleżanka, która przychodziła do szkoły z książką, była uważana za dziwoląga. Zaś inna, która też od czasu do czasu coś przyniosła do szkoły - za kujona. Ja sama przyniosłam do szkoły książkę spoza kanonu lektur tylko raz (w klasie maturalnej) i niestety nie skończyło się to dla mnie dobrze, bo tak mnie wciągnęła lektura, że nie umiałam się oprzeć pokusie i czytałam na lekcji. Oczywiście mój nauczyciel to zauważył, więc na sam koniec swojej edukacji średnioszkolnej zostałam wyrzucona z klasy. Cóż, przynajmniej jest co wspominać... Pamiętam, że była to jakaś powieść od Paulo Coelho i była dla mnie nie tyle objawieniem, bo w ostatecznym rozrachunku nie lubię książek tego autora, co pewną ciekawostką. Byłam niezmiernie ciekawa, jak autor poprowadzi fabułę, bo robił to w sposób wcześniej mi nieznany. Jednak po sięgnięciu po następną i jeszcze następną książkę Coelho uznałam, że jest to człowiek o przerośniętym ego i zbyt zachwycony własnym sposobem postrzegania świata, bym mogła zaufać lekturom jego pióra. Innymi słowy zawiodłam się i to był jeden z pierwszych momentów, gdy przestałam ufać recenzjom i poleceniom od innych osób. Przepraszam, to była dygresja ;)
Wracając do meritum. W artykule, który dziś czytałam, było napisane, że obserwuje się obecnie spadek czytelnictwa w Polsce i wynika to w pewnym sensie z przebodźcowania ludzi, którzy zamiast książki, która wymaga wysiłku intelektualnego, wybierają seriale. OMG! Książki wymagają wysiłku intelektualnego? Równie dobrze można powiedzieć, że niektóre filmy i seriale go wymagają. Są książki, które faktycznie wymagają wysiłku, ale ja ostatnio niestety rzadko na takie trafiam i dla mnie to jest problem... Druga sprawa, jak można uznać, że ludzie sięgają po pilota a nie książkę, gdyż są przebodźcowani? Czy to właśnie nie serial jest kolejnym, hałaśliwym bodźcem? Ale jest też argument, który do mnie trafił. W artykule przytoczono wypowiedź młodego mężczyzny, który napisał, że na książce musiałby się skupić, zaś serial może sobie lecieć w tle, gdy coś tam innego robi w domu. Owszem, to jestem w stanie zrozumieć. Sama znam mnóstwo osób, które mają włączone w tle coś do zerkania i, choć ja osobiście w tle mogę mieć tylko muzykę i to też nie zawsze, to jednak rozumiem, że ktoś potrzebuje takiego właśnie tła. I znów argument, który do mnie nie trafia. Brak czasu na czytanie? Owszem, jeśli mówimy o sytuacji, którą przed chwilą przytoczyłam, czyli ktoś ogląda serial w tle, bo musi w tym samym czasie zrobić kilka innych rzeczy - jasne. To jest może brak czasu na czytanie. Znam jednak mnóstwo osób, które czasem dysponują, ale zamiast czytać wolą siedzieć na kanapie i bezmyślnie wpatrywać się w ekran telewizora. Którzy ten sam czas, który mogliby poświęcić na czytanie wolą poświęcić na gry na konsoli czy telefonie lub przesuwanie palcem po ekranie tabletu/telefonu z FB czy Instagramem albo jakąś platformą z memami. Bliska mi osoba spędza tak kilka godzin co wieczór. Szczerze mówiąc ja w tym czasie jestem w stanie przeczytać książkę od deski do deski, więc to raczej nie jest kwestia braku czasu na czytanie, ale zwyczajnie braku chęci czy też potrzeby.
Jako autorka, choć akurat nie taka, która zarabia na życie poprzez sprzedaż własnych dzieł (przynajmniej na razie), mogłaby narzekać, że ktoś woli bezmyślnie patrzeć na niezbyt rozwojowe, nieraz pseudo zabawne obrazki. Mogłabym, ale nie chcę, gdyż wiem, że świat się zmienia. Ja sama, choć jeszcze 5 lat temu nie wyobrażałabym sobie, że mogę kupić książkę inaczej niż w księgarni a czytać ją inaczej niż trzymając w dłoni, przewracając strony, czując zapach papieru i tuszu, dziś czytam wyłącznie e-booki w telefonie. Poza tym dziś mimo wszystko czytelnictwo jest wciąż na zadowalającym mnie poziomie. Cały czas książki są raczej łatwo dostępne - wystarczy edukacja i chęć, bo można je otrzymać nawet za darmo. Jest też mnóstwo opcji dla chcących czytać - książki tradycyjne, e-booki, audiobooki a nawet te lepsze lub gorsze adaptacje powieści w różnych grach interaktywnych. Są wreszcie indywidualne blogi lub platformy, gdzie można spróbować własnych sił jako autor i czytelnik w jednym. Naprawdę opcji jest mnóstwo, ale to nie oznacza, że ktoś z nich skorzysta.
Jeszcze 12 lat temu na moje dawne, nieistniejące już blogi bez żadnej reklamy ani pozycjonowania wchodziło nawet kilkaset osób dziennie. Dziś na read2sleep.pl wchodzi kilka-kilkadziesiąt osób. Te dwanaście lat temu bloga było można założyć niemal wszędzie - dziś jest tylko kilka wyspecjalizowanych platform. Ale wówczas nie było aplikacji typu Chapters, na których dziś można nie tylko czytać adaptacje sławnych powieści, ale również tworzyć własne historie (ja osobiście jeszcze nie próbowałam). Kto wie, może to jest czytelnictwo przyszłości? Może za parę lat rozmyje się różnica między czytelnikiem a graczem oraz pisarzem a twórcą?
A może tak, jak czytałam niedawno w innym artykule, za kilka lat książki będzie pisała wyłącznie sztuczna inteligencja i dzisiejsi pisarze/twórcy, będą musieli się przebranżowić... Zobaczymy :)
Ściskam i pozdrawiam
Sil
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz