Zastanawialiście się kiedyś, jak wielki wpływ na postrzeganie
książki ma to, czy została ona dobrze zakwalifikowana jako gatunek
literacki? Ja nie, szczerze mówiąc. Aż do zeszłego tygodnia, gdy
w moje ręce wpadła wydana w 2019 roku książka Kashmiry Kamat
„Psycho Billionaire”.
Wspominam czasem o tym, że posiadam aplikację do czytania
opowiadań, głównie adaptacji amerykańskich powieści. Oczywiście
mowa o Chapters. Rzadko obecnie czytam tam całą historię, ale
wciąż traktuję tę aplikację jako inspirację do wyszukiwania
fajnych amerykańskich powieści, o których inaczej nie byłabym w
stanie się dowiedzieć. Gdy pojawiła się nowa adaptacja pod
tytułem „Pokręcona miłość”, oczywiście musiałam sprawdzić,
co to takiego. Długo szukałam oryginału, aż wreszcie natrafiłam
na Psycho Bilionera. Książka opisana była jako „mroczny romans”
i cokolwiek autor miał na myśli przez użycie kategorii „romans”
w przypadku oryginalnej powieści, jednego po tej lekturze jestem
pewna. TO. NIE. JEST. ROMANS! Tak, to właśnie powód, dla którego
chyba jeszcze nigdy nie byłam tak zawiedziona żadną książką.
Nie chodzi o jakość, bo sam styl pisarski Kashmiry jest ok. Nie
chodzi o brak interesującej fabuły, bo taka znajduje się w tej
pozycji. Chodzi o to, że jakbym nie próbowała, nie jestem w stanie
określić tej książki jako powieść romantyczną. Co to zatem
jest? Nie wiem. Dreszczowiec, kryminał, powieść psychologiczna.
Naprawdę nie wiem, ale tak jak pisałam wyżej - to nie jest romans.
Nawet „mroczny”. Pomijając moje własne odczucia, mogę się
odwołać również do samej definicji tego gatunku literatury. W dużym
uproszczeniu, romans to historia prawdziwej miłości między
dwojgiem ludzi, która po wielu perypetiach i cięższych, czy
lżejszych momentach, kończy się najczęściej optymistycznie.
Oczywiście, zdarzają się romanse ze smutnym zakończeniem
(osobiście unikam ich jak ognia ;)), ale jedno jest pewne. Miłość
musi być prawdziwa i głęboka.
Ponadto
wiecie dlaczego cenię happy endy? Kiedyś już chyba pisałam. W
życiu jest dość smutku i bólu. Czytając tego typu książki
lubię myśleć, że wszystko może skończyć się szczęśliwie,
nawet jeśli nie zawsze nasza historia jest usłana różami. Nie
lubię czytać o cudzym nieszczęściu tak w książkach, jak i na
portalach z wiadomościami. Dziękuję, mam dość własnych
kłopotów. Sięgając po książkę chcę dostać sporą dawkę
nadziei. Nie oznacza to, że absolutnie nie mogę się wzruszać po
drodze, ale jaki jest cel książek, które po lekturze zostawią
mnie w dołku zamiast przywołać na moją twarz uśmiech?
Zanim
przejdę do krótkiego wprowadzenia do książki, która tak mnie
zawiodła, chcę napisać jeszcze jedną rzecz. Gdy jeszcze lata temu
czerpałam radość z oglądania filmów, był jeden gatunek, którego
nie znosiłam i unikałam jak ognia. Były to opowieści o
psychopatach i fanatykach. Nie ma niczego na tym świecie, czego boję
się bardziej niż fanatyzmu. Dlatego filmy, a później książki
tego typu były na mojej czarnej liście. I bardzo mi przykro, że
przez niezbyt precyzyjny opis i bardzo kiepską klasyfikację gatunku
literackiego, przeczytałam właśnie książkę o takiej tematyce…
A
teraz do rzeczy…
Kiara, młoda
dziewczyna pochodząca z przemocowego, biednego środowiska próbuje ogarnąć swoje życie. Gdy po pracy zostaje zaatakowana przez złego
człowieka, inny rusza jej na ratunek. Czuje, że właśnie spotkała swojego osobistego rycerza w lśniącej zbroi i niemal momentalnie ufa mu i żywi do niego uczucia. Cóż, brzmi jak dobry
początek romansu, prawda?
Jasper
– młody, przystojny milioner rusza na pomoc będącej w potrzebie
pięknej kelnerce, a następnie próbuje zdobyć jej serce, pomimo
różnic, które ich dzielą. Naprawdę piękny początek romansu.
Ale to, co powyżej to tylko ciekawy, mylący wstęp. Dalej nie mamy już
nic, co jest choć zbliżone do tego gatunku literackiego. Co więc
mamy? Manipulacje, narcyzm, chorobliwą zazdrość, przemoc, więcej
manipulacji, tajemnice… Jednostronna miłość Kiary do głównego
bohatera szybko się kończy. Uczucie ze strony Jaspera od początku
nie przypomina miłości, lecz raczej chorą obsesję. Pojawia się
wątek matki, która okazuje się złą kobietą. Pojawia się niby
światełko w tunelu w postaci brata głównego bohatera, który
jednak sam w pewnym momencie ucieka się do szantażu i manipulacji…
Fabuła jest rozwleczona w czasie, ale nie jest przez to ani trochę
ciekawsza. Może nawet jest bardziej irytująca, bo czytamy wciąż i
od nowa o tych samych manipulacjach i obsesjach. Zaczyna być
naprawdę niezdrowo w treści i w końcu czytelnika trzyma przy
powieści tylko nadzieja, że to wszystko zaraz okaże się złym
snem...
Niestety,
choć niektórzy w swoich recenzjach piszą, że całą powieść
ratuje zakończenie, bo było nieprzewidywalne i mega ciekawe i tu
czekał mnie zawód. Przewidziałam je, choć do ostatniej chwili
miałam nadzieję, że jednak autorka pójdzie w coś mniej
oczywistego. Było naprawdę kilka okazji, by całość przywrócić
na właściwy tor, by był to faktycznie romans, a nie Thriller o
psychopacie, socjopacie… Ale Kashmira nie podjęła tej rękawicy.
Utknęła przy tym, co było logiczne, ale co sprawiło, że cała
powieść prowadziła do jednego wniosku. Zło zatriumfuje.
Książka
jest dostępna tylko w języku angielskim i nie łatwo ją znaleźć.
Można czytać on line, nawet jest marne bo marne, ale automatyczne
tłumaczenie na polski. Nie wspominam w tym miejscu o rozpoczętej
aplikacji na Chapters, bo mam przeczucie, że będzie ona bardzo
daleka od oryginału, jak to już bywało przy trudniejszych
powieściach.
Na
koniec chcę dodać jedno. Gdybym była fanką powieści o
psychopatach czy mocnych Thrillerów, powieść „The Psycho
Bilionaire” byłaby bardzo wysoko na liście. Kashmira Kamat ma z
całą pewnością talent pisarski. Jednak jako „romans”, nawet z
określeniem „mroczny”? Jestem na wielkie nie.
Ściskam
i pozdrawiam
Sil
|
fot. Sil |