Są takie książki, które trafiają mnie prosto w serce. Nie ma ich zbyt wiele, ale okazało się, że ostatnimi czasy te, które naprawdę mają dla mnie wartość pochodzą od dwóch autorek - Vi Keeland i Penelope Ward. Parę dni temu pisałam, iż w miniony weekend przeczytałam mnóstwo pozycji tych Pań i dwie stały się mi szczególnie bliskie. O „Słodkim draniu” już Wam opowiadałam. Teraz pora przedstawić tę, która wdarła mi się na sam szczyt mojego osobistego TOP10 powieści romantycznych.
„Playboy za sterami” - wydany na świecie w 2016 roku a w Polsce w 2018 roku (obie daty są dla mnie szczególnie ważne z osobistych powodów) to niezwykła opowieść, choć fabuła wydaje się prosta a tytuł nieco odpychający. Niektórzy mogą powiedzieć, że to kolejny romans podróżny, ale to jest coś znacznie więcej. To jest podróż w poszukiwaniu siebie i podróż, którą odbywa się z sercem na dłoni.
A teraz do rzeczy...
Kendall jest na rozdrożu. Jest młodą, piękną dziewczyną, której z pozoru idealna a tak naprawdę bardzo daleka od ideału przeszłość, każe poważnie zastanowić się, co jest w życiu najważniejsze. Wie, że decyzja, która ją czeka zdefiniuje całą jej przyszłość i wie, że tej decyzji nie można podjąć pochopnie. Aby oczyścić umysł stara się wybrać w podróż, w nieznane. Zdaje sobie sprawę, że trochę w ten sposób ucieka przed tym, co nieuniknione, ale nie umie inaczej. Wie, że tego właśnie jej potrzeba. Przyjeżdża więc w miejsce, z którego najłatwiej zacząć ucieczkę – na lotnisko międzynarodowe, z którego można ruszyć w każdy zakątek świata. Ale nie ma pojęcia, że właśnie tam, w tym konkretnym miejscu w lotniskowym barze rozpocznie się ten żmudny proces podejmowania trudnych decyzji. Gdy staje przed nią pewien zabawny nieznajomy i zachęca mimochodem do zakupu biletu na lot do Brazylii, Kendall początkowo nie ma zamiaru posłuchać jego rady. Jednak ciekawość zwycięża i w sumie, dlaczego nie akurat do Brazylii? Gdy więc na pokładzie samolotu nie zastaje poznanego przed chwilą Cartera, jest mimowolnie nieco zawiedziona i odrobinę żałuje, że nie zobaczy mężczyzny jeszcze chociaż ten jeden, ostatni raz. Jednak jej rozczarowanie trwa tylko do momentu, gdy z kabiny pilota dochodzi znajomy głos witającego się kapitana, a później płyną słodkie słowa „Lucy in the sky with diamonds”.
To naprawdę piękna opowieść. Niełatwa, ale też bez nadmiaru dramatów. To opowieść o życiu z trudnymi wyborami i o tym, co tak naprawdę może uszczęśliwić człowieka. To opowieść o pięknym, poranionym sercu i straconych nadziejach, które przecież mają nie umierać nigdy. Do tego odrobina pikanterii i mnóstwo gustownego poczucia humoru i dla mnie powstała niniejszym idealna powieść romantyczna. I w dodatku jest wydana po polsku! ;)
Chwilowo to mój nr 1 wśród powieści romantycznych, które przeczytałam i na pewno przeczytam tę książkę jeszcze nie jeden raz.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
P.S.
Jutro znów coś do ćwiczenia umiejętności językowych ;)
fot. Sil |
Przeczytałam dzięki Tobie. Bardzo zabawna historia i lekka. Zdecydowanie jedna z najlepszych Vi. Ma wszystko to, co lubię w książkach, bardzo mnie rozczula. Byłam wkurzona na główną bohaterkę! Za to Cartera pokochałam. :)
OdpowiedzUsuń