Kto jeszcze nie zna, przedstawiam Rachel Harris, autorkę serii „Love and Games”. Seria pisana w latach 2013-2014 zawiera w sobie trzy książki i każda z nich dotyczy jednego z trójki szczególnego rodzeństwa. Ja przedstawię Wam tom drugim, czyli historię brata dwóch sióstr - Cana Robicheauxa oraz jego narzeczonej na tydzień ;)
Angelle pochodzi ze znanej rodziny, znanej i bogatej, ale tylko w rozumieniu miasteczka, w którym się wychowała. Uciekając z tego ciasnego miejsca, pragnie rozpocząć nowe życie z dala od wszystkich, którzy znają ją na wylot i z dala od swojego byłego chłopaka. Jest tylko jeden problem. Angie kocha swoich najbliższych i, pomimo dzielących ją kilometrów, nie może się opędzić od zainteresowania jej życiem, więc aby ich uspokoić wymyśla sobie narzeczonego. Znany motyw? Znany :) Zbliża się czas odwiedzin w rodzinnym domu i nagle okazuje się, że małe niewinne kłamstewko, którym od jakiegoś czasu Angelle karmiła swoją rodzinę, ma szansę wyjść na jaw, bo jej krewni odliczają dni do poznania jej drugiej połówki. Angie czuje, że czeka ją kompletna katastrofa, chyba że na szybko znajdzie kogoś, kto przez tydzień będzie udawał jej narzeczonego.
Cane nie jest specjalnie zachwycony, gdy bierze udział w charytatywnej licytacji kawalerów, którą zreorganizowała jego młodsza siostra, aż do momentu, gdy w ostatniej chwili licytację wygrywa Angelle, przyjaciółka jego siostry, ale również kobieta, na którą od dłuższego czasu ma chrapkę. Angie nie jest jednak typem dziewczyny, z którym zwykle zadaje się Cane. Tym bardziej mężczyzna jest zdziwiony, gdy ta piękność składa mu ciekawą propozycję. Angelle pragnie, by Cane pojechał z nią w rodzinne strony i tam udawał jej narzeczonego. Co? Jak? Dlaczego? Po co? Nie trudno się domyślić, że maskarada ostatecznie dochodzi do skutku. Jest pięknie, jest zabawnie, bywa gorąco. Parze fałszywych narzeczonych świetnie udaje się sprzedać swoją historię bliskim i znajomym dziewczyny i…. nagle komuś puszczają nerwy. Co z tego wszystkiego wyniknie? Trzeba przeczytać.
Historii o fałszywych parach jest zatrzęsienie i naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego akurat ta całkiem mi się podobała. Była lekka i zabawna, ale nie miała w sobie niczego odkrywczego. Myślę, że ta pozycja jest jednak warta poświęcenia jakiegoś wieczoru i przebrnięcia przez anglojęzyczną treść. Tak, chcę powiedzieć, że nie ma tej książki w języku polskim (poza adaptacją we wspominanej przeze mnie wielokrotnie aplikacji Chapters, gdzie historia nosi nazwę „Narzeczony na tydzień”). Polecam na święta – do nauki i do relaksu :)
Ściskam i pozdrawiam
Sil
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz