Całkiem świeża, bo wydana na świecie w 2021 roku zaś w Polsce zaledwie pół roku temu pozycja Vi Keeland – „Zaproszenie” to książka, którą polecam i to nie tylko na zimowe wieczory, ale na każdą pogodę – złą, dobrą, pogodę ducha i wszelkie inne pogody jakie znacie ;) Dlaczego? Bo jest to jedna z ciekawszych powieści romantycznych jakie czytałam.
Opowieść zaczyna się od jednego szalonego wydarzenia w życiu spokojnej i ułożonej Stelli – perfumistki obdarzonej nieprzeciętnym węchem, która posiada interesujące hobby, jakim jest czytanie starych pamiętników. Stella jest właśnie w bardzo szczególnym momencie swojego życia. Po pierwsze w końcu udało jej się odłożyć na tyle dużo, aby móc zrezygnować z pracy i zająć się swoim wymarzonym biznesem. Po drugie właśnie zakończył się jej długoletni związek. Po trzecie jej współlokatorka wyprowadziła się z dnia na dzień bez opłacenia czynszu… I tu zaczyna się historia. Na nazwisko dawnej koleżanki przychodzi zaproszenie na wesele. Stella otwiera je bezmyślnie i dziwi się, gdy nie zna młodej pary. Wie tylko, że ślub odbędzie się w jej wymarzonym miejscu, czyli w Bibliotece Narodowej. Za namową przyjaciela – Fishera - postanawia ten jeden raz zrobić coś szalonego i udać się na to wesele udając swoją byłą współlokatorkę. Wszystko idzie zgodnie z planem do momentu, w którym okazuje się, że zostaje przyłapana na gorącym uczynku przez brata panny młodej – Hudsona…
Hudson, jak wielu innych bohaterów od Vi Keeland, to dobry facet, jednak zapomniał o tym po nieudanym małżeństwie i rozwodzie. Została mu córka, którą kocha nad życie, dobrze dogaduje się też z siostrą – Olivią. Jest bogaty, męski, inteligentny, ale zimny jak lód. Przy ciepłej i radosnej Stelli, zachowuje się z rezerwą, choć może jest to niedopowiedzenie. Owszem, kobieta mu się podoba, jednak mocno nadwyrężyła jego zaufanie na samym początku znajomości, gdy nieproszona zjawiła się na weselu jego siostry i to pod cudzym nazwiskiem. Ponieważ jednak sama panna młoda z ogromnym entuzjazmem podchodzi do tej ciekawie rozpoczętej znajomości, zwłaszcza po szczerych przeprosinach ze strony Stelli, Hudson nie ma innego wyjścia, niż zaakceptować obecność Stelli w jego życiu. Nawet jeśli nie prywatnym to zawodowym, gdyż Olivia staje się upartą ambasadorką nowego biznesu nowej przyjaciółki. Początkowy chłód Hudsona powoli znika, gdy Stella okazuje się dobrą, sympatyczną partnerką w interesach, do tego pracowitą, prawdziwie utalentowaną i jeszcze piękną i ciepłą. Czy jednak iskierka porozumienia, która pojawia się między tą dwójką ma szansę rozpalić ogień, gdy nieoczekiwanie Stella odkrywa tajemnicę, której nie znał nawet Hudson?
Tyle mogę napisać o samej fabule i mam nadzieję, że udało mi się zachęcić do przeczytania „Zaproszenia”. Książka w mojej ulubionej narracji pierwszoosobowej jest pisana z puntu widzenia Stelli, ale okazjonalnie przeplatana rozdziałami pisanymi z punktu widzenia Hudsona. Czyta się lekko i miło. Jest prawdziwie zabawna, bez wymuszonych i niesmacznych żartów. Bywa namiętna, ale nie pretenduje do erotyku. Sceny intymne to tylko dodatek i trzeba się na nie naczekać. Książka jak dla mnie obfituje w odrobinę zbyt wiele zbiegów okoliczności, przez co jest oderwana od rzeczywistości, ale to nie umniejsza mojej sympatii tak dla bohaterów, jak i dla autorki. „Zaproszenie” czyta się naprawdę świetnie i to do tego stopnia, że czytając niemal zarwałam nockę, a to już chyba mówi samo za siebie ;)
Ściskam i pozdrawiam
Sil
P.S.
Jutro coś troszkę z innej beczki, ale wciąż niezmiennie zostajemy przy romansach :)
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz