wtorek, 29 listopada 2022

Słodki drań – jedna z dwóch nowych pozycji w moim osobistym TOP10 powieści romantycznych

 

    „Słodki drań” napisany w duecie przez Vi Keeland i Penelope Ward jest jedną z 5 książek, które przeczytałam w miniony weekend i jedną z 2, które szturmem wdarły się do mojego osobistego TOP10. Nieźle tam namieszały, nawiasem mówiąc ;) Wraz z książką „Playboy za sterami” wycisnęły ze mnie tyle emocji, że nie jestem pewna, czy nadal jestem sobą ;) I jeszcze jedno! Obie książki są wydane w Polsce :)

    Szczerze mówiąc zastanawiałam się, od której zacząć, bo każda, choć podobne pod pewnymi względami to coś skrajnie innego. I uznałam, że zacznę od tej, która podobała mi się odrobinę mniej, ale za to była nieco ciekawiej napisana w sensie technicznym i w pewnym momencie miała po prostu bardziej zaskakujący element.

    „Słodki drań” wydany na świecie w 2015 a w Polsce 2019 roku, jest typowym romansem podróżnym. A dokładniej pierwsza jego część jest takim romansem. Dość nietypowo u Vi i Penelope, perspektywa narracji nie zmienia się „losowo” w kolejnych rozdziałach, ale książka podzielona jest na dwie części – część pierwsza to punkt widzenia głównej bohaterki, część druga – głównego bohatera. I muszę jeszcze na tym etapie powiedzieć, pierwsza część była dla mnie jakby eteryczna, delikatniejsza. Druga część to czysta walka.

    Historia zaczyna się w ciekawym momencie życia Aubrey, młodej prawniczki, która nagle postanawia rzucić wszystko i zmienić miejsce zamieszkania przenosząc się do oddalonego o wiele tysięcy kilometrów stanu tylko dlatego, że odkryła, iż jej partner ją zdradza. Może nieco ekscentryczne, ale cóż. Aubrey jest słowną kobietą i skoro obiecała sobie, że po rzuceniu pracy przyjmie pierwszą ofertę, którą otrzyma, nie ma innego wyjścia. Nie nagromadziwszy zbyt wiele dobra, pakuje wszystko do swojej beemki i rusza w drogę. Podczas jednego z przystanków na odpoczynek, napotyka zabawnego, nieco irytującego i diabelnie przystojnego kierowcę Harleya. Chance, bo tak ma na imię główny bohater, jest tyleż intrygujący, co złośliwy, ale jednocześnie czarujący. Gdy oboje odkrywają, że jadą do praktycznie tego samego miejsca i, co gorsze, że w aucie Aubrey właśnie uszło z koła całe powietrze, zaś motor Chance nie chce odpalić, dobijają targu. Aubrey podwiezie mężczyznę do Kaliforni, ale on musi najpierw zająć się jej samochodem. Pierwsza część książki to po prostu dobry, zabawny, ciekawy i pełen pasji romans podróżny. Kończy się nieco melancholijnie, ale to sam środek fabuły, więc nie można było się spodziewać wiele więcej. Czytelnik kończy pierwszy etap zastanawiając się, co takiego się wydarzyło? Czy to wszystko, co czytaliśmy w pierwszej części to tylko piękny sen? I wtedy przewracamy kartkę, rozpoczyna się część druga i na początek kubeł zimnej wody. Nagle tak wiele staje się jasne. Czytamy, co ma do powiedzenia główny bohater i zaczynamy trzymać kciuki, by wszystko się udało.

    Tak, Moi Drodzy, ta historia wzbudziła we mnie wiele emocji. Była piękna, wyciszająca i nagle pełna walki. Bohaterowie zmieniali się, dojrzewali, czasem byli na prawdziwej huśtawce emocjonalnej, ale wszystko było tak bardzo naturalne. Piękna historia. I, trochę spoilerując, piękna koza ;)

    Czy książka ma wady? Jak się dobrze postaracie, to może coś znajdziecie. Ja się nie starałam, więc nie znalazłam ;)


Ściskam i pozdrawiam

Sil


P.S.


Nie jestem pewna, co będzie jutro...


fot. Sil



1 komentarz:

  1. Zastanawiając się, czy przeczytać tę książkę moją uwagę przykuł opis, gdzie było napisane coś o koźle. I pomyślałam, że jaki głupi pomysł, że absurd. I z tej ciekawości przeczytałam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ten kozioł idealnie wpasował się w całą historię i dodał mnóstwo humoru. Kolejna, bardzo dobra pozycja od Vi.

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty :)