Kate Meader, autorka gejowskiego romansu „Melting point” to naprawdę znana amerykańska autorka bestselerowych powieści. Czytałam wiele jej pozycji, jak np. bardzo lubiane przeze mnie „Flirting with Fire” z bardzo popularnej serii autorki „Hot in Chicago” (Recenzja „Flirting with Fire” na pewno pojawi się na tym blogu w terminie późniejszym ;)). Dodam, że „Melting point” również pochodzi z tej serii, co było dla mnie główną przesłanką do sięgnięcia po tę pozycję. Szczerze mówiąc, była to moja pierwsza przeczytana książka całkowicie LGBT+ i o ile nie żałuję, że ją przeczytałam, bo potrzebowałam takiego doświadczenia, to jednak od razu się przyznam. Książka była dobrze napisana, ale niestety nie umiałam się w nią wczuć. Zastanawiam się, czy byłoby inaczej, gdyby głównymi bohaterkami nie byli mężczyźni, tylko kobiety, ale wydaje mi się, że nie ma to większego znaczenia. Po prostu najczęściej sięgam po książki, w których próbuję się identyfikować z główną bohaterką i wczuć w jej relację z głównym bohaterem. Trudno było mi się wczuć w postać stu procentowo męską :)
Wydana w 2015 roku książka „Melting point” to historia strażaka – gaya, przystojnego i zabawnego a przede wszystkim bardzo ciepłego i otwartego Gagea Simpsona a także Bradiego Smitha, byłego żołnierza i obecnie uznanego szefa kuchni znanej restauracji. Brady boryka się z bardzo silną odmianą PTSD i nie jest w stanie zbliżyć się do żadnego człowieka aż do momentu, gdy na jego drodze staje chodząca radość (przynajmniej z pozoru), czyli piękny Gage. Oczywiście pomijając fakt, że jest to para homoseksualna, akcja powieści przebiega podobnie jak w wielu innych romansach, które czytałam. Jest więc fascynacja, wzajemne pożądanie, radość ze wspólnie spędzonych chwil, próba zaufania, problemy i wątpliwości wynikające z trudnej przeszłości...
Kate Mader naprawdę potrafi prowadzić fabułę w sposób, który sprawia, że nie wiadomo kiedy przeczytaliśmy książkę. Doceniam to tym bardziej, iż ostatnio zaczęłam kilka powieści i musiałam zawiesić ich czytanie, bo po prostu pomimo interesującej treści, prowadzenie wątków było nudne. I nie mówię tu tylko o autorach dla mnie nowych, ale również o autorkach, których inne prace już wcześniej znałam.
Czy pozycja ma wady? Pewnie już się domyślacie, że ma. Jak każda książka ;) Brak wydania w j. polskim to tylko jedna z nich. Drugą poważną wadą jest to, że powieść fragmentami wydawała się zbyt zwięzła, jakby autorce spieszyło się do zakończenia. Trzeci problem to ten, wspomniany przeze mnie na początku, czyli fakt, że trudno było mi się wczuć w męskiego bohatera, więc czytałam jakby „z dystansu”. Pytanie, czy pomimo subiektywnych wad, które zauważyłam poleciłabym tę książkę? I tak, i nie. Tak, bo jest to ciekawe doświadczenie nawet dla osoby heteroseksualnej i w dodatku kobiety. Tak, gdyż zawsze jestem zwolenniczką poszerzania swoich horyzontów myślowych i rozwoju tolerancji, z którą tak wielu wciąż ma problem. Tak, bo jest to ważny element całkiem udanej serii autorki. Tak, bo książka technicznie była dobrze napisana. A co przemawia na nie? Przypuszczam, że dla relaksu powinniśmy czytać to, co sprawia nam przyjemność i pewnie wiele z nas nie znajdzie przyjemności w romansie, w który trudno się wczuć. Ale jeśli jesteście ciekawi, jak wg Kate Mader wygląda romans LGBT+ to jest to całkiem dobry wybór ;)
Ściskam i pozdrawiam
Sil
P.S.
A jutro coś, co może Was zaskoczy, bo będzie Vi Keeland i więcej krytyki niż zachwytu dla odmiany ;)
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz