Wahałam się, czy warto dodawać jedna po drugiej recenzję książki tej samej autorki. W końcu dopiero rozkręcam nowego bloga, co pomyślą Czytelnicy i w ogóle… Ale postanowiłam zaryzykować :) Następna recenzja na pewno będzie dotyczyć książki innego autora, ale jeszcze dziś chciałam się podzielić opinią o czymś od Vi Keeland.
„Gracz” podobnie jak „Bossman”, jest do przeczytania w aplikacji Chapters jako adaptacja, ale co tu dużo mówić. Jeśli „Szef” nie umywał się do oryginału to „Prawdziwy gracz” leżał naprawdę daleko od „Gracza”. Tym razem nawet zakończenie premium nie ratuje adaptacji. Oryginał jest całkowicie, niepodważalnie kilka półek wyżej nad wersją z Chapters.
Opowieść Delilah i Brodiego nie wyczerpuje tym razem narracji. Pojawiają się jeszcze rozdziały pisane z trzeciej perspektywy – byłej dziewczyny głównego bohatera – Willow. Bardzo ciekawy zabieg, który z pewnością podnosi walory całej powieści. Przynajmniej wg mnie. Podobnie jak w przypadku „Bossmana” fabuła rozkręca się powoli i na początku wydaje się prostą historią. Tak, jest jakaś tam iskra między bohaterami, jest jakiś konflikt interesów. Oczekiwania są różne, ale pozytywne i przyjazne. To, co odróżnia historię od Reese i Chasea to uwikłanie w rozwój wydarzeń byłej dziewczyny głównego bohatera. Inną naturę mają też wątpliwości pary, co do związku między nimi. Zarówno Delilah jak i Brody zmagają się z duchami przeszłości, ale zupełnie innymi niż te bohaterów Bossmana. Dlatego pomimo że z pozoru powieść budowana jest na podobnym schemacie, tak naprawdę odróżnia ją wszystko.
A czego dotyczy fabuła? Ano jest sobie debiutująca reporterka sportowa Delilah i gwiazdor footballu amerykańskiego Brody. Spotykają się pewnego dnia w szatni, gdy Delilah próbuje przeprowadzić swój debiutancki wywiad na żywo a zamiast tego musi się zmagać z bezwstydnością i dziwnym żartem swojego rozmówcy. Brzmi tandetnie? Może, ale takie nie jest. Delilah jest skromną, ciężko pracującą dziewczyną – uroczą i zabawną. Brody jest mężczyzną prostym, ale o wielkim sercu i nietuzinkowym poczuciu humoru. Ona przeżyła kiedyś tragedię, jak ich wiele. On? Próbuje chronić pokaleczone serce za murami bezwstydnego playboya. I jest jeszcze Willow, trzecie koło u wozu, które zjawia się nagle i znikąd próbując odzyskać to, co miało w życiu najpiękniejszego. Ale nie, nie jest złą dziewczyną, ani irytującą byłą, czy nadgorliwą psychofanką. Nic z tych rzeczy. Willow po prostu również nie miała w życiu lekko i choć pewnie części czytelników grało na nerwach jej nagłe pojawienie się w życiu Brodego, tak naprawdę trudno było jej nie polubić.
Moi Drodzy, mam nadzieję, że nie wzięliście tego, co napisałam za zlepek nadmiernej dramy. Nie, powieść jest naprawdę miła do czytania. Nie płytka, ale nie jest też to jakaś bezdenna studia emocjonalna. Wszystko jest spójne i wyważone. Mamy tu też wspaniałe postaci drugoplanowe, co nie jest wcale takie częste. Tu czy tam można uronić łezkę, ale śmiechu też jest sporo. Powieść jest fajna, idealna na długie zimowe wieczory. Z piękną treścią i pięknym zakończeniem. Polecam ku pokrzepieniu serc lub po prostu dla relaksu.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
P.S.
A jutro coś o smokach i wampirach ;)
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz