Pewnie nieco Was zaskoczę, gdy zrozumiecie, co takiego chcę zrecenzować i to nie tylko dlatego, że kolejna książka, którą biorę na tapet (tak, na tapet :) powiedzenie „brać na tapetę” jest równie popularne, co błędne…) jest z zakresu tematyki romansów w stylu BDSM, ale również dlatego, że jest to czwarta z pięcioczęściowej serii Masters Unleashed, czyli w wolnym tłumaczeniu „Panów bez smyczy” autorstwa pisarskiego duetu Sparrow Beckett. Dlaczego więc zaczynam swoją recenzję od czwartego tomu? Krótko, po prostu jest najlepszy, a poza drobnymi zbieżnościami w nazwiskach i upodobaniach bohaterów oraz nocnym klubem „Katakumby”, tak naprawdę książki nie mają ze sobą wiele wspólnego. Każda z nich przedstawia całkowicie inną historię.
Niestety… książki nie zostały wydane w Polsce, a akurat ta część serii nie jest nawet dostępna w polskiej wersji językowej wielokrotnie wspominanej przeze mnie aplikacji Chapters. Pewnie z czasem się tam pojawi, ale póki co możemy czytać tylko po angielsku lub skorzystać z jakiegoś automatycznego translatora.
Może znów Was zaskoczę, Drodzy Czytelnicy, gdyż po raz pierwszy odniosę się do samego tytułu i jego znaczenia w kontekście powieści. „Pan w lśniącej zbroi” to naprawdę świetnie skrojony tytuł i doskonale określa charakter tak całej książki, jak i głównego bohatera. „Pan” jest tu oczywiście nawiązaniem do BDSM i kto czytał już coś z tej kategorii romansów, prawdopodobnie będzie wiedzieć o co chodzi. Nieświadomym wspomnę tylko, że świat BDSM zakłada istnienie osób dominujących i uległych w relacji między partnerami, niekoniecznie chodzi tu o stosunki seksualne, a szczególnym rodzajem dominujących są tzw. „panowie” czy też „panie”, bo płeć nie ma tu znaczenia. Niestety w języku polskim nie mamy właściwie odpowiedniego słowa na przetłumaczenie Master, bo jest to coś pomiędzy „panem-władcą” a „mistrzem”, dlatego tytuł może być niezrozumiały. Master w BDSM to po prostu ktoś, komu osoba uległa w związku/relacji bezgranicznie ufa i poddaje się jego woli. Oczywiście w określonym wspólnie zakresie. Dlaczego to wszystko piszę? No tak, próbuję przedstawić mój sposób postrzegania tytułu. Teraz druga część, skoro już wiemy, czego dotyczy Master. Lśniąca zbroja… Oczywiście, cały tytuł ma się pewnie kojarzyć z rycerskością, nienagannymi manierami, nienagannymi wartościami moralnymi, co pewnie niektórym z czytelników wyda się nie na miejscu w świecie BDSM. Nic bardziej błędnego. Myślę, że właśnie w takich delikatnych relacjach jako dominujący-uległa (czy odwrotnie ;)) te maniery są szczególnie istotne, podobnie jak przestrzeganie zasad i reguł obu partnerów. Ale ten tytuł nie nawiązuje tylko do tego. Moim zdaniem bardziej tu chodzi o zbroję, którą główny bohater „założył”, aby się chronić przed szeroko rozumianym okrutnym światem. A rycerskość, którą symbolizuje lśniąca zbroja, niekoniecznie jest skierowana tylko do „damy serca” ;) Co mogę mieć na myśli? Rąbek tajemnicy zaraz się uchyli, a resztę trzeba będzie odkryć na własną rękę, sięgając po książkę.
Fabuła „Pana w lśniącej zbroi” jest całkiem odświeżająca, ale nie oszukujmy się. W Polsce BDSM to wciąż zjawisko, o którym nikt nie mówi i na pewno będzie określone jako kontrowersyjne. O ile ja jestem daleka od krytykowania czyichś upodobań seksualnych, o tyle wiem, że nawet lubiane przez wszystkich „50 twarzy Greya” (którego póki co nie czytałam…), nie zostało przyjęte bez nadmiernej krytyki. A cała seria „Masters Unleashed” to BDSM w czystej postaci. I… właściwie wbrew pozorom, najbardziej wyróżniająca się na tym tle jest część 4. Dlaczego wbrew pozorom? Bo wydawałoby się, że to właśnie historia właściciela klubu BDSM powinna być najbardziej erotyczna. Tymczasem ta część zawiera w sobie również wiele innych, ciekawych wątków i całość wyróżnia się na tle pięcioksięgu.
Historia zaczyna się w momencie, w którym Juliet, młoda urocza projektantka wnętrz, próbuje zdobyć nowego, obiecującego klienta dla swojej rodzinnej firmy renowacyjnej. Oczywiście od początku zdaje sobie sprawę, że idzie na rozmowę do właścicielem nocnego klubu, ale nie ma bladego pojęcia, jakiego rodzaju jest to klub. W dodatku ani sam klub, ani brat właściciela, ani ostatecznie sam właściciel „Katakumb” (org. Catakomb) – William, nie robią na Juliet dobrego wrażenia. Co niestety nie oznacza, że może od tak zrezygnować z tego niecodziennego klienta i to nie tylko ze względu na rodzinny biznes, ale również na fakt, że Will okazuje się nadspodziewanie intrygujący… Jeśli myślicie, że romans między tą dwójką wyczerpuje fabułę, to jesteście w błędzie. Chyba nie poświęciłabym tej książce aż tyle uwagi i miejsca wśród swoich ulubionych powieści, gdyby nie fakt, że pojawia się tu jeszcze inny, zaskakujący wątek. Wątek dziecka. I to nie dziecka potencjalnych kochanków. O co chodzi i jak duet Sparrow Beckett poradził sobie z tym nieoczekiwanym wątkiem trzeba po protu przeczytać i zaznaczę, że znajdziemy tu jeszcze kilka innych ciekawych elementów fabuły.
„Master in Shining Armor” to zdecydowanie powieść o cechach erotyku, ale jednocześnie jest chyba najbardziej romantyczną opowieścią z zakresu BDSM, jaką kiedykolwiek czytałam (Czytałam ich około 10, może trochę więcej ;)). Ponadto jest to książka, którą mogę polecić ze względu na inne wątki niż szeroko rozumiane odkrywanie przez główne bohaterki swojego „ja” w świecie „zakazanych” fantazji erotycznych, jak to miało miejsce chociażby w pierwszych trzech tomach serii. Oczywiście jednym z tematów, jest tu tolerancja dla preferencji innych, a ja zawsze traktuję takie wątki jako materiał quasi edukacyjny. Dlatego pomimo kontrowersji polecam tę pozycję.
Ściskam i pozdrawiam
Sil
P.S.
Jutro coś trudnego, ale z dużą dawką nadziei. ;)
fot. Sil |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz